Rozdział IV

1 0 0
                                    


  Budzik brzęczał już dłuższą chwilę.
Zakryłam głowę kołdrą i nie miałam zamiaru opuszczać swojej fortecy.
Już nie wiem, co najbardziej bolało mnie w całym tym wczorajszym bałaganie.
To, że Intruz miał rację, fakt, że Asami nie przyszedł, czy to jak bardzo się tym przejęłam.
A może wszystko na raz.
Może serio, to po prostu jakiś wariat.
W takim układzie powinnam przedstawić go mamie.
Uśmiechnęłam się mimo woli.
Uporczywe brzęczenie zirytowało mnie na tyle, że wstałam.
Poczłapałam do łazienki i jakimś cudem, udało mi się doprowadzić swoje Ja do porządku.
Dziś czwartek. Z tego co wiem, lekcje nie trwają jakoś długo.
Dwie ostatnie to wf. Może po prostu się urwę.
Nie, nie do domu.
Dziś jest Ten dzień tygodnia.
A to oznacza, że przez mój ogródek przetoczą się wszystkie okoliczne świry.
Nie lubię być w domu w Tym dniu.
Nawet Pożeracz Czasu nie potrafi mnie odizolować na tyle, żebym nie czuła ich obecności.
To pewnie głupie, biorąc po uwagę fakt, że gabinet matki nie jest połączony z domem.
Przeszedł mnie dreszcz.
Tak czy inaczej, oni byli obcy. A to była Moja przestrzeń.
Skończyłam zaplatać warkocz.
Dziś przynajmniej nie trzeba zakładać głupiego galowego wdzianka.
Patrzyłam w swoje odbicie i nabierałam coraz większej ochoty, żeby coś zmienić.
Zrobić coś szalonego. Uśmiechnęłam się paskudnie, na myśl co by powiedziała moja matka, na widok kolczyka w nosie.
Pewnie nie zauważyłaby.
Przewróciłam oczami, wzięłam torbę i wyszłam z pokoju.
W domu było cicho. Idąc wąskim korytarzem, czułam zapach niedawno parzonej kawy.
Nie lubię kawy.
Lubię jej zapach, lubię dźwięk, kiedy ekspres mieli ciemne ziarna.
Pani Grażynka była w kuchni.
- Dzień dobry. - Powiedziałam, sięgając po torebkę z drugim śniadaniem.
- Dzień dobry, Alu.- Pulchna, starsza kobieta uśmiechnęła się do mnie serdecznie.- Siadaj, zjedz coś.
- Nie, dziękuję.- Wykręciłam się, szybko chowając jedzenie.
Nie czekając na dalsze prośby, wyszłam szybko z domu.
Czy widok Intruza, opartego plecami o mój płot zdziwił mnie?
Jeśli chodzi o tego gościa, to już chyba nic mnie nic zdziwi. Przestałam się zastanawiać, dlaczego jego obecność coraz mniej mi przeszkadza. Właściwie, to nawet się z niej cieszę. Poniekąd. Może  jeśli człowiek za długo pławi się w samotności, to potem zmienia się w desperata, łaknącego jakiejkolwiek uwagi? Istnieje również inne wytłumaczenie, być może Intruz jest po prostu całkiem w porządku.
- Zaspało się.- Rzucił z tą swoją drwiną.
- Zamknij się.- Poradziłam mu życzliwie, po czym, zupełnie nie zwracając na niego uwagi, ruszyłam w stronę szkoły.
Dogonienie mnie nie sprawiło mu specjalnej trudności.
- Widzę, że humor ci wrócił. - Powiedział, patrząc prosto przed siebie.
- Nie wiem o czym mówisz.- Burknęłam.
O dziwo nie odpowiedział.
Szliśmy w milczeniu. O tej porze na ulicy roi się od ludzi pędzących do pracy.
Przystanki są oblegane.
Panuje ogólny zamęt i rozgardiasz.
Nie znoszę chodzić główną ulicą.
Skręciłam w boczną alejkę i weszłam w cień ogromnego bloku.
Odczułam ulgę.
Droga co prawda ciut dłuższa, ale opłaca się.
Kolos odciął nas od ulicznego zgiełku.
Szliśmy w milczeniu. Mimo to czułam obecność Intruza.
Po raz kolejny zdziwiłam się, że wcale mi to nie przeszkadza.
- Popatrz. - Powiedział nagle, a jego oddech omiótł moją szyję.
Przeszył mnie dreszcz, nie wdając się w dyskusję spojrzałam.
Wysoko, nad naszymi głowami, na oko na ósmym piętrze, na parapecie siedział chłopak.
Zatrzymałam się gwałtownie, a Intruz wpadł na mnie.
Chyba tylko cudem nie wylądowaliśmy na ziemi.
- Pokraka. -Parsknęłam śmiechem. Skrzywił się rozcierając miejsce, gdzie walnęłam go głową.
- Czemu ten idiota tak siedzi? - Zapytał, patrząc w górę. - Przecież może spaść.
- Może on chce spaść. - Powiedziałam, również patrząc na chłopaka.
Intruz popatrzył na mnie zaskoczony.
- Myślisz, że gdyby chciał skoczyć, trzymałby w ręku kubek?
- Może rzuciła go dziewczyna, dla Bęcwała z 2d.- Wzruszyłam ramionami. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę, siedzącego na parapecie, szaleńca.
Zielone oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
- Dlaczego akurat 2d?- Zapytał zdziwiony Intruz.
- A może on po prostu czeka, aż ktoś mu powie, żeby nie skakał. - Dodałam ciszej.
Ruszyłam w kierunku szkoły.
Jeden wariat to za mało, żeby usprawiedliwić przed matką nieobecność na zajęciach.

Długa przerwa.
Przysiadłam na podłodze, w rogu korytarza i zaglądam do torby, którą przygotowała mi pani Grażynka.
Jej kanapki to zawsze mistrzostwo świata.
Rozglądam się.
Pierwszy raz, od rana, nie ma w pobliżu Intruza.
Dziwne uczucie. Chyba naprawdę zaczynam się do niego przyzwyczajać.
Marszczę brwi, coś za łatwo idzie mu oswajanie mnie.
To niedobrze, nie należy się przywiązywać.
Wgryzam się w boską kanapkę.
Moje spojrzenie leniwie przesuwa się po ludziach na korytarzu.
O, Intruz się znalazł. Siedzi obok dziewczyny z naszej klasy.
Szepczą coś, pochyleni nad zeszytem.
Mam wrażenie, że kanapka już nie smakuje tak dobrze.
Absurd.
A on, zupełnie jakby mnie wyczuł, podnosi głowę i patrzy w moją stronę.
Z uporem gapię się w swoje jedzenie. Zajmij się tą słodką brunetką.
I odczep się ode mnie. Robi mi się jakoś dziwnie.
Na szczęście dzwonek obwieszcza koniec żarcia.

Chemia.  

Labirynt Rzeczywistości - AlicjaWhere stories live. Discover now