W pokoju rozlegał się odgłos budzika zainstalowanego w telefonie. Swoją dłonią niechlujnie sięgnęłam po komórkę, skutkując tym samym jej upadek na podłogę. Nadal wydobywała z siebie odgłosy, wytwarzając katusze dla moich uszu.
- No już - wymamrotałam, ujmując ponownie tymczasowe wcielenie zła, brutalnie wyłączając budzik.
Przez moment siedziałam na skraju łóżka analizując wszystkie możliwe wydarzenia, które mogą się zdarzyć. Jak w loterii, gdzie szansa na wygraną nie istnieje.
Ten dzień będzie zapewne jak każdy inny.
Nie poszczęści mi się.
Wstałam z łóżka, udając się do kuchni, w której zastałam - o dziwo - mamę, z gotowym dla mnie jedzeniem.
- Zrobiłam dla ciebie śniadanie - powiadomiła mnie, jakbym była ślepcem, któremu nie pozostał już nawet zmysł węchu.
- Z selerem, na który mam uczulenie. Jak miło - palnęłam bezemocjonalnie, sięgając po kromkę chleba, by przykryć ją warstwą sera i szynki.
- Zapomniałam.
Nie spojrzała nawet na mnie.
Dalej delektowała się swoim pożywieniem, którym zapewne miała zamiar mnie otruć.
- Masz prawo. W końcu masz tyle spraw na głowie. - Mój głos przeciekał sarkazmem. Ja, zarówno jak i ona zdajemy sobie sprawę, że wypowiedziane przeze mnie słowa wcale nie są o niej, a o kimś, kim nigdy nie zostanie.
Matką, która rzeczywiście potrafi kochać swoje dziecko.
***
Leniwym krokiem podążałam w stronę szkoły, wiedząc, że budynek w którym odbywają się zajęcia nie zniknie, bądź nie ucieknie. Tak samo zdawałam sobie sprawę, iż przybędę przed czasem, zwracając uwagę na czas, który nie upływał.
- Hej Jane. - Usłyszałam swoje imię, wypowiadane przez znajomy głos, co spowodowało, że obróciłam się w stronę mówcy.
Ku mundurku szkolnemu.
- Hej, Toni - odpowiedziałam niepewnie, doszukując się ukrytych intencji, które nie zwiastowałyby niczego dobrego.
- Mówiłem ci, abyś zaczekała na mnie - wysapał Sweet Pea, podchodząc do nas. Wymierzył mojej osobie spojrzenie, które nawet ja nie potrafiłam zdefiniować. - Cześć.
- Hej.
- Sorry, musiałam ją dogonić. Szybka jest - poinformowała swojego towarzysza Topaz. Zatrzymałam się słysząc jej słowa, a moja szczęka opadła. - Jeszcze tak tobie zostanie - dodała, widząc mój wyraz twarzy.
- Bardzo mi przykro, ale mój chód jest wolniejszy od ślimaka. - W geście obronnym podniosłam swoje ręce ku górze.
- Strasznie daleko byłaś - zakwestionowała, a czarnowłosy chłopak skinął głową na znak potwierdzenia jej sentencji.
- Wyszłam dawno temu, okej? - Wzruszyłam ramionami, kopiąc przy okazji kamyczek, który natrafił się mojej nodze.
- I my mamy w to niby uwierzyć? Tutaj każdy wychodzi w ostatniej minucie w taki sposób, żeby zdążyć na pierwszą lekcję - wytłumaczyła. Zmarszczyłam swoje brwi, wyciągając telefon, by sprawdzić czas, jaki teraz wybija.
CZYTASZ
River Runs South || Jughead Jones
FanfictionKażde miasto posiada swoje tajemnice, które nie powinny ujrzeć światło dzienne. Riverdale w niczym się nie różni. Jedyne, co umożliwiałoby wyróżnianie się tego miasteczka pośród innych, byłoby to, że wszyscy ukrywają najróżniejsze etapy swojego życi...