W środku nocy, dwa niemowlęta leżą w łóżeczkach. Chwilę wcześniej rodzice przygotowali je do snu, lecz jedna z dziewczynek nie miała zamiaru grzecznie zasnąć. Bezgłośnie machała rączkami chcąc dotknąć wilczków, przymocowanych do karuzeli jaka wisi nad nią.
Nagle jakiś odgłos dobiegł zza okna. Dziewczynka zwróciła wzrok w kierunku okna. Choć nie rozumiała jeszcze co to mogłoby oznaczać, nie potrafiła oderwać spojrzenia.
Nagle okno uchyliło się i jakaś kobieta wskoczyła przez nie do pokoju. Przez cały czas dziecko nawet się nie zająknęło, a drugie nie obudziło. Tajemnicza postać podeszła do rozbudzonej dziewczynki i wzięła na ręce. Dopiero wtedy małe próbowało zapłakać lecz nie wydobył się żaden dźwięk. Kiedy kobieta chciała sięgnąć po drugie, usłyszała jak ktoś idzie na górę po schodach.
Nim ktokolwiek zdążył ją zauważyć uciekła z pokoju tą samą drogą co przyszła. Tylko tym razem trzymała kogoś w ramionach...
Obudziłam się nagle, cała zlana potem. To było takie rzeczywiste, a może faktycznie było prawdziwe? Czyżbym właśnie miała jakąś tajemniczą wizję moich wspomnień z dzieciństwa? Teraz kiedy już się obudziłam ta wizja blaknie, ale mam nie odparte uczucie, że dowiedziałam się w końcu jak doszło do mojego porwania.
Podparłam się łokciami. Znajdowałam się w sypialni mojej i Sama, który leży teraz obok na łóżku i wciąż śpi. Zazdroszczę mu tego też chciałabym beztrosko leżeć i śnić o czymś lepszym niż nasza sytuacja. Moja historia stała się dla mnie obca, jakby dawna ja - Annie Collins przestała istnieć a została Elena West. Nie wiem co o tym myśleć. Czy zostawić imię Annie, a może wrócić do Eleny? Jaka jest tak naprawdę moja rodzina? Czy ja i Mitchie jesteśmy tak niebezpieczne jak wszyscy sądzą?
Wszystko wymaga przemyślenia, za dużo na raz się na mnie zwaliło.
Wstałam po cichu z łóżka, tak by nie obudzić ukochanego. Wrzuciłam na siebie szlafrok i udałam się do kuchni.
Przechodząc przez korytarz dostrzegłam, że drzwi pokoju, który udostępniliśmy mojej siostrze i jej przeznaczonemu są uchylone.
Nie podchodziłam bliżej, nie chcąc przeszkadzać. Zeszłam szybko po schodach kierując się do kuchni. Kiedy bowiem mam koszmary, pomaga mi wypicie szklanki ciepłego mleka.
Nie spodziewałam się, że kogoś tam zastanę, wszyscy o tej porze powinni spać. Nie licząc kilku wilków obserwujących granice naszego terytorium. Odkąd bowiem znaleziono ciało, Sam nałożył dodatkowe środki bezpieczeństwa by nikt nie pożądany nie mógł się prześlizgnąć.
Dlatego przestraszyłam się kiedy dostrzegłam cień w kuchni. W pomieszczeniu było ciemno, nie licząc nikłej poświaty pochodzącej zza okna. Niebo było czyste, bez żadnej chmurki więc światło odbite od księżyca docierało do nas w całej okazałości. W napięciu podchodziłam do dziwnego nieznajomego, ale kiedy przyjrzałam się dokładniej rozpoznałam kim on jest.
- Nie możesz spać?
Postać odwróciła się od okna na dźwięk mojego głosu. Blask dobiegający zza okna dopiero teraz dokładnie obrysowuje sylwetkę. Dlatego widzę dokładnie, że osoba której się obawiałam to moja siostra. Mitchie ubrana była w jedną z moich koszul nocnych jaką znalazłam w szafie. Dorianowi natomiast dostarczono torbę tuż po tym jak skończyliśmy naradę więc nie miał większego problemu z ubraniami.
- Och, to ty. Tak, chwilę wcześniej obudziłam się i zeszłam na dół by wszystko przemyśleć.
- Doskonale Cię rozumiem. Kiedy poznałam Sama czułam się skołowana, a nawet nie miałam pojęcia o wilkołakach.
Spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczami. Cały czas zastanawiałam się jak to ogarnąć. Na początku byłam szczęśliwa jak nigdy, że znalazłam rodzinę o jakiej zawsze marzyłam. Lecz teraz czułam lekkie przerażenie na myśl co wiąże nas z tą całą srebrną pełnią.
Odkąd znaleźliśmy ciało na terytorium, a ja i Sam pogodziliśmy się po kłótni, wydarzyło się tak wiele, że nie mam pojęcia o czym myśleć. Czy o zabójstwach, a może o dziedzictwie moim i Mitchie.
Wczorajsza rozmowa w nocy między mną, Samem, Dorianem i Mitchie nie była jednak zupełnie bezwartościowa. Może nie wpadliśmy jeszcze kto dokładnie działa na naszą szkodę mordując i zostawiając wiadomości, ale ustaliliśmy kilka spraw:
1. Wilkołaki nie mogą chodzić sami. Oznacza to, że na patrolach wzdłuż granic będzie co najmniej czwórka osób. Dwóch od nas i tyle samo od nich. Musimy być pewni, że nikt więcej z naszych watah nie ucierpi.
2. (Tą część ustalili chłopacy, mnie i Mitchie w ogóle się nie podoba) Nigdzie nie będziemy chodziły same. Oznacza to, że jeśli Sam bądź Dorian będą musieli spuścić nas z oka, inny wilk ich zastąpi. Oznacza to również, że nauka tajemniczych umiejętności też będzie pod nadzorem.
3. Musimy zadbać, aby nic z naszego otoczenia nie wypłynęło do ludzi w miasteczku. Wielu z nich nie ma o niczym pojęcia i lepiej żeby tak pozostało.
Póki co jesteśmy pewni tych trzech punktów. Jednak wciąż nie możemy wpaść kim może być osoba, która chowa do nas urazę. Nadal pozostaje zagadką komu tak bardzo zależy by wzbudzić w nas strach i wcielić zemstę w życie. Przynajmniej ja podejrzewam, że chodzi tu o zemstę jednak Dorian i Mitchie nie zgodzili się ze mną. Jedynie Sam miał lekkie wątpliwości, ale powiedział tylko że wkrótce wyjaśni jak tylko do wie się więcej.
Głos Mitchie wyrwał mnie z zamyślenia.
- Masz rację, dziwne jak szybko zmieniło się moje życie. Wcześniej byłam tylko bibliotekarką, a teraz mam być Luną stada. Poza tym mam bliźniaczkę i niezwykłe moce o jakich nie miałam pojęcia.
- Jesteś z zawodu bibliotekarką? - Spytałam z lekkim zaskoczeniem. - Ja byłam tylko kelnerką w barze by zarobić jakoś na czynsz.
Tak właśnie zaczęłyśmy normalną rozmowę, usiadłyśmy przy stole i mówiłyśmy. Mitchie wyjaśniła mi, że chłopak który wyszedł nim państwo West zdążyli mnie zauważyć to Nate, młodszy brat. Chodzi do drugiej klasy liceum i od niedawna potrafi się zmieniać. Może za jakiś czas go poznam. Wyżaliła się mi, jak nie mogła wyjechać na studia ze względu na przynależność do watahy, jak i to że czuje się winna śmierci Toriany. Próbowałam ją pocieszyć. W końcu nic nie mogła zrobić. Kiedy skończyła opowiedziałam jej moje życie. Mojego przybranego ojca i matkę. Niczego nie ukryłam. Szczerze powiedziałam jak było.
Dobrze nam się razem rozmawiało. Na tyle dobrze, że nawet nie zauważyłyśmy jak słońce wzeszło zwiastując nowy dzień.
Nagle usłyszałam głosy w korytarzu. Szybko uszczelniłam szlafrok, a Mitchie zarzuciła bluzę (zapewne Doriana bo była na nią zdecydowanie za duża), którą przewiesiła przez krzesło. Nawet nie zauważyłam, że miała ją ze sobą.
W następnej chwili wpadł beta mojego przeznaczonego. Cały zgrzany i spięty.
- Gdzie jest Alfa?
Spytał krótko. Wzrokiem przeskakiwał to na mnie, to na Mitchie.
- Śpi, ale ja tu jestem. - powiedziałam zdecydowanie, w końcu mam stać u boku Sama. - O co chodzi?
Widziałam po nim, że nie był pewny czy powinien mówić cokolwiek. Jednak przełamał się i powiedział nam co go tak wyprowadziło z równowagi.
- Agent FBI tu jest.
******
Trochę to trwało, ale w końcu skończyłam ten rozdział!
Kolejny postaram się napisać szybciej.
![](https://img.wattpad.com/cover/100063420-288-k38451.jpg)
CZYTASZ
Srebrna Pełnia
Hombres LoboHistoria z pozoru jak inne na Wattpadzie. Wilkołak odnajduje swoją przeznaczoną, lecz czy na pewno? Czym jest tajemnicza Srebrna Pełnia? Kim jest sprawca morderstw i dziwnych zjawisk? Jak potoczą się losy bohaterów, odnajdą szczęśliwe zakończenie? #...