Rozdział 5

75 10 11
                                    


~Janusz~
Jestem w lesie. Sam na sam z dziczą i wielkim brązowym zwierzem. A wszystko zaczęło sie od tego że przyszedłem tu by pozbierać grzybki. Już miałem schylić się po pięknego Borowika bodajże Królewskiego, gdy w krzakach usłyszałem szelest. Przerażony odwróciłem i wtedy za knieji wyskoczył ogromny, włochaty oraz spocony...

...NIEDŹWIEDŹ!!!
Zwierzę powoli się do mnie zbliżało, wszystkie zasady postępowania w takiej sytuacji wyleciały mi z głowy. W mózgu miałem pustke. Spojrzałem na te wyraziste oczy, przeszywały mnie na wylot. Popatrzyłem na ten przerażający pysk, w którym mieściły się strasznie ostre kły. Spuściłem wzrok niżej i wtedy napotkałem wielkie dłudie szpony. Byłem spanikowny. Niedźwiedź był już tak blisko, że zaczął atakować. Chciałem się bronić, ale nie mogłem. Ten dziki zwierz miał mnie już w swojej łapie, odbryzł mi noge. Szykowałm się już na najgorsze, gdzy nagle usłyszałm trzask.
Co to za huk? Przecież jestem w lesie - zdziwiłem się. Po tej myśli niedzwiedzisko i drzewa zaczęły się rozmywać, aż zapadła egipska ciemność.
Otworzyłm oczy i rozejrzałem się. Byłem w moim kochanym łóżku, w moim cudownym pokoju i małym mieszkaniu.
Ufff... Mam obie nogi, obie ręce i najważniejsze obie pięty - odetchnołem - a trzask drzwiami to tylko Marzenka jadąca do Krakowa.
Gdy ochłonąłem wstałem z wyrka i pokierowałem się do kuchni. W końcu nie mogę funkcjonować bez jedzenia.
Po wejściu do pomieszczenia moją uwagę przykuła mała, żółta karteczka przyklejona do lodówki. Była na niej wiadomości, napisana strasznym pismem:

Nie zapomnij o krzakach przed blokiem, dziś masz je przyciąć. Jedzenie masz w lodówce, ale nie obrzeraj się zbytnio bo jesteś już gruby. Ja wyjechałam już do Krakowa, wrócę jutro rano. Wieczorem koniecznie zamknij drzwi, bo inaczej nas okradną.
Buziaki od siostry. Pa!

Odkleiłem karteczke, zgniotłem i wyrzuciłem do kosza. Otworzyłem lodówkę, wyjąłem z niej mleko oraz dżem. Wzięłem jeszcze dwie kromiki chleba, płatki pełno ziarniste, a z szuflady łyżkę i nóż. Przygotowałem sobie kanapki, musli i kawe zbożową.
Po zjedzonym śniadaniu stwierdziłem że jem się trochę za dużo i muszę wtryniać żarełko w większych odległościach czasowych.
- Wiem będę jadł co 40 minut, a nie co pół godziny! Napewno będę mniej ważył! - postanowiłem i poszedłem się na mój po posiłkowy odpoczynek. Położyłem się na kanapie w salonie i zacząłem rozmyślać o wczorajszym dniu. O tym nietypowym spotkaniu z Haliną. Było to dość dziwne bo tak nagle się pojawiła. Znała mój numer telefonu i mój adres... Skąd miała te wszystkie informacje? Jednak się cieszę, że przyszła bo... szczerze mówiąc... to...
... po prostu się zakochałem...
Z moich pięknych myśli i wyobrażeń wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wstałem z kanapy i podniosłm komórke. W słuchawce usłyszałem jedynie męski głos, pytający:
- Janusz Bondyra?

Od autorek
Dziś krótszy ale pisaliśmy go godzinę. Będzie jeszcze jeden lub dwa ale chyba jeden do zobaczenia!
Edit: Niestety nastały pewne komplikacje i nie wyszło tak jak chciałysmy miały być 3 długie a jest jeden krótki. Po prostu mamy pomysły na resztę rozdziałów i na dalsze życie głównych bohaterów ale te momenty np. W tym rozdziale no poprostu muszą być ale nie wiemy jak to napisać. W tym tygodniu rozdział będzie z opóźnieniem bo mamy codziennie klasówki i kartówki oraz sprawdziany.
Edit 2: Dodałyśmy trochę słów do tego rozdziału wiec zachęcamy do ponownego przeczytania rodział pojawi się dziś na 10000000000000% może popołudniem albo wieczorem ale dziś
By WeronikaMajewska808 and blueseabird.

Rodzinne HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz