Rozdział 11.

6.4K 450 22
                                    

Nie schodzę ani na obiad, ani na kolację, ponieważ po pierwsze nie mam ochoty oglądać tych wszystkich zadufanych w sobie Aniołów, a po drugie książka, którą trzymam w dłoniach, jest zdecydowanie ciekawsza. W pewnym momencie jednak moje powieki stają się cięższe, a ja nawet nie pamiętam, kiedy zasypiam.

W momencie, gdy wracam do rzeczywistości, w głowie mam zupełną pustkę – zupełnie, jak po tym, jak ktoś uderzy cię w głowę, a tym masz cholerny zanik pamięci. Jednak moje zmysły natychmiast się wyostrzają i już wiem, dlaczego się budzę w środku nocy.

Czuję, że ktoś mnie obserwuje oraz jest w moim pokoju. Nie podnoszę się z łóżka, starając się wyłapać wszelkie odgłosy. Wszystko jednak przestaje mieć znaczenie, gdy słyszę beztroski, a przy okazji męski śmiech.

Nie mając zamiaru, dłużej udawać, podnoszę się do pozycji siedzącej, dokładnie śledząc wzrokiem pokój.

– Spokojnie księżniczko – odzywa się, jako pierwszy, wychodząc z cienia.

Zamieram. Znam te rysy twarzy oraz znam ten głos. W gardle nastaje suchość, a moje serce bije szybciej, niż powinno. I cholera jasna nie przyśpiesza przez strach, czy adrenalinę. To jest coś zupełnie innego, jednak na ten moment nie mam pewności co.

– Nie chciałem cię budzić – dopowiada, a ja nie mogąc się powstrzymać, parskam.

– Więc po co przyszedłeś? – pytam delikatnie zachrypniętym głosem, a przez blask księżyca dostrzegam, jak się uśmiecha.

Jednak nie jest to ani uśmiech mordercy, ani psychopaty, co szczerze powiedziawszy niepokoi mnie jeszcze bardziej. Mężczyzna siada na fotelu, przez co mam idealny widok na jego twarz. Przełykam ciężko ślinę, pragnąc zebrać myśli i za wszelką cenę się ogarnąć.

– Popatrzeć – mówi beztrosko.

– Popatrzeć? – wybucham śmiechem.

Isaac kiwa delikatnie głową, a następnie milczy, uważnie mi się przyglądając. Również nie mam zamiaru się odzywać, dlatego uparcie mierzę go wzrokiem. Nagle do mojej głowy wpada żałosna myśl. Siedzę w środku nocy z moich najgorszym wrogiem. Siedzę i jak kretyni wpatrujemy się w siebie nawzajem, zamiast skakać sobie do gardeł i zrobić wszystko, aby ta druga osoba zginęła. Następnie do mojej głowy wpada kolejna, bardziej przerażająca, niż żałosna myśl. Isaac był tutaj, gdy spałam, gdy byłam bezbronna, a i tak mnie nie zabił.

Po prostu sobie patrzył.

Mam wątpliwości co do swojej myśli o psychopacie, dlatego wstaję z łóżka, a następnie odgarniam włosy z twarzy. Dopiero w momencie, gdy Isaac odchrząka, zdaję sobie sprawę, w co jestem ubrana. Czarna, koronkowa koszula nocna, która kończy się trochę za pośladkami, odsłaniając przy tym moje długie nogi. Przegryzam wargę, jednak staram się ignorować wygłodniałe spojrzenie mężczyzny i podchodzę do gabloty z bronią. Przecież nie będę zasłaniać się jak idiotka. W końcu i tak mi nic mi to nie da.

– Tamten facet nie miał racji – odzywa się z chrypką w głosie, a ja ciekawa, o co mu chodzi, odwracam się w jego stronę. – Jesteś cholernie kobieca.

Przegryzam wnętrze policzka, aby za wszelką cenę się nie roześmiać, jednak bardzo słabo mi to wychodzi, ponieważ już po chwili po pomieszczeniu roznosi się mój śmiech. Upadły patrzy na mnie zszokowany.

– Zawsze tak robisz? – pytam nadal rozbawiona. Unosi brew pytająco. – Zawsze podglądasz dziewczyny, jak jakiś psychopata, wkradasz się do ich pokoju, a potem uderzasz takim tekstem?

– Może. – Wzrusza ramionami. – Zazwyczaj już przy mnie klęczą.

Prycham, jednak uśmiecham się arogancko. Podchodzę do niego, a ten jakby ucieszony wstaje z miejsca.
– Mówi...

Nie daję mu dokończyć. Z całej siły uderzam go w piszczel, a gdy ten się kuli z bólu, klepię go po ramieniu, rozbawiona.
– Tym razem ty będziesz klęczał – szepczę mu na ucho, jednak zaraz potem poważnieje. – Wynoś się.

– C-co?

– Wynoś się, zanim zmienię zdanie i postanowię cię zabić.

Isaac już po kilku chwilach prostuje się, a następnie na jego twarzy dostrzegam aroganckim uśmieszek. 

Czy on mógłby przestać się do cholery uśmiechać?

– Jak sobie chcesz. – Przybliża swoją twarz do mojej, a mi momentalnie brakuje oddechu, przez jego przeszywające spojrzenie, jak i bliskość. – Aż bym zapomniał, po co tu przyszedłem. – Odchodzi kilka kroków w stronę okna, a ja mogę nabrać powietrza. – Przez te kilka tygodni nie wychodź z miasta. Pod żadnym pozorem, jasne?

Marszczę brwi, jednak nie odpowiadam. Upadły patrzy na mnie po raz ostatni, a następnie mruga do mnie.
– A z tamtym mówiłem poważnie.

– Z tym że każda przed tobą klęczy? – prycham.

– Nie – przeczy. – Z tym że jesteś cholernie kobieca.

Po tych słowach rozpływa się w powietrzu, tak samo, jak za pierwszym razem. Mrugam parę razy oczami, nie mogąc uwierzyć, że coś takiego miało miejsce. Podchodzę do okna, jednak nigdzie go nie dostrzegam. Przechodzi mi nawet przez myśl, że Isaac był jedynie wytworem mojej durnej wyobraźni, jednak doskonale czuję jego zapach w swoim pokoju. Do cholery i to jeszcze ten naturalny.

Przegryzam wargę, przypominając sobie jego ostatnie słowa. Niechciane, miłe uczucie rozlewa się po moim sercu, jednak bardzo szybko zostaje wyeliminowane.

Isaac jest Upadłym, a miasto jest zabezpieczone przed Upadłymi. On się tu dostał, co za tym idzie albo bariera nawaliła, albo Upadli wiedzą, jak się dostać do Claritas. Czuję się dziwnie, przypominając sobie słowa Lucy, która przecież do cholery nie umie walczyć. Moje serce przyśpiesza, a ja nie mam pojęcia, co powinnam z tym zrobić. W końcu mamy środek nocy, wszyscy śpią i z pewnością nikt nie potraktuje mnie poważnie. W dodatku nie mam pewności co do tego, komu mogę ufać. Co, jeśli to ktoś z wewnątrz wyłączył barierę?

Postanawiam to sprawdzić na własną rękę. Wychodzę z posiadłości, jednak nie z miasta, bo pomimo że to Isaacowi nie ufam najbardziej, to mam wrażenie, że w jego słowach kryje się dziwne ziarenko prawdy. A jeśli ono istnieje, wolę nie ryzykować, zwłaszcza gdy mam na sobie szlafrok, a przy sobie dwa krótkie noże.

Podchodzę do głównej bramy, jednakże widząc, że dwie główne wieże świecą niebieskim światłem, delikatnie się uspokajam. Gdyby nie świeciły się wcale, byłby podwód do paniki. Jednak nadal czuję niepokój, zwłaszcza że wyczuwam, jak ktoś uporczywie mnie obserwuje. Spoglądam w stronę lasu, a wiatr muska moją szyję.

Wolność.

Z taką łatwością mogłabym stąd wyjść. Mogłabym uciec od fałszywych Aniołów, którzy naśmiewają się z jakiekolwiek porażki. Mogłabym uciec od rasistowskiej polityki, która jest wręcz zakorzeniona w tym mieście. Mogłabym po prostu uciec.

Do Lily, do Bruna, do Ariego.

Nie rozumiecie? To jest coś, czego szukaliśmy. Nasze rozwiązanie. Już nie będziecie musieli tyle walczyć, w końcu macie szanse na normalne życie.

W głowie rozbrzmiewają mi moje własne słowa. Nabieram głośno powietrza do płuc, a następnie krzyżuję swój wzrok z obserwatorem. Przegryzam wargę, mając wręcz pewność, że jest nim Isaac. Robię kilka kroków do tyłu, na co ten uśmiecha się pod nosem, a następnie kiwa głową. Nie chcę wiedzieć, co ten gest oznacza, dlatego odwracam się i szybkim krokiem wracam do posiadłości.

Wiem, że jutro muszę z kimś o tym pogadać. Skonsultować, czemu Upadły dostał się do Claritas oraz czy ktoś mu w tym pomógł.

Córka Archanioła [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz