Rozdział 3.

239 13 1
                                    

Alec

Ciemne drzwi otworzyły się, a ja zamachnąłem się moim mieczem. Nie zdążyłem jednak nic zrobić ponieważ jakieś silne ramiona odepchnęły mnie do tyłu i upadłem na Magnusa. Ten z rozbawioną miną pokazał palcem na białego, puszystego kota, idącego w naszą stronę. Zacząłem gorączkowo przepraszać chłopaka za swoje zachowanie, na co ten uciszył mnie kiwnięciem głowy. Byłem już wyczerpany po wielu godzinach spędzonych na ratowaniu tyłków innych oraz spędzania wolnych chwil na uzupełnianiu dokumentacji na ten temat. Mój mózg nie działał poprawnie.  Leżeliśmy tak chwilę, gdyż zawstydzony swoim głupim zachowaniem totalnie zapomniałem co robię. Nagle w pomieszczeniu rozbłysło światło i pojawiła się jasnozielona brama z której wyszedł jakiś podziemny. Miał zieloną skórę, rogi oraz był ubrany w dość specyficznie ubarwione ubrania, mocno kontrastujące z jego wiosenną cerą. 

-Magnus? Widzę, że dobrze się bawicie- powiedział przybysz nieznacznie się uśmiechając.

-To nie tak!- tłumaczyłem wstając na równe nogi, czerwieniąc się.

-Ragnorze, wiele razy prosiłem cię abyś uprzedzał swoje przyjście- krzyknął zły i wstał chwiejąc się. Przytrzymałem go za ramię, ale ten syknął z bólu i poczułem ciepłą ciecz. Czarownik osunął się na mnie. 

-Magnus!- krzyknęliśmy obydwoje z Ragnorem, który już go zabrał na kanapę.

Czułem się bezsilny i pół przytomny wykonywałem polecenia czarownika. Nagle mój telefon zadzwonił, jednak zignorowałem go. Obwiniałem się o to, co się stało czarownikowi, mimo że wiedziałem, że nie powinienem przejmować się tak jakimś podziemnym. Ale Magnus nie był JAKIMŚ czarownikiem. Moje myśli pędziły jak szalone, jednak musiały przystopować, gdy komórka zabrzęczała ponownie w kieszeni.

-Odbierz, może to ważne- polecił Ragnor, nieco zirytowanym tonem.

Wykonałem jego polecenie, nie chcąc mu przeszkadzać. 

-Słucham?- odebrałem wkurzony.

-Alec? Jace zniknął, chodź szybko, wyślę ci adres- powiedziała przerażona Izzy  przez telefon po czym się rozłączyła. Chwilę później wysłała mi lokalizację pod którą mam się dostać.

-Cholera- rzuciłem krótko i wziąłem swoją kurtkę z oparcia fotela- będę za dwie godziny, może trzy, mamy problem.

-Idź- powiedział zielonoskóry wyraźnie ucieszony faktem pozbycia się mnie. 

~*~

Biegłem przez ciemne ulice Nowego Jorku mijając dobrze mi znane wieżowce. Miejscem spotkania okazał się bar, prowadzony przez wilkołaki ze stada Luka. Jedna ciemnoskóra dziewczyna siedziała przy barku, a wokół niej zebrało się wiele wilkołaków. Gdy podszedłem bliżej zaczęli warczeć i wystawiać kły, ale gdy wytłumaczyłem im że nie chcę nic im zrobić, przestali. Dziewczyna odgarnęła burzę ciemnych loków z twarzy i popatrzyła na mnie z wrogością. 

-Wasz blondasek naruszył Porozumienia. Clave już o tym wie, więc nie rozumiem po co tu jesteś- warknęła do mnie. 

-Jak wyglądał?- spytałem krótko.

-A co?- odgryzła się z wrednym uśmiechem.

-Powtórzę jeszcze raz: jak wyglądał?- ostatnie słowa praktycznie wykrzyczałem.

-Oh, długie blond włosy, wysoki, ale niższy od ciebie- 

-Zabiję go kiedyś- przerwałem jej i wybiegłem przed budynek. 


~*~  


Biegałem już kolejną godzinę w ciemności. Byłem tak zmęczony, że nawet runa siły nic nie pomagała. Pokierowałem się na Brooklyn, zobaczyć co z Magnusem i aby ten cały Ragnor mógł już iść. Wchodząc po drewnianych schodach usłyszałem głośną muzykę i śmiechy. Zaniepokojony podszedłem pod drzwi mieszkania Magnusa i o zgrozo muzyka dochodziła właśnie zza TYCH drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazał się Magnus tańczący z Ragnorem na środku salonu. Oboje trzymali drinki, które niemiłosiernie rozlewali na dywan zataczając się przy każdym ruchu. Stałem tam jak wryty, gdy nagle Magnus zauważył mnie i spoważniał.

-Alexandrze, ja...- zaczął, jednak nie pozwoliłem mu skończyć.

-Nie, widzę, że już dobrze się czujesz. Dobranoc- rzuciłem siląc się na lekki ton, jednak po wyjściu zatrzasnąłem ciemne drzwi. Wybiegłem z budynku i pokierowałem się do Instytutu. Łzy po raz pierwszy popłynęły przez moje policzki, a ja nie siliłem się na wycieranie ich.

~*~ 

W drzwiach powitała mnie siostra, jednak minąłem ją bez słowa i udałem się do swojej sypialni. Ledwo położyłem się na łóżku, gdy do drzwi ktoś zapukał.

-Jeśli wejdziesz, przebiję ci strzałą oko- zagroziłem sięgając po swój ukochany łuk i wycelowałem w drzwi, które po chwili otworzyły się. Puściłem cięciwę, a strzała musnęła oliwkową skórę policzka nadal lekko zataczającego się Magnusa, zostawiając małe draśnięcie. Mężczyzna złapał się za głowę. ale zignorował fakt pojawienia się szkarłatnej cieczy na ręce.

-Alexandrze, ja- zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.

-Ani ja, ani ty, wynoś się!- krzyknąłem wyrzucając go za drzwi- chciałem Ci pomóc, a ty...

Ostatnie słowa wyszeptałem zsuwając się po drzwiach i opierając głowę o kolana. Cały świat mi się rozmazał, po czym oddałem się w objęcia Morfeusza.

Zakazana miłość || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz