IV

129 16 4
                                    

Patrzyłam to na platynową płytę, to na Billie'ego, nadal będąc zachwycona swoją bezbłędną dedukcją. Więc to on! To jego głosu słuchałam jako dzieciak! Przypomniałam sobie nawet plakaty, które Gavin miał na swoich ścianach, ale pochodziły z czasów, gdy zespół był piękny i młody. Wyglądało na to, że teraz została już tylko kropka nad i. Mój nagły wybuch ewidentnie zbił Billie'ego z tropu.

- Tak? - zapytał, unikając mojego wzroku. Usiadł przy stole. - I co w związku z tym?

Stałam jeszcze przez chwilę z głupio rozdziawionymi ustami, po czym opadłam z powrotem na krzesło.

- Nic - przyznałam. - Po prostu przypomniało mi się, że mój brat kiedyś słuchał waszych płyt. Green Day, tak?

Potwierdził ruchem głowy, jednocześnie pocierając w zamyśleniu czoło. Zerknął na mnie z dziwnym uśmiechem.

- Naprawdę nie zorientowałaś się wcześniej? - zapytał.

- Nie. - Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam nic mówić o tym, że prędzej wzięłabym go za kierowcę szambiarki niż za gwiazdę rocka. - A powinnam?

- Zazwyczaj ludzie nie mają takiego problemu - powiedział ponuro Billie. - Więc nie muszę się martwić? Nie chcesz autografów i zdjęć?

Spojrzałam na jego potargane włosy i bluzę z napisem Oakland Coffee. Nie do końca trafiało to w moje poczucie estetyki.

- Niekoniecznie - odparłam wspaniałomyślnie. Chociaż gdybym mogła sprzedać to później na ebayu...

Z kuchni wróciła Adie z gigantyczną blaszką lasagne. Borze szumiący, jeśli niebo miałoby mieć jakiś smak, to właśnie taki. Jednocześnie zajęliśmy się jakąś niezobowiązującą rozmową o pierdołach. Ceny nieruchomości w okolicy, najlepsi projektanci wnętrz, najbliższe centrum ogrodnicze. To chyba typowe tematy starych ludzi, jednak wyjątkowo mnie nie drażniły. Nie przeszkadzała mi nawet tyrada Billie'ego na temat ekologicznych opakowań do kawy. Zamiast irytacji wzbudzała wesołość. Co się ze mną dzieje?

Nagle przerwał nam dźwięk domofonu. Akurat w momencie, gdy Armstrong miał wytłumaczyć mi, jak zmienić świat przy pomocy papierowych torebek. Urwał w połowie słowa i spojrzał z zaskoczeniem na żonę.

- Spodziewamy się kogoś?

- Nic mi o tym nie wiadomo. Ale może to Steve robi nam niespodziankę? - Adrienne wstała od stołu.

- W sumie nie powinno mnie to dziwić - mruknął Billie. - Mamy bardzo dużą rodzinę - wyjaśnił mi.

- I przychodzą do was bez zapowiedzi? - zapytałam, unosząc brwi.

- Pewnie. Zawsze są mile widziani. Ryzykują jedynie tym, że pocałują klamkę, jeśli nikogo nie zastaną.

- W życiu nie pozwoliłabym moim krewnym odwiedzać mnie bez uprzedzenia - mruknęłam. - Moja matka kiedyś próbowała, ale nigdy nie otwierałam jej drzwi.

Billie już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy dziki pisk i tupot małych nóg. Armstrong ledwo zdążył się odwrócić, a już na kolana wspinał się mu jasnowłosy chłopiec, na oko może trzyletni. Zmroziło mnie. Nienawidziłam dzieci. To znaczy dopuszczałam ich istnienie, ale w zdecydowanie znacznej odległości ode mnie.

- Cześć, Sonny! Co ty tu robisz? - zapytał Armstrong, przytulając chłopca.

Do salonu wróciła Adie w towarzystwie wysokiego mężczyzny w okularach i z kręconymi włosami. Na rękach trzymał dziewczynkę, wydającą się być jeszcze młodszą od bachorka, który rozgościł się na kolanach Billie'ego. Powinnam znać tego faceta? Też był w zespole? Czy ktokolwiek z tej kapeli mógłby wyglądać jak gwiazda rocka?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 31, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Burnout | Green Day fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz