1. To mnie niszczy...

76 9 12
                                    


Od zawsze wiodłam spokojne życie. Byłam poukładaną dziewczynką, której nigdy niczego nie brakowało. Rodzice, mimo przeciętnej sytuacji materialnej starali się zapewnić mi wszystko, co niezbędne do funkcjonowania: od jedzenia po ubrania. No właśnie, rodzice... Nigdy nie zaznałam rodzinnego ciepła. Mimo, iż nigdy nie byli jakoś specjalnie zapracowani i czasu im nie brakowało, nie dawali mi tego, czego naprawdę chciałam-miłości. Możliwe, że na początku coś czuli i byłam ich malutką 'żabką'- w końcu najmłodsza z rodzeństwa, a to bierze się pod uwagę. Szczerze powiedziawszy, nie miałam specjalnych wyrzutów do mamy, bo wcześniej nie potrzebowałam zrozumienia, konkretnego wsparcia czy dobrej rady. Wystarczył mi stos lalek Barbie, bym zaznała szczęścia. Wracając do mamy, od zawsze troszczyła się o mnie i o mojego starszego brata: mimo, iż nie potrafiła okazać tego, na czym zależy mi aktualnie, wykazywała cechy porządnej, kochającej matki. Gdy byliśmy chorzy- od razu ze zmartwionym wyrazem twarzy przykładała do czoła swą zniszczoną od pracy, szorstką dłoń, która mimo swej nieprzyjemnej struktury dawała ukojenie w bólu i cierpieniu. Od zawsze była wyrozumiała (przynajmniej w niektórych kwestiach). Gdy potrzebowałam więcej czasu na naukę, mogłam zrobić sobie dzień wolny od zajęć lekcyjnych, a ta mi ufała, bo wiedziała, że nie zmarnuję szansy. Teraz nasuwa się pytanie- co z tatą? Dlaczego nie przypisuję mu żadnych zasług? No i tu zaczynają się schody, bo mój ojciec to prawdziwy potwór i to właśnie przez niego w naszej rodzinie brakuje ciepła. Nie ma mowy o rodzinnych zebraniach przy telewizorze, wspólnie spożytym obiedzie czy jakiejkolwiek podróży. NIC. Przykre jest to, że na tym wszystkim najbardziej traci moja mama. Moja kochana mamusia. To ona jest 'przedmiotem', na którym ojciec się wyżywa, wyładowując swą całą złość. Może wydawać się, że chodzi mi o przemoc fizyczną, ale nie... to przemoc psychiczna tak okropnie działa na drugiego człowieka i go doszczętnie niszczy. W mojej rodzinie od zawsze prawo do głosu miał tylko on, nikt nie mógł wyrazić swojego zdania i zaproponować czegoś od siebie. Nawet mama zostawała oddalana od spraw, typowo rodzinnych, zupełnie jakby się nie liczyła. Oni wszyscy myślą, że ja o niczym nie wiem i, że jestem jakąś kretynką, która nie jest w stanie się domyślić, co się dzieje i jak toksyczna atmosfera panuje w naszym domu. Nieraz słyszałam, jak ojciec wydziera się na matkę i ją wyzywa od szmat. I ta powaga w głosie zmieszana z nienawiścią... okropne. Potem łamiący się głos mamy, która zadaje ciągłe pytanie: dlaczego on jej to robi? Dlaczego ją traktuje jak kogoś obcego? Jak bezdomnego psa? Nigdy nie jest w stanie odpowiedzieć, podając odpowiednie argumenty. Nigdy. BO TAK MA BYĆ I ON TAK CHCE. Zawsze chowając się w pokoju, płakałam. Płakałam, bo nie mogłam znieść tego traktowania. Tego, jak traktuje najważniejszą w moim życiu osobę. Warto dodać, że mieszkamy na totalnym zadupiu i mamy gospodarstwo. Ojciec coraz bardziej oddala się od codziennych obowiązków, a te spadają na ramiona mojej mamy. Jeszcze gorsze jest to, że on poniża mamę nawet przy innych osobach, spoza naszego środowiska. Nawet przy nich pokazuje, że ona już się dla niego nie liczy i sakrament małżeństwa zawarty 25 lat temu nie ma żadnego znaczenia. Już nie raz próbowałam zaingerować w to, spróbować coś zmienić, chociażby na siłę. Wiedziałam, że mi się oberwie, ale nie mogłam dłużej znosić tego traktowania. Problem w tym, że z ojcem nigdy nie da się normalnie porozmawiać, bo ciągle pokazuje swoją wyższość, której w rzeczy samej nawet nie posiada. Myśli, że ma władzę nad ludźmi i to mu chyba sprawia przyjemność. Wystarczy, że podniesie głos i od razu w moich oczach pojawiają się łzy. Gdy chcę się mu przeciwstawić, wymiękam. Nie radzę sobie z presją, jaką na mnie wywiera. To mnie niszczy. Nikt nie wie, że wszystko przekłada się na mnie i moje zachowanie. Że przez to staję się agresywna i w ten sam sposób zaczynam traktować innych ludzi, którzy stają się moimi ofiarami. Dlaczego? Bo wczuwam się w sytuację rodzinną i obieram sobie ojca za wzorzec. Od zawsze pragnęłam, by mama wzięła rozwód, bo nie dość, że niszczy ją to obrywa się również dla mnie. Nie wspominam o moim bracie, bo on jest dorosły i zdaje sobie sprawę z tego, że i tak niczego nie zmienimy. Eh, on żyje w swoim świecie. Ma stos gier, stale ulepszany komputer, wspaniałą dziewczynę i co najlepsze- pełnoletność. Przez to, w każdej chwili może się wyprowadzić i zażegnać szarą rzeczywistość. Tylko- co ze mną? Wracając do mamy. Nie mam pojęcia, jak ona to wszystko wytrzymuje. Nie wiem, czy istnieje coś takiego jak przyzwyczajenie do bólu, przecież z dnia na dzień pogrąża się jeszcze bardziej. Nie twierdzę, że tego chcę, ale na jej miejscu już dawno odebrałabym sobie życie. Przypomniało mi się nawet jej jedno zdanie: ,,Lepiej by było, gdybym umarła. Tylko wy, (ja i brat) mnie trzymacie". 

----------------------------------------------------------------------------------------

To moja pierwsza opowieść, więc możliwe, że nie jest jakoś perfekcyjnie napisana, fabuła może nie zachęca, jakieś błędy językowe- wszystko rozumiem. Jednak liczę na wasze opinie, wskazówki do działania!  Kolejna część wkrótce. 

To może jeszcze raz? Tak od nowa...Where stories live. Discover now