Rozdział 2.

275 14 5
                                    

Magnus

Gdy rozmawiałem z Maryse o Porozumieniach nefilim z podziemiem rozległo się pukanie do drzwi.  Za nim kobieta zdążyła zareagować do pomieszczenia wszedł zdenerwowany, ale bardzo przystojny brunet. Był bardzo podobny do Maryse, zapewne jej syn. Postanowiłem nie przeszkadzać i się usunąć. Przy wyjściu spojrzałem chłopakowi w jego piękne, niebieskie oczy.

Przed Instytutem wyczarowałem Bramę i przeniosłem się do swojego  mieszkania na Brooklynie, jednak coś poszło nie tak... Zamiast dobrze znanej kanapy ujrzałem brudną ulicę i kilka budynków. Rozejrzałem się i okazało się, że jestem zaledwie kilka metrów od swojego mieszkanka, więc nie poruszony tym błędem ruszyłem tam. Nagle coś mnie zaatakowało i rzuciło na ziemię. Właśnie zbierałem w sobie energię, gdy poczułem jak coś rozrywa mój brzuch. Wszystko się rozpłynęło.

~*~

Poczułem delikatne szturchnięcie, więc otworzyłem delikatnie oczy. Nawet tak prosta czynność wymagała wiele wysiłku.
-Gdzie mieszkasz?- zapytał niebieskooki chłopak, którego widziałem rano w Instytucie.
-Tam- powiedziałem słabo pokazując na jedno z okien mojego apartamentu. Już zacząłem się podnosić z ziemi gdy ten mi na to nie pozwolił. Wysunął jedną rękę pod moje plecy, a drugą pod kolana i podniósł mnie. Brunet jeszcze coś krzyczał, prawdopodobnie do reszty Nocnych Łowców i wszedł do środka. Winda zepsuła się ostatnio, a ja nie miałem czasu jej naprawić. Było mi strasznie głupio, że najpierw mnie ratuje a potem musi tachać po schodach na 8 piętro, jednak byłem zbyt słaby aby cokolwiek zrobić.
Gdy weszliśmy do mojego mieszkania, zostałem ułożony na czarnej kanapie, na którą zaraz wskoczył mój ukochany kot. Zasnąłem.

~*~

Gdy tylko zacząłem odzyskiwać świadomość usłyszałem krzyki.
-Mówiłem tej mendzie aby została w Instytucie, ale nie! Ruda małpa nie mogła posłuchać i oszczędzić nam więcej problemów! -  krzyczał jakiś chłopak.
-Alec- aha! A więc zapewne nazywa się Alec- uspokój się!  W takim stanie nic nie zadziałamy.
-Izzy, teraz mamy więcej roboty, a jej zaginięcie oraz WSZYSTKIE problemy są zwalanie na mnie, bo jestem najstarszy!
Postanowiłem iść do reszty i powiedzieć, że już wszystko gra i mogą wracać, ale ledwo co starałem na nogi i znów poleciałem na szklany stolik, który niestety rozbił się pod wpływem mojego ciężaru. Chwile potem zjawili się Łowcy z zmartwionymi i za razem zmęczonymi wyrazami. Ku mojemu zdziwieniu stała tam Isabelle Lightwood.
-Nic mi nie jest, możecie iść- powiedziałem starając się mówić lekkim tonem, jakby chodziło o rozlane mleko w kuchni, po czym spróbowałem odczarować to co się stało. Nagle z moich ran zaczęła lać się krew, ale nie było śladu po magii. Widocznie bardzo dużo jej zużyłem. Izzy podbiegła do mnie zakrywając usta, więc musiało być źle, bo nocni łowcy nie raz widzieli krew i rany. Dziewczyna stała wpatrując się we mnie, na co Alec potrząsną nią i powiedział, aby szła szybko po nowe bandaże. Siostra pobiegła do kuchni po wcześniej wspomnianą apteczkę, a chłopak został przy mnie. Wziął mnie delikatnie pod ramiona i położył na kanapie. Po chwili Izzy przyniosła bandaże, ale to niebieskooki je zabrał i zaczął mnie opatrywać. Widać było, że ma wprawę, bo robił to dokładnie, ale  również zadziwiająco delikatnie, tak, jakby bał się, że zaraz mogę się rozpaść w pył. Nagle jego telefon zadzwonił. Po jego wyrazie twarzy było widać, że się zmartwił.

-Co się dzieje?- spytała dziewczyna.

-Jace zniknął, muszę iść to ogarnąć- powiedział wkurzony, na co jego siostra złapała go za ramię i powiedziała:

-Ja pójdę, zostań z nim, a jeśli będę potrzebowała pomocy, to cię o tym zawiadomię.

Alexandrowi ulżyło i ponowił czynność sprzed chwili. Isabelle rzuciła krótkie 'pa' po czym wybiegła z mojego domu. Brunet skończył wiązać ostatni bandaż, po czym delikatnie zmieszany usiadł na oparciu kanapy tuż obok mnie. Moje serce zaczęło bić szybciej.

-Więc nazywasz się Alexander?- spytałem chcąc rozluźnić tą gęstą atmosferę.

-T-tak, a ty jesteś?- spytał nieznacznie rumieniąc się i odwrócił wzrok.

-Magnus Bane, wysoki czarownik Brooklynu- powiedziałem nie ukrywając dumy.

-Najwyższy to nie jesteś- zażartował delikatnie.

Nagle usłyszeliśmy huk w mojej sypialni. Alec zerwał się na równe nogi wyjmując seraficki miecz i podszedł do drzwi, zachowując ostrożność.

~*~

Jeju no, powiem wam, że od dłuższego czasu nie miałam styczności z malecem, czy nocnymi łowcami, a czytając moje wypociny sprzed pół roku czuję (poza głębokim zażenowaniem mojego poziomu wypowiedzi) motyle w brzuchu. Co raz bardziej nie mogę pojąć czemu odstawiłam na bok tak ważną część mojego życia, chociaż nie, wiem czemu. Nauka, nauka, chłopak, nauka.. Zaraz, co? Jaki chłopak? Może jakbym ruszyła pupę sprzed laptopa i książek to bym jakiegoś znalazła, ale za mało czasu. Póki co wystarczają mi wykreowane związki. Także, to taki mały prezent na święta ode mnie :) Seria jest wznowiona.

Zakazana miłość || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz