ALEC
Szedłem sobie korytarzami instytutu. Jestem strasznie rozdrażniony od czasu, gdy pojawiła się ta ruda menda Clary, a do tego Jace skacze wokół niej, jakby była ósmym cudem świata. Stanąłem pod drzwiami gabinetu matki, gdyż zawołała mnie jakiś czas temu, a dokładniej posłała moją siostrę Isabelle, która również była czymś zdenerwowana. Zapukałem kilka razy, po czym nie czekając na zaproszenie wszedłem do środka. Ujrzałem dobrze znajomy widok matki za ciężkim, dębowym biurkiem, ale po drugiej stronie siedział ktoś jeszcze. Nieznajomy wstał mówiąc mojej matce, że dokończą tę rozmowę innym razem, po czym wyszedł patrząc mi głęboko w oczy.
-Siadaj synu, musimy porozmawiać- jej ton oznaczał kłopoty.
-Wiem, ostatnio nie zrobiłem raportu z misji, ale dziś miałem to...- matka mnie uciszyła gestem ręki.
-Nie o to chodzi, poznałeś Lydię? Jako, iż skończyłeś 18 lat powinieneś się ożenić, a chyba masz problemy ze znalezieniem wybranki- w tym momencie cała krew odpłynęła mi od twarzy- chyba wiesz co to oznacza.
Nagle rozległ się alarm i musiałem iść. Na korytarzu spotkałem Iz, Jace'a i tą wywłokę Clary.
-Jace chcę iść! Umiem już walczyć!- krzyczała rudowłosa.
-O nie, ty nigdzie nie ruszasz! Tylko nam problemów narobisz!- wrzeszczałem wściekły.
Odwróciłem się do nich plecami i zacząłem iść ku wyjściu, a za mną moja siostra. Dostałem informacje, że na Brooklynie zarejestrowano demoniczną aktywność, więc czym prędzej udaliśmy się z Iz w tamtą stronę. Z oddali zobaczyliśmy jakąś postać leżącą na ziemi, atakowaną przez demony. Zaczęliśmy walczyć z nimi, gdy nagle przybiegł Jace z Clary i zaczęli nam pomagać, a ściślej mówiąc, mój parabatai walczył, a ta wywłoka ledwo się ruszało i to ją trzeba było chronić. Nagle demonów przybyło i ją otoczyło, tworząc czarną zasłonę. Wszyscy podbiegliśmy do niej i zaczęliśmy wybijać stworzenia, ale te po chwili odleciały jedną chmarą nie zostawiając po sobie nic. Przypomniałem sobie o mężczyźnie, którego wcześniej widzieliśmy i oddaliłem się od reszty w kierunku nieznajomego. Był to ten sam chłopak, którego widziałem u mojej matki. Szturchnąłem go delikatnie, a ten otworzył oczy, chodź widać było, że kosztowało go to dużo wysiłku.
-Gdzie mieszkasz?- spytałem.
-Tam- odpowiedział cicho, nieznacznie pokazując jedno z okien na najwyższym piętrze i już zaczął się podnosić, gdy mu zabroniłem.
-Leż- nakazałem- jesteś osłabiony, możesz umrzeć. Zrzuciłem z siebie koszulę i przyłożyłem do ran mężczyzny próbując choć trochę zatamować obfite krwawienie. Wziąłem chłopaka na ręce i zacząłem iść w kierunku drzwi do budynku.-Alec! Gdzie idziesz?- spytała siostra podbiegając do mnie.
-Nie zostawimy go tak, przecież może umrzeć- powiedziałem pchając drzwi plecami aby się otworzyły i znalazłem się w klatce schodowej. Dostrzegłem windę, ale gdy nacisnąłem przycisk, nic się nie stało, więc byłem zmuszony iść schodami. Genialnie...
CZYTASZ
Zakazana miłość || Malec
FanfictionKolejne fanfiction o malecu, ale czy na pewno takie jak każde l inne?