19. Niespodzianka

2.3K 116 0
                                    

Śmiechy na chwilę ucichły, teraz zamieniły się w ciszę, która wręcz piszczała w uszach. Rozejrzałam się nerwowo po pomieszczeniu, wokół ścian stały oraz siedziały wampiry i wilkołaki. Buntownicy i pijawki. Dwa zagrożenia połączone. Czego chciały? Cierpienia? Mojej śmierci? Zapewne tych obu.
- Zapewne zastanawiasz się, po co cię porwaliśmy- mówił wciąż z nieznikającym uśmieszkiem. Wrednym uśmieszkiem.
- Otóż nie chcemy, aby taka piękna przyszła Luna tam się marnowała. Chcemy... cię dla siebie. Wampiry trochę się zemszczą, a my pobawimy.

Ciszę przerywały szepty i szuranie. Sunięcie ciał. Automatycznie spojrzałam w tamtym kierunku.
- Pamiętasz może tych dwóch?- powiedział odwracając się w kierunku przywleczonych ciał chłopaków. Liczne siniaki i przecięcia pokrywały ich martwe ciała. To oni ścigali króla wampirów. Nie żyli.
- Jeśli będziesz grzeczna może tego z tobą nie zrobimy- powiedział wciąż patrząc jak zahipnotyzowany na trupy.

Pov. Richard

- Macie przetrząsnąć niebo i ziemię, aby ją znaleźć!- ryknąłem na oddział.
- Zrobimy co w naszej mocy- powiedział stanowczo przywódca.
- Macie zrobić więcej!- krzyknąłem wściekły. Nikt więcej nie odważył się odezwać. Odeszli w stronę lasu w ciszy.
Nie mogłem tutaj czekać, musiałem znaleźć Jennifer. Przemieniłem się w wilka jak reszta moich ludzi i wyprzedziłem orszak. Podążałem ślepo za zapachem, który z każdą chwilą był coraz słabszy. Nie wiedziałem kto porwał moją mate, ale byłem wręcz pewien, że to wampiry. To one zrobiły to ostatnio i chciały zemsty. Za mną biegł Connor, który również martwił się o Jen. Nie sztucznie tak jak reszta. Nasza "podróż" ciągle stawała się coraz dłuższa, a ja traciłem nadzieję. Nie wiem ile minęło, ale kilkanaście nocy napewno. Nieprzespanych nocy. Moje serce jakby umierało od środka, ściskało i nie chciało przestać. Jennifer pewnie również to czuła, miała gorzej. Była gdzieś trzymana i prawdopodobnie znęcano się nad nią. Nie nade mną. To ja powinienem tam być. Ta myśl sprawiała, że dodatkowo czułem się winny za jej ból. Powinienem ją chronić. Ciszę przerywało tylko stawianie tysiąca łap o podłoże i szeleszczenie trawy i liści. Potrzebowałem informacji, współrzędnych. I nagle jak z nieba spadł mi jeden z moich ludzi. Pojawiła się nadzieja.
- Zlokalizowaliśmy dość sporych rozmiarów budynek. Pilnowany jest przy wejściach.
- Prowadźcie- szybko odpowiedziałem.
Kilka osób wyprzedziło mnie i zaczęło zmieniać kierunek. Wszyscy pobiegli za nimi.

Pov. Jennifer

Nie wiem ile tu jestem. Czas dłuży się i czuje się przez to jakbym siedziała tu z rok. Bez Richarda wszystko straciło sens. Chęć życia. Facet, który ze mną rozmawiał mówił prawdę. Wampiry nie oszczędzają mnie. Przyzwyczaiłam się już trochę do bólu bata. Nie tylko tego, używają kilku innych metod. Wciąż nie widziałam ich króla. Buntownicy również mnie nie żałują, ciagle mnie gdzieś dotykają. Wtedy myślę, że to Richard. To moja jedyna opcja nie rozpłakania się i skończenia z tym światem. Czekam na niego, wiem, że mnie znajdzie. Chcę w to wierzyć. Porywacze dali mi oczywiście moją własną zimną celę. Trzymają tu jeszcze kilka innych wilków. Nie wiem co zrobili, siedzą ciągle pod ścianami i nic nie mówią.
- Zapraszam piękna- powiedział głupio się uśmiechając jeden ze strażników. Nie pożałowali jednak srebrnych kajdanków, od których moja skóra na nadgarstkach jest ciagle zraniona. Chwycił mnie w biodrach i prowadził sama już nie wiem gdzie. Szłam ciągnąc nogi, które nie chciały tam iść. Mężczyzna ciągle mnie popychał, przez co przewróciłam się na małych schodkach. Nie obyło się bez ciągnięcia za włosy. W niektórych (czyt. wszystkich) chwilach chciałam ich wszystkich pozabijać, ale nie mogłam. Ciągle byłam związana. Ponuro snułam się aż facet zatrzymał mnie i stanął przed czarnym drzwiami. Zapukał po czym bez odpowiedzi wszedł. Po co w takim razie pukał? Odrazu zobaczyłam te oczy, czerwone oczy króla. Siedział na skórzanym, czarnym krześle obrotowym.
- Witaj- powiedział niemiło się uśmiechając. Chłopak, który mnie przyprowadził pchnął mnie w kierunku stołka, który stał metr przed biurkiem.
Posłusznie na nim usiadłam czekając na wymianę zdań.
- Zapewne twój kochaś przybędzie tu za niedługo, wiedz, że będziemy gotowi. Nie martw się nie oddamy cię im.- powiedział oblizując wargi.
Wiedziałam, że nie mogę się sprzeciwić, bo czeka mnie za to kara. To było najgorsze. Nie odzywałam się do nikogo od czasu przybycia, chyba że ktoś mi kazał.
- Widzisz? Was, psy łatwo ułożyć- powiedział cicho chichocząc.
W środku we mnie wrzało, chciałabym rozpruć mu flaki i Bóg wie co...
Z mojego gardła przeszło ciche warknięcie. Czy ktoś to usłyszał? Oby nie.
- Najlepiej tresować kundle z karami za nieodpowiednie zachowanie... Robercie...
Po tych słowach wilk wywlókł mnie z pokoju i ciągnął na dwór. Czyżby kara na świeżym powietrzu? Gdy minęliśmy liczne kamienne korytarze i zakręty wyszliśmy na dwór. Pierwszy raz od czasu porwania. Nie zdążyłam się rozejrzeć, bo chłopak wciąż ciągnął mnie w nieznaną stronę. Puścił dopiero przy małej szopie, która stała w pobliżu starego budynku- siedziby. Mężczyzna stanął i zamyślił się, wymyślał pewnie karę. Po chwili namysłu wszedł razem ze mną do drewnianej chatki i wziął sznur. Zabije mnie? Wielka przysługa. Kreatywnie, nie powiem. Znowu wróciliśmy w kierunku wejścia, ale nie weszliśmy tam. Skręciliśmy w lewo, w stronę kilku zabudowań mieszkalnych buntowników i garstki pijawek. Dotarliśmy do drewnianego pala, który stał w miejscu dobre widocznym. Zaczął obwiązywać sznur wokół słupa i  przyciągnął mnie do siebie. Niewiele myśląc ustawiłam się i wyciągnęłam ręce, ale przerwałam, gdy zobaczyłam moje stado. Patrzyłam oniemiała w tamtą stronę, a po chwili rzuciłam się na kata.

Dlaczego On?✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz