Rozdział 6.

147 8 0
                                    


-Idę się umyć!- krzyknąłem do Magnusa, który krzątał się po mieszkaniu i powędrowałem do łazienki. Zrzuciłem ubrania i powolnie wpełzłem pod prysznic. Nie miałem ze sobą żadnych rzeczy, więc uznałem, że użyję kosmetyków czarownika. Nie przemyślałem jednak, że miał tu tyle buteleczek z szamponami i mydłami, ile przez całe życie nie zdążyłem użyć. Popatrzyłem zdezorientowany i sięgnąłem po pierwszą, która miała napis szampon. Nałożyłem odrobinę na włosy, a to cholerstwo się tak pieniło, że nie mogłem za nic tego spłukać. Do tego odrobina płynu dostała się do oka, mocno je podrażniając. Nieco zdenerwowany sięgnąłem po jedyne mydło, które wyglądało dosyć przystępnie i umyłem się. Wziąłem pierwszy ręcznik, który wpadł mi w rękę i wytarłem ciało i włosy, jednak te nadal były wilgotne. Zignorowałem to i nałożyłem swoje ubrania. Odblokowałem drzwi i zacząłem rozglądać się po mieszkaniu w poszukiwaniu Magnusa. Właśnie miałem skręcić do salonu, gdy wpadłem na mężczyznę, który wylał na mnie jakiś napój, bardzo, bardzo lepiący się i gęsty napój. Przerwałem jego rozlewne przeprosiny i ruszyłem z powrotem do łazienki zdejmując po drodze koszulę. Czarownik ruszył za mną i widząc jak trudzę się nad umyciem ubrania, odebrał to i rzucił do pralki. 

-Tylko tyle mogę zrobić- powiedział przepraszającym tonem- za 20 minut skończy się pranie i rzucę do suszarki. Póki co jesteś zmuszony chodzić tak- jego ton wcale nie wskazywał na to, żeby mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie, chciał mnie do tego zachęcić.

-Ach tak? Może mógłbyś dać mi jakąś swoją koszulę?- zaproponowałem, gdyż pomysł chodzenia bez ubrania w domu czarownika wcale mi się nie uśmiechał. 

-Wiesz, obawiam się, że będą zbyt  małe, ale chodźmy- zaprosił mnie gestem ręki do swojej garderoby. Tak, miał oddzielne pomieszczenie przeznaczone jedynie ubraniom i to nie takie małe. Podszedł do jednej z szafek i wyciągnął czarną koszulę na długi rękaw. Przyjąłem ją, ale próbując nałożyć jeden szew poszedł i na boku powstała wielka dziura. Poczułem głębokie zażenowanie i obiecałem, że to zszyję. Jak postanowiłem tak zrobiłem. Po długich przekonywaniach Magnusa, żeby jednak pokazał gdzie ma jakieś igły i nici udało mi się go przekonać. Usiedliśmy na kanapie, a ja nadal bez koszuli, zacząłem zszywać ciemny materiał. Czarownik nadal usilnie próbował mnie namówić, abym zostawił tą głupią rzecz i się nie przejmował, jednak byłem nieubłagany. Skończyłem już po kilku minutach i dumnie pokazałem ubranie Magnusowi. Nagle mój telefon zaczął odgrywać charakterystyczną melodię oznajmiającą, iż dzwoni moja siostra. Odszedłem dalej i odebrałem.

-Co się dzieje?- spytałem zupełnie nie przygotowany na to co usłyszę.

-Mamy problem, dokładniej to ty masz- zaczęła zdenerwowana Izzy- Clave dowiedziało się, że miałeś Podziemnego bez wiedzy matki i Inkwizytor przyjechała, a ciebie nie ma, powiedziałam, że musiałeś iść dowiedzieć się czegoś w sprawie Jace'a i zaraz wrócisz, więc pospiesz się, wiesz jaka ona jest...

-Rozumiem, już idę- rozłączyłem się i powiedziałem Magnusowi, że muszę już iść, jednak ten mnie zatrzymał i przypomniał, że przecież nie mam koszuli- cholera, daj mi ją.

Mężczyzna przyniósł mokre ubranie, a ja bez zastanowienia ją założyłem.

-Wrócę, gdy będę mógł i zmienię ci opatrunki, masz leżeć, nie używać magii i pić dużo- rzuciłem w drzwiach- ale nie alkoholu!

Wybiegłem na szare ulice Nowego Jorku i pobiegłem do instytutu. W drzwiach minąłem zmartwioną Izzy, przywitałem się i zapewniłem, że będzie dobrze. Pokierowałem się do gabinetu matki i dopiero teraz poczułem jaki jestem zdenerwowany. Zapukałem rytmicznie i uchyliłem drzwi. W pomieszczeniu była już moja matka i Inkwizytor, która na powitanie uśmiechnęła się fałszywie.

-Witaj Alexandrze Giedonie Lightwood- zaczęła uścisnąwszy moją dłoń- doszły mnie słuchy, że przetrzymywałeś Podziemnego u siebie bez wiedzy Clave oraz zamiast przenieść go do skrzydła szpitalnego, udzieliłeś pomocy w własnym pokoju, czyż nie?

-Tak, ale czy naszym obowiązkiem nie jest ochrona innych?- zapytałem hardo, zamykając drzwi.

-Chłopcze... Nic, absolutnie NIC nie możesz robić bez wiedzy Clave- odpowiedziała podnosząc głos- szczególnie, jeśli niedługo chcesz przejąć władzę nad Instytutem nowojorskim. 

-Magn.. Podziemny się wykrwawiał, nie miałem czasu powiadamiać was- co raz mniej podobała mi się ta akcja.

-Więc czemu nie powiedziałeś później, tylko zniknąłeś również nic nie mówiąc?- zapytała z wyrzutem- Niestety jesteś zmuszony opuścić Instytut na czas podejmowania decyzji odnośnie twojej kary, Alexadnrze.

-Jasne- wyszedłem z gabinetu trzaskając drzwiami i szybkim krokiem ruszyłem przez korytarze do swojego pokoju. Wpadłem jak burza równie głośno zamykając drzwi i zacząłem pakować kilka rzeczy po czym zaszedłem do pokoju siostry, jednak gdy jej nie zastałem, wziąłem kawałek papieru i nakreśliłem kilka słów o tym, że muszę opuścić Instytut i na razie idę do Magnusa. Jak postanowiłem, tak zrobiłem i już po kilkunastu minutach pukałem do drzwi czarownika.

Zakazana miłość || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz