Tom IV

23 1 0
                                    


Morrigan czuła wielką satysfakcje mogąc spojrzeć w oczy Kapitana i Hrabiego. Mogli udawać, kryć się pod maskami honoru, ale czuła ich strach. Byli przerażeni. Bali się jej.

-Obrońcy Albionu.- Zaczęła, wolnym tonem.-Pragnę dać wam ostatnią szansę. Oddajcie w moje ręce władze nad miastem, złóżcie broń i poddajcie się sądowi, a wycofam swoje wojska.- Morrigan obserwowała reakcję Hrabiego i Kapitana. Regan jedynie zwiesił głowę, kręcąc nią lekko. Hrabia natomiast prychnął oburzony.

-Spodziewałem się po tobie takiej arogancji Wiedźmo, ale przybyłem do ciebie ze względu na biały sztandar, który niósł posłaniec. Jeżeli to wszystko, co masz nam do powiedzenia, to kończmy tą nużącą rozmowę.- Morrigan skinęła wolno głową i zacisnęła dłonie na lejcach.

-Niech będzie i tak.- Hrabia już spinał swojego wierzchowca by wrócić do armii Albionu, gdy nagle Kapitan go zatrzymał.

-Poczekaj Panie.- Jego głos był spokojny, opanowany. Regan zdjął z głowy hełm.- Chcę Ci zadać pytanie Wiedźmo.-

-Pytaj więc.-

-Chcę wiedzieć, dlaczego to robisz. Dlaczego mordowałaś tych niewinnych ludzi. Dlaczego zabiłaś ich, dlaczego chcesz zniszczyć Albion?- Morrigan zmierzyła uważnym spojrzeniem kapitana. Od początku wydawał jej się bezrozumnym żołnierzem ślepo podążającym za rozkazami.

-Kapitanie, nawet nie masz pojęcia jak mało wiesz. Jak śmiesz nazywać ludzi, którzy mordowali istoty magiczne niewinnymi? Masz czelność oskarżać mnie o mordy, a nikt nie powiedział słowa, gdy dokonywała się rzeź na magicznych stworzeniach.- Im dłużej mówiła, tym większy narastał w niej gniew.- Nikt nie powiedział słowa, gdy handlowano kośćmi elfów, które podobno miały dawać szczęście. Nikt nie powiedział słowa, gdy od piersi matek odrywano niemowlaki, tylko dlatego bo miały w swoich żyłach magię. Nikt nie powiedział słowa, gdy palono mój dom. Gdy żywcem spalono moja matkę. Jako dziecko dokładnie zapamiętałam każdego, kto był winien tych zbrodni. A ty jesteś moim ostatnim celem. To koniec Kapitanie. Wracajcie do swojej armii póki możecie.-

Po tych słowach Kapitan nawet nie spojrzał na Morrigan. Odjechał wraz z Hrabią ku wojskom. Morrigan widziała przez ułamek sekundy żal w jego oczach. „Czyżby dopiero teraz uświadomił sobie, za co walczę?". Wiedźma nachyliła się do swojej kompani i wysunęła z pochwy Artuile. Zebrana armia magicznych stworzeń, złożona z wróżów, niedźwiedziołaków i Sylwanów wydała z siebie bojowy okrzyk widząc jak ich dowódczyni staje do walki.

-Przygotujcie się.- Morrigan czuła płynącą w swoich żyłach krew. Ostatni raz uważnie spojrzała na swoją armię. Przesunęła wzrok na Kompanię stojącą tuż obok niej, ramię w ramię. Dosiadali swoich wierzchowców, dumnie wypinając pierś do przodu. Morrigan odetchnęła i uniosła miecz, dając tym samym znak do ataku. Rozpoczęło się ostateczne starcie.

Morrigan mogła mówić o wojnie z Albionem. Mogła nawet o tym śnić i marzyć. Lecz nic nie mogło ją przygotować na to, co czuła w tamtym momencie. Gdy jej armia ruszyła przed siebie poczuła, jak jej ciało rozgrzewa adrenalina. Krew w jej żyłach krążyła jak szalona. Gdy jej czarny wierzchowiec powiódł ją do przodu, poczuła jak mocno szarpnęło jej ciałem. Zacisnęła dłoń na Artuile i wydała ze swojego gardła głośny okrzyk, dodając sobie odwagi. Armia Albionu stała w miejscu. Morrigan zrozumiała, co Hrabia chce osiągnąć. Widziała jak strzelcy wrogiego wojska napinają łuki. Wiedźma stanęła w strzemionach konia, by precyzyjniej rzucić czar. Krzyczała zaklęcie głośno, tak jak jeszcze nigdy. Machała przy tym Artuile nad głową i po chwili całą szarżującą armię otoczyła złota poświata- bariera. Strzały Albionu pomknęły w niebo, uderzając w osłonę. Roztrzaskały się o nią, jakby były zrobione ze szkła. Armia Morrigan nie zatrzymała się ani na chwilę i nim łucznicy zdążyli wypuścić kolejną salwę pierwszy szereg uderzył w Albiończyków jak taran. Bariera, którą stworzyła Wiedźma pękła i na głowy wojowników posypały się złote iskry. Pierwszy szereg wojsk Albionu padł pod naporem bestii. Nie mieli jazdy i wielkie niedźwiedziołaki oraz Sylwany bez trudności stratowały część wojska, nim żołnierze zdążyli zadać jakikolwiek cios. Morrigan straciła zupełnie orientację w terenie. Jedynym, co ją otaczało był zgiełk. Straszliwy hałas. Uderzające o siebie miecze, brzdęk stali, jęki konających. Morrigan rozejrzała się, czując lekką panikę. Jej koń nie otrzymał żadnych obrażeń. Wrogie wojska cofnęły się znacznie i nie udało im się utrzymać szyku. Walka rozgorzała na dobre i rycerze rozproszyli się.

Zew MagiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz