Początek.

564 22 3
                                    


Obudziłam się krzycząc imię Jamesa. Czułam jak pot, spływa po moich policzkach, oddech był nie miarowy, a serce biło mi jak oszalałe. Szybko zerwałam się z łóżka i natychmiast otworzyłam szeroko okno, zaczęłam oddychać głośniej i ciężej, czułam że zaczynam się dusić. Łzy naszły mi do oczu, uklęknęłam na zimnej posadzce i zaczęłam odliczać od stu w dół, gdy moje serce nieco się uspokoiło, całkowicie położyłam się na podłodze mając nadzieję że to przyniesie mi upragnioną ulgę. Wpatrując się w sufit, próbowałam ułożyć sobie wszystko w głowie.

[...]

Dwa miesiące wcześniej.

Wyszłam z zamku sfrustrowana oraz kipiąca złością, nie przeszkadzał mi nawet fakt, że słońce już dawno zeszło i wszędzie dookoła panowała ciemność. Szłam z różdżką wyciągnięta przed siebie, dzięki zaklęciu lumos, miałam w miarę oświetlona drogę. Nie miałam pojęcia dokąd idę, po prostu szłam przed siebie, kopiąc wszystko, co wpadło mi pod nogi.

W końcu postanowiłam przysiąść na trawie, dopiero teraz, gdy nieco się uspokoiłam, zobaczyłam, że dookoła mnie panuje ciemność, a gęsta mgła unosi się ponad horyzont. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki list, i kolejny raz zaczęłam go czytać.

" Droga Lily, wraz z tatą podjęliśmy poważną decyzję, u nas w związku już dawno się nie układa. Nie chcemy dłużej się ze sobą męczyć. Terapie małżeńskie nie pomogły, wraz z Petunią jesteś już na tyle duża ze mamy nadzieję ze to zrozumiesz. Nie rozstajemy się w żalu, a w podzięce ze spędziliśmy tyle lat ze sobą, mamy dwie piękne uzdolnione córki. Bardzo was kochamy. .—Mama i Tata."

Łzy leciały mi po zmarzniętych policzkach, nigdy nie widziałam, żeby moi rodzice się kłócili, zawsze im zazdrościłam tego, jak się na siebie patrzą, jak się szanują i kochają, jak mogłam nie zauważyć ze coś nie gra? Zapytałam samej siebie i natychmiast się skarciłam. Jak mogłam to zauważyć, skoro od sześciu lat bywam w domu tylko z okazji świat bądź w wakacje? Przez myśl mi przeszło, że może ja i moja odmienność, jest powodem ich rozstania?

Nagle usłyszałam szelest liści, moje ciało nieco się naprężyło, zaczęłam uważnie nasłuchiwać dźwięków otoczenia.

—Lilka, nie wariuj. To na pewno tylko zwierzęta. - Powiedziałam sama do siebie, na nieco chwiejnych nogach wstałam z ziemi.

I nagle usłyszałam śmiech, potem światła, które nieco mnie oślepiły, w oddali zauważyłam, trzy niewyraźnie sylwetki, ścisnęłam mocniej swoją różdżkę i próbowałam wytężyć wzrok, aby dokładnie określić postacie, dopiero po sekundzie dojrzałam maski na ich twarzach.

—Nie bój się mała, nie zrobimy Ci krzywdy. - Zachichotali, wtedy wiedziałam, że cała trójka w maskach to mężczyźni. Nie wiedziałam nic więcej, czy są uczniami, czy może kimś obcymi?

—Mów za siebie. - Dopowiedział drugi. I nagle w moją stronę zaczęły lecieć zaklęcia, nie zastanawiając się głębiej, machnęłam różdżka, aby się obronić, i instynktownie zaczęłam biec przed siebie.

Biegłam ile sił w nogach, krzyczałam, również głośno mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy, dlaczego byłam taka głupia, dlaczego wyszłam z zamku po ciszy nocnej? Odwróciłam na chwilę głowę, aby po raz kolejny rzucić zaklęciem w swojej obronie, i wtedy dwóch mnie doganiało. Jednego udało mi się unieszkodliwić, ale w tym samym czasie, w którym on dostał zaklęciem porażającym, ja padłam na ziemię, czując przeogromny ból, zupełnie jakby milion ostrych noży wbijało mi się w całe ciało.

Jeden z nich podszedł i nachylił się nade mną, nie widziałam jego twarzy, miał złotą maskę z otworem na usta i oczy. Oblizał tylko obrzydliwe usta, po czym kopnął mnie w brzuch na tyle mocno, że poczułam w gardle wymiociny, chciałam z ostatnim tchnieniem wypowiedzieć ostatnie zaklęcie, ale znów poczułam oszałamiający ból. Spod półprzymkniętych powiek, widziałam jak jeden z mężczyzn, odpina pasek i zrzuca spodnie. Mimo bólu chciałam się wyrwać, drugi mężczyzna przytrzymywał mnie za ręce, a ten trzeci napluł mi na twarz, jak gdybym była nic niewartym śmieciem.

Vulnera Sanentur  | Lilyanne Evans & James Potter.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz