Rozdział 3

15 1 0
                                    

Otrząsnęłam się nerwowo, kiedy zdałam sobie sprawę, że odpłynęłam w świat wspomnień, swoją drogą niezbyt miłych. Najchętniej zapomniałabym o tym, co się wydarzyło oraz o mężczyźnie, który mnie zaatakował. Jednak prawdę mówiąc, nie potrafiłam. I nie chodziło tylko o to, że trauma okazała się zbyt silna.

Kiedy wtedy wróciłam w nocy do domu, padłam na łóżko, nie mając siły nawet się przebrać. Rano obudziłam się z potwornym siniakiem na prawym boku, ale na szczęście wyglądało na to, że nic nie zostało złamane i moje żebra były całe. Wstałam i spojrzałam w lustro. Wykrzywiłam usta. Czułam się brudna, zbrukana i bezwartościowa. Niczego nie pragnęłam bardziej niż tego, żeby stać się kimś innym.

Im dłużej wpatrywałam się w swoje odbicie, tym goręcej mi się robiło. W pewnym momencie zaczęło mi się wydawać, że moja twarz się zmienia. Nie mogłam w to uwierzyć.

- No chyba nie... - mruknęłam wtedy do siebie, dotykając nosa.

Jednak czym prędzej zabrałam rękę, gdyż chrząstka nieznacznie się poruszyła. Uniosłam brwi ze zdumienia. Chwilę później z lustra patrzyła na mnie dziewczyna z długimi rudymi włosami, nielicznymi piegami na policzkach i zielonymi oczami. Mrugała wtedy, kiedy ja, poruszała dłonią wtedy, kiedy ja, a gdy cofnęłam się o krok, ona zrobiła dokładnie to samo.

Wtedy wiedziałam już, że to nie moje urojenia czy wina stresu pourazowego. Naprawdę zyskałam niecodzienne umiejętności. Nigdy nie słyszałam, by komuś przydarzyło się coś podobnego, ale też skąd mogłam mieć pewność, że faktycznie nie istnieje człowiek podobny do mnie? W końcu sama też nie zamierzałam trąbić o moich zdolnościach na prawo i lewo. Jestem pewna, że od razu zamknęliby mnie w wariatkowie i nie wyszłabym z niego prędko. Zawsze uważałam się za nieco nienormalną, więc prawdopodobnie zdołaliby podczas badań podpiąć mnie pod jakieś zaburzenia psychiczne.

Z rozbawieniem parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie siebie w kaftanie bezpieczeństwa, zmieniającą co chwilę kolor włosów. Wtedy dopiero miałabym ubaw, widząc miny pracowników ośrodka, zastanawiających się, czy przypadkiem jakiś świr nie wpuścił do klimatyzacji Bóg wie jakiego gazu o działaniu halucynogennym.

- Kurczę... Czekam na ciebie - moja siostra z naburmuszoną miną pojawiła się w drzwiach pokoju. Czym prędzej zerknęłam na zegarek i przeklęłam pod nosem. Było późno. Zdecydowanie zbyt późno. - Słyszałam! - pokazała mi język.

- Wiem, mała, wiem. Ale jak wołam, żebyś posprzątała, to jakoś nigdy nie słyszysz. Dziwne, prawda?

Megan wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, w ogóle nieskrępowana tym, że tak łatwo ją przejrzałam. Chwyciłam plecak, zarzuciłam go na ramię i pociągnęłam Meg za sobą, wychodząc na korytarz. Nie miałam czasu na przekomarzanki, więc szybko zbiegłyśmy na dół i czym prędzej wsiadłyśmy do mojego Audi A3. Na szczęście był w sedanie - nie przepadałam za innymi. To prezent od najlepszego przyjaciela, któremu nigdy nie brakowało pieniędzy. Tuż przed tym, jak się przeprowadziłyśmy, zrobił mi niespodziankę. Obudził mnie w sobotę rano, dzwoniąc jak opętany do drzwi, wyciągnął mnie z domu w samej piżamie i wcisnął do ręki kluczyki do tego granatowego cuda. Wiedział, że za każdym razem jak będę do niego wsiadać, pomyślę o chłopaku. W sumie dawno nie widziałam Adama, a stęskniłam się za nim porządnie. Dawniej byliśmy praktycznie nierozłączni. Do tej pory jak widziałam młodego mężczyznę o ciemnej karnacji i czarnych włosach, wydawało mi się, że to on.

Kontakt urwał nam się, gdy doszło między nami do pozornie niezbyt poważnej sprzeczki. Poszło o moją matkę. Adam doskonale wiedział, co dzieje się u mnie w domu, gdyż często zwierzałam mu się, kiedy już nie mogłam wytrzymać. Było mi ciężko, to prawda. Cała odpowiedzialność spadła na mnie. Matka nie była w stanie chodzić do pracy, więc na początku żyłyśmy z zasiłków i dzięki pomocy życzliwych ludzi. Jednak nawet ja, która skończyła osiemnaście lat trzy miesiące po zaginięciu taty, wiedziałam, że długo tak się nie da.

Dlatego od razu po przeprowadzce znalazłam pracę w nowym mieście. Na początku próbowałam normalnie chodzić do szkoły, lecz pogodzenie jej z pracą okazało się niemożliwe. Dla mojego organizmu było to po prostu zbyt wiele. Dlatego zdecydowałam porzucić naukę na rzecz pracy kelnerki w niewielkiej kawiarni niedaleko naszego domu. Nie zarabiałam kokosów, ale zawsze coś. Nie potrzebowałyśmy dużo pieniędzy, żeby się utrzymać.

Gdy odkryłam moje umiejętności zmiany wyglądu, postanowiłam jednak je wykorzystać. W każdy weekend wieczorami zmieniałam się w Sarę i szłam do klubu tańczyć. Na szczęście nigdy nie próbowano zmuszać mnie do uprawiania seksu, więc nie miałam powodu, by rezygnować z dobrze płatnej pracy. W końcu i tak poruszałam jakby nie swoim ciałem, a klienci patrzyli nie na moją twarz.

Ale tego już mój przyjaciel nie wiedział, bo przestaliśmy rozmawiać, gdy pokłóciliśmy się o to, że za bardzo daję sobie wchodzić na głowę. Że moja matka to zwykła ofiara losu i wykorzystuje mnie jak zwierzę robocze, podczas gdy ja powinnam się uczyć, żeby mieć godne życie. Naskoczyłam wtedy na niego, broniąc mamy, choć w duchu przyznawałam mu rację. Kazał mi odezwać się, kiedy zmądrzeję i od tego momentu nie zamieniłam z nim ani słowa. Wiele razy miałam ochotę, lecz nie pozwalał mi na to mój ośli upór i duma, którą odziedziczyłam po tacie. Nie mogłam okazać słabości, byłoby mi głupio. W ten właśnie sposób straciłam najważniejszą dla mnie osobę spoza rodziny. Nie został mi nikt, dzięki komu zachowałabym świeżość umysłu, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko bardzo szybko dorosnąć, odmawiając sobie jakichkolwiek przyjemności, by dbać o rodzinę, której niespodziewanie stałam się głową i głównym żywicielem. W ten oto sposób do długiej listy rzeczy, o które miałam żal do mojej rodzicielki, dopisana została utrata przyjaciela i resztek życia towarzyskiego.

- Uważaj! - młodsza siostra w ostatniej chwili krzyknęła głośno, budząc mnie z czegoś w rodzaju transu. Ostatnio zdarzało mi się coraz częściej popadać w melancholię, wyłączając się zupełnie z prawdziwego życia. Zazwyczaj mi to nie przeszkadzało, ale na przykład tak jak teraz - kiedy prowadziłam samochód, było to naprawdę niebezpieczne. Gwałtownie skręciłam, wracając na swój pas i unikając zderzenia czołowego z jakąś białą półciężarówką. Odetchnęłam z ulgą.

- Przepraszam, kochanie. Zamyśliłam się. Obiecuję, że to się już nie powtórzy.

- No ja myślę... Następnym razem powiem mamie! - krzyknęła Megan. Nie miałam jej tego za złe, bo widziałam, że z całych sił stara się nie rozpłakać. Nie dziwiłam jej się, też miałam ochotę zjechać na pobocze i pozwolić organizmowi rozładować napięcie. Musiałam jednak odwieźć siostrę do szkoły najszybciej jak się dało, więc tylko mocniej docisnęłam pedał gazu.

- Nie jedź tak szybko - mała zmarszczyła brwi z niepokojem. - Tata też kiedyś jechał szybko, a potem miał wypadek.

To prawda. Gdy przypomniałam sobie, co przeżywałyśmy, kiedy ojciec trafił do szpitala, aż się wzdrygnęłam. Nie wyobrażałam sobie, że ból psychiczny może w takim stopniu przenieść się na ciało. Odbywałam fizyczne męczarnie, wijąc się z bólu. Tak bardzo wtedy bałam się, że mój tatuś umrze... A teraz i tak go nie było.

- Jesteśmy, młoda. Wysiadaj. Jest pięć minut po dzwonku. Możesz na mnie zwalić - westchnęłam. Megan błyskawicznie wyskoczyła z samochodu, prawie potykając się o próg. - Mówiłam, żebyś nie trzaskała drzwiami! - wrzasnęłam za nią, kręcąc głową z rezygnacją. Nigdy się tego nie nauczy.

Już miałam wyjeżdżać z parkingu, kiedy drogę przeciął mi rowerzysta. Nie zauważyłam go wcześniej, więc prawie dostałam zawału, kiedy śmignął mi przed maską. Nie chciałam myśleć, co by było, gdybym jechała odrobinę szybciej. Wzięłam kilka uspokajających oddechów. W tym momencie zauważyłam jakąś postać, która wyraźnie mnie obserwowała. Człowiek w kapturze zasłaniającym twarz opierał się nonszalancko o budynek. W końcu, kiedy nie ruszałam przez dłuższy czas, chyba zorientował się, że go zobaczyłam. Lekko pomachał mi dłonią, odwrócił się i odszedł.

- Co do chuja?... - mruknęłam do siebie. Rozmyślania musiałam zostawić na później. Teraz czas do pracy... W końcu nie po to okłamywałam mamę, że chodzę do szkoły, żeby tracić czas, stojąc i zastanawiając się nad głupotami. Ważniejsze było to, co włożę do garnka po powrocie do domu. Z taką myślą wreszcie pojechałam do kawiarni.

ZmiennaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz