To był całkiem słoneczny dzień.
W takie dni, ludzie urządzają sobie pikniki. Wybierają się na wycieczki. Wypoczywają nad wodą lub w domowym zaciszu. Oddają się swoim pasjom, spędzają czas z rodziną i przyjaciółmi.
Właśnie w takie ciepłe marcowe przedpołudnie Riley siedział na sofie w salonie, czekając na Annabelle.
Choć co chwila spoglądał na zegarek, jego umysł wcale nie rejestrował upływającego czasu. Był zdenerwowany. Kompletnie nie wiedział, jak powinien się zachowywać w tej sytuacji.
W końcu szatynka zeszła na dół i mogli ruszać.
Miała na sobie czarną dopasowaną sukienkę z dekoltem w łódkę i czarne półbuty na obcasie. Włosy upięła spinkami w niskiego koka, z którego wysunęło się kilka niesfornych pasm. Założyła kolczyki, które kiedyś dostałą od ojca na urodziny. Zrobiła delikatny makijaż, by nieco zatuszować zmęczenie.
- Jestem gotowa - oznajmiła, stając w progu - Możemy jechać...
Chłopak złapał ją pod rękę i zaprowadził do samochodu. Zajął miejsce za kierownicą i ruszyli w drogę.
Za 35 minut będą na miejscu.
Czekali tam na nich rodzice oraz brat Riley'a. Uroczystości miały zacząć się o jedenastej trzydzieści.
Pani Knight nerwowo dreptała wzdłuż podjazdu. Widząc zbliżający się samochód syna, skinęła na męża i Toby'ego by weszli już do środka i zawiadomili zebranych o przybyciu Annabelle.
Riley zaparkował i pomógł dziewczynie wysiąść z auta. Kobieta podeszła do nich bliżej i zagadnęła:
- Wszystko już gotowe. Czy potrzebujesz chwili nim zaczniemy? - spytała.
- Nie - odparła całkowicie spokojnym tonem - Już czas...
Brithany Knight skinęła niemrawo i nim razem z szatynką udały się do sali, nachyliła się w stronę syna i szepnęła:
- Czy Annabelle coś dzisiaj zjadła?
- Raczej nie - przyznał - Przekonywałam ją, ale wciąż odmawiała...
- Nie odstępuj jej na krok - poleciła mu matka - Jeśli znów zasłabnie, albo zrobi się jej niedobrze, zaprowadzisz ją do bocznej salki. Przygotowałam tam niezbędne rzeczy, tak na wszelki wypadek...
Następnie chwyciła dziewczynę pod ramie i łamiącym się głosem powiedziała:
- Chodźmy pożegnać naszą drogą Genevieve...
***
Annabelle nie zapamiętała ani jednego zdania, które tego dnia padło z mównicy.
Sąsiedzi i dawni współpracownicy ciepło wyrażali się o jej zmarłej matce. Wszyscy składali dziewczynie kondolencje, deklarując pomoc, w tym jakże trudnym dla niej czasie.
Przez całą ceremonię nie uroniła ani jednej łzy.
Wypłakała ich wiele, gdy Genevieve jeszcze żyła. Płakała od powrotu z Californii. Płakała w szpitalu, widząc matkę podłączoną do respiratora. Płakała w domu, każdej nocy, w poduszkę, z poczucia bezsilności.
Płakała, gdy żegnała się z matką. Kiedy gładząc jej wychudzone dłonie, drżącym głosem zapewniała: „Dzielnie walczyłaś. Ale teraz, możesz już przestać... Możesz odpocząć. To nic złego... Dam sobie radę.Nie musisz się martwić... Możesz odpocząć... Kocham cię...".
CZYTASZ
Podążając wilczymi śladami
FanficUgryzienie zmieniło Annabelle w wilkołaka. Wybory, których dokonała, uczyniły ją omegą. Bez alfy i stada. Bez rodziny i przyjaciół. Została całkiem sama. Pomimo najszczerszych chęci i zapału, nie dane jej było zacząć wszystkiego od nowa. Wydarzenia...