Dzien 4
Jestesmy w energilandi. To juz koncowka pobytu. Na koniec poszlysmy (trzeci raz) na najwyzsza kolejke. Kolezanka3 dostala sms'a ale postanowila go z ignorowac (okazalo sie, ze to 'nauczyciel' ktory kaze nam przyjsc na zbiorke, ale o tym potem). W wagoniku bylo chyba 10 miejsc. Kolezance bardzo zalezalo, aby usiasc z tylu wiec usiadlam tam z nia. Plyniemy sobie (bo to zjezdzalnia wodna) cos na nas kapie, ale normal, jestesmy w wodzie. Patrze w gore, a to deszczyk, chmury czarne, urzadzenie nas podnosi do gory, do torow, nagle zagrzmialo. Bylysmy zale zestrsne (w przenosni!!!).
Dziewczynyprzednami: Ej, na ile procent w nas uderzy?
Kolezanka: Z 40?
Zaczelysmy sie modlic. Ale na prawde. We cztery (ci z przodu smiali sie i mieli w dupie, ze sytuacja jest powazna) zrobilysmy znak krzyza i przepraszalysmy za wszystko co zrobilysmy, oraz prosilysmy abysmy wrucily cale.
Po zjezdzie, cale mokre poszlysmy na ta zbiorke, pan zadzwonil do kolezanki i ja opieprzyl. No i teraz wracaj pan caly mokry autobusem na drugi koniec Polski. Na szczescie szybko wyschlysmy i nie bylysmy chore. Wiecie jak to jest? Miec swiadomosc, ze mozecie umzec, ale nie mozecie nic zrobic, bo jestescie na gorze, a jedyna droga na dol to zjazd. Oczywiscie zjazd byl super, my zyjemy wiec ogolnie bardzo polecam. Ale nie w czasie burzy. Pamietajcie, ze nie zawsze to sie konczy tak pieknie.Jeden chlopak wlozyl reke pod ponton (na innej bardzo lekkiej atrakcji) i mu ja rozcielo. Czekalismy na niego przed szpitalem z jakas godzine. Rozmawiaja se nauczycielki:- Ide, patrze, a tam ratownicy ida z jakims chlopakiem. Mysle sobie - pewnie cos nabroil. Potem patrze, a to jeden z naszych!
Jakos przed 22 zajechalismy do Mc. Stoje w kolejce za jakims nieznajomym chlopakiem. Przyszla do niego jakas dziewczyna. Rozmawiaja se, a tu przed nich wciska sie jakas baba. Dziewczyna chce cos zrobic, ale chlopak ja powstrzymuje. (Wygladal na troche zlego, ale kobieta byla przy kosci, nie ma co ryzykowac) Kobieta odbiera zamowienie (chlopak jeszcze nie dostal) podchodzi do najblizszego stolika, siedzial tam jej syn (oczywiscie rowniez byl okragly).
- Jedzenie - krzyknal.
Tababa: Ojej synku! Co ty powiedziales?Chlopakzprzedkasy: Gowno!
Mial prawo sie denerwowac, bo nawet ja dostalam szybciej jedzenie Tym milym akcentem konczymy nasza wycieczke (dojechalismy o 2.15, ale zakonczymy tutaj, bo... No bo gowno, nie ma dyskusji! Zebyscie nie uznali, ze zostalismy w McDonaldzie...)