- Okej, dosyć – zarządziła Cassie, splatając swoje szczupłe, okryte błękitnym sweterkiem ramiona na piersi. W zabijaniu wzrokiem mógł konkurować z nią tylko bazyliszek albo Cyclops we własnej osobie, co było dość nietypową cechą, jak na osobę, żyjącą przesłaniem „wewnętrznego spokoju", dedykującą swoją egzystencję „szlachetnej ciecierzycy". Ściągnęła brwi i wyjęła z drżących od nadmiaru kofeiny dłoni Lorelai filiżankę z czarnym espresso rozmiaru XXL, do którego dolała energetyka pozbawionego cukru. - Jadłaś coś dzisiaj w ogóle?
- Właśnie pozbyłaś się mojego śniadania – rzuciła Szkotka sarkastycznie i wstawiła kolejny dzbanek pod firmowy, stary ekspres, powodując u Cassie, która wylała poprzedni napój do zlewu, ciężkie westchnienie Przez chwilę obserwowała, jak na usta blondynki cisnęły się wściekłe słowa sprzeciwu, ale zamiast tego przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie. Jej dezaprobatę zdradzała jedynie pulsująca żyłka na czole i zgrzytające zęby.
- Kochanie, twój dentysta nie będzie zadowolony – brunetka poklepała ją po ramieniu i przelotnie pocałowała policzek przyjaciółki. - Tak samo, jak twoja przyszła żona.
Lorelai wcale nie chciała, by te słowa zabrzmiały tak gorzko i zawistnie, jak zabrzmiały. Cieszyła się ze szczęścia Cassie, na tyle na ile mogła wykrzesać z siebie entuzjazmu, jeśli chodziło o Monicę, do której największych fanek nie należała. Jeśli miała być szczera, to czuła się trochę jak Kylo Ren po jasnej stronie mocy.
Kiedy blondynka ogłosiła zaręczyny w zeszłym tygodniu, zaledwie parę dni po incydencie z Hiddlestonem, Szkotka musiała opuścić świętujących głośno pracowników East Ocean i zamknięta w łazience uroniła parę łez. Teraz wzięła się już w garść. Zaakceptowała, że do końca życia będzie sama. Zauroczona w zamkniętym w sobie Brytyjczyku, który w godzinach depresji zapominał jak działa maszynka do golenia.
- Lorelai, po prostu odbierz od niego telefon.
Tom przez parę dni po tym, jak Lorelai wyrzuciła go za drzwi mieszkania 27C, o czym próbowała usilnie zapomnieć, dzwonił do kobiety, chcąc się pojednać. Brunetka za każdym razem, kiedy jej telefon rozbłyskał powiadomieniem „Dzwoni Patologiczny Siewca Spermy", wciskała czerwoną słuchawkę i wyłączała telefon. Usuwała także każdą nagraną wiadomość głosową. Mężczyzna po paru nieudanych próbach najwidoczniej się poddał, a dźwięki „Marszu Imperialnego" nie sprawiały już, że podskakiwała z każdym przychodzącym połączeniem. Funkcjonowała niczym ofiara PTSD.
Gorzko przyznała, że tę samą taktykę stosowała również w ignorowaniu matki.
- Halo? - zapytała Lorelai, unosząc do ucha dłoń ułożoną na kształt słuchawki. - Z tej strony „wielkie rozczarowanie z domieszką depresji i skłonności neurotycznych", jak mogę panu dzisiaj pomóc, panie Hiddleston?
- Lore, przecież Tom – zaczęła Cassie.
- Nie. Od teraz nie wymawiamy przy nim mojego imienia. Nigdy. Null, zero. Nowa zasada numero uno, rozumiesz? W ogóle nie chcę słyszeć o żadnych właścicielach jąder, niech zabiorą swoje fistaszki i wynoszą na inną planetę – wyrzucała z siebie, jakby pluła jadem i napiła wrzącej kawy, zupełnie nie zwracając uwagi na jej temperaturę. - Wiesz co? Mógłby się tu nawet pojawić Benedict Cumberbatch we własnej osobie, a ja nienawidziłabym go tak samo, jak każdego pieprzonego samca alfa.
- Lorelai.
- Nie masz czasem niczego do roboty? East Ocean jest pełne – ucięła Szkotka, wyjmując z kieszeni płóciennych spodni srebrną papierośnicę, pozwalając przydługiej grzywce opaść na oczy. Nie miała ochoty wychodzić z piżamy i chodzić do pracy, a co dopiero składać wizytę fryzjerowi. - Idę zapalić, zaraz wrócę – poinformowała i opuściła zaplecze jak najszybciej, żeby nie widzieć urażonej miny najlepszej przyjaciółki.
![](https://img.wattpad.com/cover/147294698-288-k822253.jpg)
CZYTASZ
bittersweet symphony - tom hiddleston
Romance"Zaczęła nowe życie. Wszystko to, co miała, osiągnęła sama. Nikomu nie wspominała o rodzinie, od której w tak drastyczny sposób się odcięła. W swoim przekonaniu nic im nie zawdzięczała. Jedynym rzeczami, którymi ją obdarowali były szkocki akcent, ro...