Cześć Kochani!
Dziś już względnie na czas, nowy rozdział Zabłądzić Nocą.
Enjoy!
~~~~~~~
Tym razem postanowiłem odpuścić drążenie tematu. Nic by mi to nie dało, poza kolejnymi zbędnymi nerwami. Pokiwałem tylko głową i gdy spojrzał się na mnie z wszystkowiedzącym wzrokiem, wzruszyłem ramionami. Nie miałem zamiaru się z nim teraz kłócić, więc lepiej było się nie odzywać, szczególnie, że ostatnio, gdy chciałem z nim porozmawiać na nie do końca bezpieczny temat, skończyło się to tylko niepotrzebnym krzykiem. Nie mogłem sobie teraz na to pozwolić. Szczególnie, że dopiero zaczynaliśmy zbierać wszystko do przysłowiowej kupy. Zostało mi tylko uwierzyć mu na słowo i obserwować zachowanie Łukasza, gdy pojawi się w zasięgu wzroku.
Niedługo potem wygrzebałem z dna szafy sportową torbę, z którą kiedyś chodziliśmy na siłownię i zacząłem ładować do niej jego dresy i koszulki oraz jakąś bieliznę na zmianę. On w tym czasie zdążył spakować torbę z laptopem i jak to określił "niezbędnym minimum" do pracy, co i tak stanowiło połowę jego zasobów. Jeśli chodzi o grafikę, nigdy nie był w stanie się ograniczyć do jednego czy dwóch urządzeń, zawsze musiał mieć przy sobie cały zestaw na wszelki wypadek. Pozostało mi tylko cieszyć się, że nie bierze ze sobą swoich wszystkich wzorników, ale za to postanowił zabrać również kilka szkicowników, a więc i zestaw ołówków i dwa zestawy kredek. Widząc to przez myśl przemknęło mi tylko i on ma czelność marudzić na bycie z lekarzem? To przecież nie ja zabierałem pół domu na każdy najdrobniejszy wyjazd. Pozostało mi się tylko cieszyć, że nie poszedł na psychologię, o czym kiedyś myślał, bo już widzę te wszystkie tomiszcza, które by ze sobą woził. On po prostu tak miał.
Na szczęście udało nam się z tym uporać względnie szybko i wracaliśmy się na górę tylko dwa razy po zapomniane rysiki czy kabelki. Moja cierpliwość i tak zaczynała się kończyć, ale bywało gorzej, więc nie narzekałem. No, przynajmniej nie wziął tak dużo, jakby mógł. Jeszcze przed dziewiątą zapukałem do gabinetu Mariusza, żeby poinformować go o naszym przybyciu. Jego narzeczona musiała przynieść mu jakieś dobre śniadanie i pewnie miał chwilę, żeby się przekimać na kozetce, bo wyglądał zdecydowanie lepiej niż jak widziałem go zaledwie kilka godzin wcześniej.
– Jesteśmy – oświadczyłem i ruchem głowy wskazałem na czającego się w drzwiach Daniela, wciąż niezbyt zadowolonego z obrotu spraw. Jemu szpital kojarzył się tylko z jego ćpaniem, śmiercią Lili i taty oraz rzadkimi wypadkami, gdy coś poważnego się stało, więc nie było co się dziwić, że chciał tu wracać. Ja zwyczajnie zdążyłem się przyzwyczaić do przebywania tu, więc nie stanowiło to już dla mnie problemu.
– Widzę. Mój nowy chomiczek zostaje, a ty spadaj. Stawski ma jakiś pilny przypadek i szuka asysty, możesz załapać się jeszcze przed dyżurem, bo z tego, co słyszałem szuka kogoś dobrego i nie chce brać Anki, z którą się dzisiaj wymieniasz – powiedział szybko mój znajomy i ruchem głowy próbował mnie spławić szybciej. Westchnąłem ciężko, ale nie mogłem przepuścić takiej okazji.
– Dzięki za info – rzuciłem prędko i odwróciłem się do Daniela. – Wybacz, ale muszę lecieć. To brzmi, jak świetna okazja. Jesteś w dobrych rękach. Zobaczymy się potem, kiedy tylko będę miał jakąkolwiek chwilę przerwy, okej?
– Jasne, leć. Tylko pamiętaj, znasz się na tym, co robisz. Ja to wiem i wszyscy to wiedzą, więc nie stresuj się, jasne? – Spojrzał na mnie ze słabym uśmiechem, ale niezachwianą pewnością w oczach.

CZYTASZ
Zabłądzić nocą
Lãng mạnCzas na wyczerpaniu część III Tobiasz i Michał przeżyli razem kilka ładnych lat. Przypadkiem udało im się nawet wychować syna lub przynajmniej pomóc mu wyjść na ludzi. Teraz, gdy jednego z nich zabrakło to właśnie Marcel musi nauczyć się żyć na włas...