23. Nicość

2.4K 117 0
                                    

Podeszłam do krzesła, które stało obok łóżka i powolnie na nim usiadłam. Po chwili po pomieszczeniu rozległ się odgłos pukania.
- Wejść- powiedziałam, a już po chwili czterech gości pilnujących Davida weszli silnie go trzymając.
- Czego chcecie?!- krzyczał wściekły chłopak, nie był to Ten David. Nie ten, którego znałam. Zamienili go, to niemożliwe. Miły i wrażliwy chłopak nie mógłby się tak diametralnie zmienić.
- Ugryź raz, a cię wypuścimy- powiedziałam mrużąc oczy.
- Ciebie z wielką chęcią- powiedział uśmiechając się szeroko. Jego puste, ciemne oczy zabłyszczały. Nie powiem, to było straszne, w dodatku po chwili oblizał się. Mimo wyrywania się strażnikom przywlekli go do łóżka.
~ Naprawdę wolałaś jego?~ zapytał, po czym popatrzył na mnie z bólem i tęsknotą w oczach. Wstałam i odsunęłam się od łóżka, miałam złe przeczucia.
~ Nie zaczynaj znowu, proszę. Wiesz jak działa więź mate...
~ Mimo to wolałaś jego. Od zawsze.- mówił jeszcze bardziej dysząc.- Co on w sobie ma, czego ja nie mam?!- krzyczał.
- A gdyby nie było jego... nie kochałabyś go. Kochałabyś mnie.- mówił półszeptem. Wyglądał i mówił jak psychopata, czy właśnie nim był? Moje całe ciało spięło się na tę myśl. Nie podobał mi się ten pomysł. Bardzo.
~ Wiesz, że jeśli jego nie będzie, ja też umrę.- mówiłam w głowie, musiałam grać na zwłokę i trochę uspokoić chłopaka. Moje dłonie drżały ze strachu, wszyscy czuli tą atmosferę. Dlaczego nikt nie zareagował?
~ Zrozum, nie możemy być razem. Zginę bez niego.
Nie wiem jak. Nie miałam czasu zadawać pytań. David wyrwał się wilkom i na mnie rzucił.
~ Jeśli nie mogę mieć cię ja... nikt inny nie będzie cię miał.- powiedział wbijając pazury w bok mojej szyi. Jego ciemne oczy z czarnych powoli się rozjaśniały. Czułam się jakby ubywało ze mnie życie... Obraz był zamazany, a dźwięki jakby zagłuszone stoperami. Jedyne uczucia, które czułam to ból i błogość zarazem. Czułam, że moja bluzka przemaka krwią, ale nie martwiłam się tym. Powieki były zbyt ciężkie, aby im się przeciwstawiać. Wiedziałam, że to mój koniec, ale nie bałam się. Wiedziałam, że będę z Moim Mate na zawsze. Nic, ani nikt nas nie powstrzyma, będziemy wolni.

Aż nastała ciemność.

Otaczała wszystko, nie widziałam nic, aż zobaczyłam Richarda. Był jak anioł, rozświetlał mi drogę. Wstałam do niego i zaczęłam iść.

Coraz szybciej.

On za to wciąż szedł powoli.
Wyciągnęłam ręce, aby się przytulić.
Rzecz, której bardzo mi brakowało.
Nie wiem dlaczego, ale z moich oczu samowolnie poleciały łzy, łzy szczęścia.
Oboje się uśmiechaliśmy.
Im bliżej byłam, tym bardziej chciałam go dotknąć. W biegu wycierałam ręce z licznych łez, które spływały jak kaskady z moich policzków. Aż doszłam. Mocno wtuliłam się w jego ramiona, on również to robił, lecz nieco delikatniej.
- Richard- wyszeptałam przerywając ciszę.
- Shh- powiedział wycierając mój policzek.
- Jesteśmy teraz razem. Na zawsze.- mówił do mojego ucha, jego głos był taki ciepły...

Zrozumiałam, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego.

- A teraz chodźmy, chcę Ci coś pokazać.- powiedział czułym tonem i złapał mi za rękę.
- Mamy czas...
Szliśmy jak na spacerze, nigdzie nam się nie spieszyło, ale coś musiało przerwać ten spokój.
- Richard!- krzyknęłam rozpaczliwie.
Zniknął. Rozpłynął się jak duch, pozostałam sama w nicości. Krzyczałam przez łzy, nie miałam pojęcia gdzie zniknął. Nie zostawiłby mnie. Sama nie wiedziałam gdzie byłam, ale ruszyłam w stronę, gdzie wcześniej prowadził mnie Richard. Może właśnie tam znajdę podpowiedź?

Pov. Richard

Nie wiedziałem co się stało, poczułem się jakby przeniosło mnie w całkowicie inne miejsce. Gwałtownie otworzyłem oczy, ale poraziła mnie jasność. Mój wzrok po chwilowym przyzwyczajeniu się pomógł mi ustalić: gdzie byłem i z kim. Zerwałem się z czegoś na czym leżałem, okazało się to łóżkiem szpitalnym. Obok łóżka nikt nie stał. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszyscy kucali przy... czyimś ciele. Jednym z tu obecnych był David.
- Wyjaśni mi ktoś co tu się dzieje?!- krzyknąłem, a po chwili odwrócił się do mnie jeden z ludzi, ale nie mówił nic. Smutny wyraz twarzy jakby mnie przepraszał. Wstałem i podszedłem do małej grupki ludzi. Zamurowało mnie, a moje serce stanęło. Ścisnęło mnie w środku, czułem się jakby moje serce umarło. W kałuży krwi leżała moja mała Jennifer. Odepchnąłem Davida, on to zrobił, miał krew na rękach. Poczułem pieczenie powiek, a chwilę potem po moim policzku spłynęła łza.
- To ty...- wycedziłem przez zęby i chwyciłem chłopaka za szyję. Mój oddech znacznie się przyspieszył, a krew odczuwalnie pulsowała w moich żyłach, myślałem, że zaraz pękną.
- Zabiłeś ją- mówiłem tonem pełnym żalu i łaknącym zemsty. Spojrzałem mu prosto w oczy, zmieniły się. Były takie, jakie znałem kiedyś. Dobre. Jego powieki były lekko opuchnięte i zaczerwienione, on tez płakał?! Co tu się dzieje?!
- Prze-praszam... Z-z-abij m-nn-ie- mówił ledwo łapiąc oddech.
Nie zamierzałem tego robić. Dlaczego? Sam nie wiem. Coś w moich resztkach serca tak mówiło, czy Jen by tego chciała? Puściłem chłopaka i odwróciłem się w stronę lekarza.
- Robert wyjaśnisz mi dlaczego ja wstałem z martwych, a ona nie?!- mówiłem lekko drżącym tonem. Bałem się odpowiedzi. Ona musiała żyć. W dodatku została tam sama. W pustce. Moje serce by tego nie wytrzymało.
- Odpowiedz!- krzyknąłem. Chciałem wiedzieć, miałem do tego prawo.
- W-wiesz jak to działa...- mówił drżącym głosem.- Ty umarłeś gwałtownie, właśnie takie osoby mogą zostać ożywione przez wampira, a Ona...- urwał. On też bał się odpowiedzi, lecz ją znał. Znał i trzymał jakby to była jego tajemnica.
- Przecież umarła szybko, prawda?- zapytałem jakbym prosił.
Robert wskazał palcem jej szyję, była lekko nadszarpana, a z rany lała się krew. Chodziło mu o coś innego. Po drugiej stronie miała kilka par kłów wbitych przez wampira. Czyli próbował ją ożywić.

Ale nie wstała.

Nie żyje.

Podszedłem do szafki z bandażami i innymi podobnymi, z szuflady wyciągnąłem skalpel. Wiedziałem już co z nim zrobię.

Dlaczego On?✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz