Lorelai nie spodziewała się takiego zakończenia filmowego wieczoru.
Słysząc pukanie, nie - łomotanie, w drzwi, niechętnie podniosła się z błękitnego dywanu przed kanapą, pilnując, by nie przewrócić pustych butelek po winie. Opróżniona do cna wódka poturlała się z brzękiem pod stół, zatrzymując przy pustej misce po popcornie. Na telewizorze wciąż rozgrywała się akcja "Avengersów", których włączyły, kiedy Lorelai wyraziła zainteresowanie poznania kolejnych losów Lokiego.
Wpatrywała się tępo w bijatykę pomiędzy Hulkiem, a Lokim, a raczej w to, jak zielony stwór wgniata boga psot w ziemię, próbując pozbierać myśli, kiedy walenie w drzwi się wzmogło.
- Już idę!
Lorelai szorując po ziemi puchatymi, różowymi kapciami, które przypominały wyglądem flamingi, przelotnie spojrzała na zegarek zawieszony na szczupłej ręce. Dochodziła druga w nocy.
Czyżby zrzędliwa, pomarszczona pani Rowell znowu przyszła poskarżyć się na chodzący o tak późnej porze telewizor?
Brunetka przeczesała dłonią grzywkę i poprawiła kitka. W głowie wciąż szumiał jej alkohol. Ścierając resztki snu z oczu, przekręciła klucz w zamku.
- Cassie?!
Unosząc brwi, przepuściła zdyszaną dziewczynę blondynki, która niemal siłą przedarła się przez drzwi. Monica wpadła niczym burza do przedpokoju jej skromnego mieszkania, nie kłopocząc się, by ściągnąć zabłocone, czarne botki. Bez jakiegokolwiek słowa powitania, zmierzyła prosto do salonu, pozwalając, by przewiew zatrzasnął za nią drzwi wejściowe. Figurka Yody stojąca na stoliku nieopodal zadrżała niespokojnie pod wpływem wibracji.
Monica z pięściami zaciśniętymi ze wściekłości wyglądała, jakby miała oskarżyć Lorelai o porwanie Cassie. Jej twarz przybrała buraczkowy odcień. W amoku krążyła po salonie, zostawiając na panelach podłogowych błotniste ślady. Wykrzykiwane groźby zdawały się nie budzić pijanej do nieprzytomności Cassie. Lorelai czekając, aż z kobiety ujdzie cała złość, oparła się o ścianę i dopijając pozostawiony na stoliku kieliszek wina, przyglądała się lecącemu na ekranie telewizora Iron Manowi.
Według Monicy, Cassie miała stawić się w mieszkaniu zaraz po pracy, tymczasem blondyka nie dając żadnego znaku życia, ignorowała telefony kobiety przez cały boży dzień. Monica zdążyła już stworzyć w głowie najczarniejsze scenariusze. Ulubioną wersją zdarzeń Lorelai było spotkanie sekty, do której potajemnie wstąpiła Cassie. Zanim Monica odnalazła blondynkę w jej mieszkaniu, była o krok od zawiadomienia policji.
Lorelai naprawdę nie chciała się mieszać w ich kryzys w związku. Kiedy zaproponowała zaparzenie melisy, właścicielka kasztanowych włosów, która wyglądała, jakby miała dostać apopleksji, niemal rzuciła się na nią z rękami.
- Jeśli obudzisz panią Rowell z drugiego końca korytarza, to ty będziesz tłumaczyła się policji, że tylko oglądamy "Avengersów", a nie dokonujemy masowego mordu. - ostrzegła ją Lorelai, której zaczynało już brakować cierpliwości. Pusty kieliszek odstawiła z powrotem na stół, a ręce oparła o smukłe biodra.
Po piętnastu minutach nerwowego marszu nieproszonego gościa i zmywania podłogi z błota, które pozostawiła po sobie Monica, Lorelai ostatecznie udało posadzić się podminowaną kobietę przy stole. Brunetka opierała się o blat, skubiąc wystającą nitkę z wełnianego, szarego swetra, poplamionego czerwonym winem. Wolała nie zajmować miejsca przy tym agresorze. Zastanawiała się, jak pozbyć się z mieszkania natrętnej kobiety jak najmniejszym kosztem i jak najszybciej.
Zadzwonić do szpitala psychiatrycznego? Zgłosić wtargnięcie na policję?
- Czy te ciastka są wegańskie? - zapytała protekcjonalnym tonem Monica, wznosząc ciasteczko między dwoma palcami, jakby brzydziła się płatków owsianych, z których było zrobione. Perfekcyjnie spiłowane paznokcie przeciągnięte miała krwistym lakierem.
CZYTASZ
bittersweet symphony - tom hiddleston
Romance"Zaczęła nowe życie. Wszystko to, co miała, osiągnęła sama. Nikomu nie wspominała o rodzinie, od której w tak drastyczny sposób się odcięła. W swoim przekonaniu nic im nie zawdzięczała. Jedynym rzeczami, którymi ją obdarowali były szkocki akcent, ro...