Rozdział 7

51 12 13
                                    


~Janusz~

Przekroczyłem próg wejściowy. Moim oczom ukazała się duża, przestronna sala. Podłoga była wyłożona jasno beżowymi kafelkami w ciemne plamki. Ściany miały kolor jasnego brązu i przy każdej stały krzesełka dla czekających. W głębi pomieszczenia zobaczyłem recepcje. Przypominając sobie proźbe urzędbika Kobyłki, ruszyłem w jej stronę. Gdy byłem już dość blisko zauważyłem za blatem nawet ładna blondynka, która klikała coś w komputerze. Do bluzki miała przyczepioną plakietkę z napisem: "recepcjonistka Beata Skorap"

Lekko poddenerowany oparłem się o ściankę i odchrząknąłem:

- Ekhem... eeeeee... ja przyszedłem na spotkanie do... - przerwałem widząc ze recepcjonistka nie reaguje - Ekhem, halo prosze pani... - nic.

- HALO! CZY PANI MNIE SŁYSZY! - podniosłem głos na co Beata  podniosła głowe.

- Oj... jaaa... ja nie chciałam, ja nie słyszałam, ja nie zauważyłam pana... Ja bardzo przepraszam - blondynka zaczęła zacinając się tłumaczyć - ja... ja naprawde nie chciałam...

- Ehh... nic się nie stao
Ohh... naprawde ..-  na jej twarzy ukazała się ulga - Więc w czym moge panu pomóc?

- Jestem umuwiony z panem Euzebiuszem Kobyłkom na godzine pietnastą - przekazałem recepcjonistce.

- Ahhh... tak już sprawdzam - odwróciła głowe w strone komputera i coś klikneła a następnie sięgneła po telefon:

- Halo Euzebiusz?... ...tak Pan Bondyra przyszedł.

- ...

- Już jest.... tak, tak co mam mu przekazać....

- ....

- Już mu mówię... - przerwała i dodała szeptem myśląc, że jej nie usłyszę - ...dziś o dziewiętnastej u ciebie, tak?

- ...

- ...No to do zobaczenia - recepcjonistka odłożyła telefon i zwruciła się do mnie - Proszę iść pod sale 28, po schodach na pierwsze piętro a później w prawo. Pan Kobyłka będzie czekać.

- Dziękuje i do widzenia - grzecznie się pożegnałem i poczłapałem do gabinetu pod numerem 28.

10 minut później stałem pod dzwiami chyba z drewna dębowego (ale nie jestem pewien). Podniosłem rękę i zapukałem, a te natychmiast się otworzyły ukazując średniej wysokości okularnika.

- Eeee... dzień dobry?... - powitałem się z lekkim zakłopotanjem bo nie byłem pewny czy to Kobyłka inaczej sobie go wyobrażałem.

- DZIEŃ DOBRY!!! Janusz Bondyra, tak? - nie czekając na odpowiedź, mówił dalej - tak się cieszę że znalazł pan czas by się spotkać. Jest to bardzo ważne w moim życiu urzędnika, by nic nie było odwlekane - jego entuzjazm i powtarzanie "by" przerażało mnie.

- Tak..., tak... to świetnie... ale czy możemy przejść już do sprawy tego testamentu?

- Ohhh... tak oczywiście!!! Mógł pan tak od razu - ten człowiek nie przeraża - Już.., już... tylko... jest! - wyjoś z szawki mały kuferek

- Hmmm... aha... co to jest? - zapytałem

- Oto kufer -no co ty nie powierz pomyslalem -Kazimierza Boryny, pana wuja i wielkiego podróżnika i archeologa. W tej skrzyni znajduje się spisany testament i kilka z wielu skarbów. - oznajmił zachwycony Euzebiusz

- Ale.. ale... ale dlaczego nic o tym nie wiedziałam nasza rodzina nikt nigdy nic nie mówił o spadku? - byłem zakłopotany ta sprawa była bardzo dziwna.

- Panie Januszu chyba pan wie że wielu chciało skraść majątek pańskiego  wuja. Boryna był niezwykle mądrym i wspaniałym człowiekiem, dlatego... - przerwał i wziął łyk wody - dlatego "uknuł" plan. Nikomu nic nie mówiąc zebrał skarby spisał testament a następnie schował kufer w swojej willi... - przerwałem mu.

- Ale ten kufer, mówił pan że w tej małej skrzynce  jest tylko kilka drobiazgów!? - spytałem nie wiedząc o co chodzi.

- Niech pan nie przerywa tylko słucha, jest jeszcze większa skrzynia w której jest reszta rzeczy. Więc na czym skończyłem... - Kobyłka zastanowił się i po chwili namysłu kontynuował - ... a tak i schował kufer w swojej willi mając nadzieje że znajdzie się uczciwa osoba która odda to wszystko do urzędu. I tak też się stało.

- Aha... czyli testament był w willi wuja, a gdzie jest ten dom???

- To jest piękna willa z dużym ogrodem a nie jakiś tam dom - skarcił mnie Kobyłka - a stoii ona an obrzeżu Sosnowca, niestety tereny wokół niej zarosły i trzeba tam wykarszować niektórą roślinność, przyciąć trawe i odnowić pałacyk - wymieniał rozmażonym głosem Kobyłka.

- Aha... - tyle mogłm z siebie wydusić - a... a... czy bym mógł... przeczytać testament?

- Oczywiście nawet pan musi bo spadek z willą jest przepisany na pana...

______________________________________

Od autorek

Niespodzianka!!!! Miłego czytania!

By WeronikaMajewska808 and blueseabird

Rodzinne HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz