i feel free now

1.7K 153 146
                                    


Lorelai miała dosyć.

To był długi, nieznośny dzień w pracy. A właściwie ciężkie dwadzieścia cztery godziny, które rozpoczęły się niefortunnym porankiem, podczas którego zalała świeżo wyprasowaną koszulę oraz podręczny kalendarz czarną kawą. Przeklinając zaspanym głosem, z wyraźnym szkockim akcentem, poruszała się po salonie w poszukiwaniu jakiejkolwiek ścierki, za którą w końcu przysłużyła jej stara, sprana koszulka z Hanem Solo. Miała nadzieję, że fikcyjna postać portretowana przez Harrisona Forda nie przewraca się teraz w grobie.

Nie miała czasu zaparzyć kolejnego espresso, jeśli chciała zdążyć do East Ocean na czas. Musiała zadowolić się zimnym energetykiem bez cukru, którego znalazła na dnie pustej lodówki. Ledwo przytomna ze zmęczenia, wylewając z pojemniczka zużyty płyn do soczewek, do stojącej nieopodal doniczki z więdnącym kwiatem, pozbyła się również szkieł kontaktowych, które obtoczone w ziemi, na którą narastał nieznanego pochodzenia grzyb, nie nadawały się do ponownego włożenia.

Tego ranka nie chciało z nią funkcjonować nie tylko jej ciało, którego zapotrzebowanie na kofeinę równie dobrze mogłaby spełniać kawa w kroplówce, ale też Janet, która charcząc i dysząc, za nic nie chciała uruchomić silnika. Radio natomiast włączyło się bez problemu, a z głośnika płynęły, o ironio, wesołe słowa:

Always look on the bright side of life.

- Jezusie, Maryjo, Józefie i pieprzony wielbłądzie! - zaklęła, uderzając dłońmi o klakson i pochyliła głowę, biorąc kilka głębszych wdechów. Przetarła oczy, przy okazji rozmazując świeżo nałożoną maskarę, w stu procentach przekonana, że nowe soczewki kontaktowe włożyła tył do przodu.

Chcąc czy nie chcąc, musiała przeprosić się z transportem publicznym, a podczas drogi na przystanek wypaliła trzy papierosy, przez co ciągnęła za sobą zapach mentolowych Marlboro przez cały dzień. Nie wspominając o tym, że poprzednio ubraną koszulę musiała zastąpić jedyną znośną, czystą koszulką, mówiącą "I'll make you wibbly wobbly timey wimey", którą niezbyt dobrze ukrywała czarna marynarka.

- Lore? Spóźniłaś się, bo wstąpiłaś na zlot fanów Doctora Who w drodze do pracy? - zaśmiała się Cassie znad parującej filiżanki yerba mate, kiedy zmęczona i spocona od przeludnionego autobusu Lore z jękiem rzuciła torebkę na ladę East Ocean.

- Jeśli twoje usta opuszczą dzisiaj słowa: musisz odnaleźć swoje zen, Lorelai, to przysięgam, że dostanę wylewu. A ty będziesz musiała szukać pracy gdzie indziej. - warknęła niemal całkowcie poważna, wyciągając dłonie po espresso, które przygotowała dla niej odpowiednio wcześniej Julie.

- Zawsze mogę znaleźć coś lepszego, wiesz, życie to przygoda. Jak to mówią: Allons-y! - odpowiedziała jej spokojnie Cassie, ocierając kciukami spod oczu przyjaciółki rozmazany tusz do rzęs.

Lorelai była więcej niż szczęśliwa, kiedy w końcu po bitych ośmiu, męczących godzinach bycia menadżerem, opadła na miękką kanapę przed telewizorem, zrzucając z obolałych stóp kremowe szpilki, którym w drodze powrotnej do domu odpadły fleki.

Włożyła papierosa między wargi, szukając zapalniczki w kieszeni, wolną ręką sięgając po pilota i włączając przypadkowy kanał. Spoglądając przelotnie na koszulkę, którą miała na sobie, przyrzekła sobie, że jeżeli po dzisiejszym dniu usłyszy jeszcze jeden podryw typu "chciałbym otworzyć twoją puszkę Pandory", to nigdy nie obejrzy kolejnego odcinka "Doctora Who".

- Po krótkiej przerwie na reklamy zapraszamy na kolejny odcinek serialu "The Night Manager", w którym jedną z głównych ról gra Tom Hi-

- Naprawdę powinnam postarać się o ten zakaz zbliżania. - wymamrotała sama do siebie, odpalając w końcu Ice Blasta. Nie było to jednak w stanie zmazać malującego się na jej ustach delikatnego uśmiechu, spowodowanego wspomnieniem ich ostatniego spotkania.

bittersweet symphony - tom hiddlestonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz