~5~

16 1 0
                                    

Dorian wybiegł z mieszkania nie kłopocząc się zamykaniem drzwi na klucz. Rozejrzał się w poszukiwaniu chłopaka. Kątem oka zauważył go znikającego za rogiem sąsiedniego budynku. Bez zastanowienia ruszył w tym kierunku. Zanim jednak wyszedł za załom upewnił się, że dobrze ukrył manę aby nie zostać wykrytym. Gdy wyjrzał nie widział już Nathana ale mógł bez kłopotu wyczuć oddalającą się aurę. Ruszył za nią. Z każdym krokiem oddalał się od terenów mieszkalnych.  Ku swojemu zdziwieniu zauważył że Nathan kierował się w stronę lasu. Po chwili wędrówki Dorian poczuł coś niepokojącego. Złowroga energia przybierająca na sile nie przypominająca niczego co do tej pory spotkał. Wzbudzała w nim niemałe przerażenie. Nie potrafił jej porównać z żadnym mieszkańcem czterech królestw. Powoli ta ciemność i strach zaczęła przygaszać manę Nathana. Brunet przełknął z oporem ślinę. Zaczynał żałować że nie posłuchał kolegi. 

                                                                                        ***

Nathan biegł omijając rosnące coraz gęściej drzewa. Czując wzbierając, mroczną aurę, zaczynał się zastanawiać czy trzy kule wystarczą aby się jej pozbyć. Ból w ręce już dawno przestał zwracać jego uwagę. Gdy zrozumiał że zbliża się do źródła, zwolnił pozwalając sobie uspokoić oddech. Nie przyszło mu to łatwo. Wiedział co się za chwilę stanie a ludzkie ciało często nie słuchało rozumu i wydzielało tak bardzo znienawidzoną przez niego adrenalinę. Ostatnio odcinek przeszedł spokojnie. Gdy zza drzew wyłonił się sporych rozmiarów wir ciemnego pyłu, zatrzymał się. Z portalu wylewało się delikatna zielona poświata, rozświetlająca okolice. Nathan rozejrzał się dookoła, sprawdzając w jakim otoczeniu przyjdzie mu walczyć. Dopiero teraz zauważył jak późno jest. Księżyc starał się przebić swoim światłem przez nienaturalną poświatę. Nathan szybko ocenił aktywność portalu. Egzekutor jeszcze się nie pojawił ale wolał nie ryzykować zmarnowanie kuli lub bezpośredniego ataku potwora. Chłopak stanął w większej odległości od przejścia. Wziął kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić walące serce. Mimo że bywał już w gorszych sytuacjach, za każdym razem czuł strach że ta może być ostatni portal który widzi. Przymknął na chwilę oczy. Przez chwilę przez jego głowę przebiegły wspomnienia wszelkich bitew w otchłani. Każdy manewr którego nauczył się podczas służby w Armii Pańskiej był powtarzany aby nie popełnić żadnego błędu. Myśli zapędziły się do dnia w którym został wygnany na Ziemię. Mimowolnie przywołał twarz dziecka prześladującego go w snach. Chłopak szybko usunął obraz przerażonego chłopca. Jednak ta krótka chwila wystarczyła aby po jego policzku spłynęła łza. Otarł ją wierzchem dłoni, otwierając oczy. Zobaczył go. 

Olbrzymi, podłużny pysk węża wysuwał się powoli z portalu. W odróżnieniu od ziemskich gadów jego ciało było pokryte śnieżnobiałymi piórami. Głowa nie była jeszcze całkowicie widoczna. Oczy stwora nadal były ukryte pośród wirującego pyłu. Chłopak rozluźnił mięśnie, szykując się na odparcie ataku. Pysk z każdą sekundą wyłaniał się coraz bardziej, odsłaniając kolejne ostre kły przypominające szable. Nathan skupił się na złotych oczach opuszczających portal. Gdy stwór dostrzegł swoją ofiarę, wydał z siebie przerażający, skrzeczący dźwięk mrożący krew w żyłach.  Na ten sygnał chłopak skupił swoją energię w prawej dłoni. Jasne, czerwone światło rozbłysło na ułamek sekundy a jego smugi wydłużyły się.Blask zaczął formować się w długi, prosty, obosieczny miecz. Rękojeść była srebrna i nie posiadała wielu zdobień. Klinga była wykonana z lekkiego, czerwonego metalu, który odbijał zielone światło portalu. Wąż widząc pojawiającą się broń, ruszył z impetem w kierunku swojej ofiary. Nathan ugiął nogi szykując się do uniku.

                                                                                     ***

Dorian skradał się powoli w kierunku źródła mrocznej aury. Starał się nie robić niepotrzebnego hałasu, który mógłby go zdradzić. Zastygł w bezruchu gdy do jego uszu dobiegł przeraźliwy wrzask. Nigdy wcześniej nie słyszał niczego równie strasznego. Stał jeszcze chwilę skamieniały, nie mogąc się ruszyć. Po chwili bezczynności uniósł dłoń i wymierzył sobie mocny policzek.
- Ogarnij się!

InfamiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz