5.

80 2 5
                                    


     Okazalo się, że Brendon musiał spędzić u rodziców trochę więcej czasu, ponieważ jego tata udał się do szpitala na badania. Brunet sam go do tego zmusił, gdy tylko zauważył, że zdrowie jego ojca się pogorszyło. Jednak był jeden warunek, w czasie gdy on będzie w szpitalu, Brendon zaopiekuje się mamą, ponieważ państwo Urie byli nierozłączni i Boyd nie wyobrażał sobie zostawić swojej żony samej, co brunet uważał za cholernie urocze. Związek jego rodziców był idealny i chłopak marzył o tym by jego relacja z Ryanem wyglądała podobnie. Niestety ostatnio zaczęło się między nimi psuć.

   Namawiał swojego chłopaka by przyjechał  do niego, bo kilka dni osobno był jeszcze w stanie wytrzymać, ale dwa tygodnie to zdecydowanie za długo. Jednak starszy uważał inaczej, wręcz cieszył się na myśl, że będzie miał tyle czasu spokoju i będzie go mógł poświecić swojej nowej znajomości, przecież gdyby Brendon się dowiedział, że spotyka się z innym facetem, nawet jeżeli jest on tylko przyjacielem, najprawdopodobniej by go zabił. Młodszy był strasznie zazdrosny, na początku Ryan uważał to za słodkie, ale z czasem zaczęło go to męczyć, zreszta jak cały związek z brunetem.
Kochał go, jednak nie był gotowy na tak poważną relacje, w przeciwieństwie do Brendona, który swoją przyszłość widział u boku Ryana i nikogo innego. Niestety starszy nie miał odwagi się do tego przyznać, coraz bardziej angażował się w znajomość z Taylorem, by nie myśleć o problemach w związku z młodszym. Na wszystkie wiadomości Brendona odpowiadał zdawkowo, przez telefon rozmawiali coraz rzadziej, co tłumaczył zmęczeniem. Nie przejmował się wtedy swoim chłopakiem, bardziej skupiał się na rozmowach i spotkaniach z internetowym znajomym.
   Pewnego dnia umówili się na maraton filmowy, Taylor zabrał ze sobą butelkę wina. Tak dobrze spędzało im się wspólnie czas, ze skończyli jedną butelkę, później kolejną i kolejną. Nie wiedząc jak, wylądowali w sypialni, obściskując się. Ryan nie protestował i w pełni oddał się chłopakowi.
   Jak się okazało, tata Brendona mógł wyjść szybciej ze szpitala. Czuł się naprawdę dobrze, więc brunet mógł wrócić do swojego chłopaka. Postanowił zrobić mu niespodziankę i nic nie wspomnieć o powrocie. Oczami wyobraźni widział jak padają sobie w ramiona, a wszystkie ich problemu odchodzą w bok. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna i cholernie bolesna.
Z bukietem róż w dłoni i uśmiechem na ustach, po cichu udał się do ich sypialni, było wcześnie rano, wiec Ryan pewnie jeszcze spał. W najgorszych snach nie wyobrażał sobie, że zobaczy swojego chłopaka nago, wtulonego w obcego faceta. Jego serce pękło na milion kawałków. Stanął osłupiały, a do jego brązowych oczu napłynęły łzy.
-Ryan?- w końcu się odezwał, głos miał zachrypnięty.
Starszy, gdy usłyszał swoje imię, przebudził się. Nie do końca wiedział co się dzieje. Najpierw zauważył półnagiego Taylora, a potem jego oczom ukazał się zapłakany Brendon. Wtedy dotarło do niego, co się właśnie stało.
-Ryan, ale dlaczego? Czy zrobiłem coś nie tak? Ja ufałem ci bezgranicznie, głupi myślałem, że coś się stało, martwiłem się, a ty w tym czasie zabawiałeś się z innym! Wytłumacz mi to!- rozpłakał się jeszcze bardziej.-A ty!- tym razem zwrócił się do kochanka swojego chłopaka- wynocha! Zreszta twoje tłumaczenia też mnie nie interesują, zabierz swojego kochasia i wynoś się z mojego domu!
-Brendon, przepraszam cię, ale ta monotonność zaczęła mnie przytłaczać i...
-Wypierdalaj!- przerwał łamliwym głosem- Nie chce tego słuchać, zwłaszcza, że ja mógłbym oddać za ciebie swoje życie, a ty  tak po prostu pieprzysz się z jakimś facetem. To pierwszy, czy już miałeś innych przed nim, taka z ciebie dziwka, Ross?- nagle poczuł na swoim poliku pięść starszego.
-Nie jestem żadną dziwką!
-Naprawdę Ryan? Bo chciałbym ci przypomnieć, że to nie ja stoję przed tobą półnagi, a w rogu nie ubiera mój kochanek, tylko twój. Nie chce cię znać. Po swoje rzeczy możesz przyjechać jutro, będą przed domem.
    Starszy nie wiedział czemu, ale wcale nie żałował tego co zrobił, nawet miał gdzieś, że zranił swojego już chyba byłego chłopaka.- Nie zapominaj, że mamy zespół.
Na te słowa młodszy roześmiał się z poirytowaniem.- Chyba nie myślisz, że po tym wszystkim co mi zrobiłeś, ja będę potrafił z tobą pracować.
-To co chcesz zrobić?
-Nie wiem! Kurwa! Nie wiem. Skrzywdziłeś mnie jak nikt inny Ryan. Proszę, nie wymagaj teraz ode mnie, żebym zastanawiał się nad takimi rzeczami. Zadzwoń do chłopaków, powiedz jak wygląda sytuacja, może chociaż tyle będziesz mógł dla mnie zrobić, bo ja niestety nie potrafię. A teraz już wyjdź, bo naprawdę powstrzymuje się, by cię nie uderzyć, a jednocześnie błagać o wybaczenie. Jestem popierdolony, bo jedyne co zrobiłem, to kochałem cię nad życie, a czuję się wszystkiemu winny.- nie wytrzymał i znów się rozpłakał.
-Przepraszam, nie chciałem, żeby tak wyszło.
-Ta cokolwiek, a teraz juz wyjdź.

    Zrobił to, o co poprosił go Brendon. Jak się okazało, Taylor czekał nie niego pod domem. Bez słowa wsiadł do jego samochodu. Nie miał ochoty na rozmowę. Dotarło do niego, że tak naprawdę stracił dom, Brendona, najprawdopodobniej przyjaciół i zespół, bo wątpił, że ci wybaczą mu krzywdę jaką wyrządził młodszemu chłopakowi. Stwierdził, że najlepiej będzie załatwić tę sprawę od razu, dlatego jeszcze w samochodzie zadzwonił do Spencera, poprosił go ściągnął Jona do siebie, a on zaraz też się u niego zjawi, bo musza poważnie porozmawiać.

    Rozmowa ta nie należała do łatwych, gdy tylko wyznał chłopakom prawdę, od razu poczuł na swojej twarzy dłoń Spencera, która naprawdę mocno go uderzyła.
-Kurwa Smith, za co to?- zapytał wkurzony, wycierając krew, która zaczęła mu lecieć z nosa, w rękaw swojej bluzy.
-Ty się jeszcze pytasz za co? Jon trzymaj mnie, bo go zaraz zabiję. Nie wierzę, że to zrobiłeś, do tego nie masz żadnych wyrzutów sumienia. Co się z tobą stało Ryan?
-Miałem go dość, sam dobrze wiesz jaki Brendon potrafi być męczący.
-Męczący? On był w stanie zrobić dla ciebie wszystko, kochał cię tak cholernie mocno, a ty masz czelność powiedzieć, że jest męczący? Kurwa Ross, Nie wiem, ale nie mogę na ciebie nawet patrzeć.
-Tak myślałem, dlatego doszedłem do wniosku, że odejdę z zespołu. Skłóceni i tak nie będziemy w stanie pracować.
-To ja odchodzę z tobą.-odezwał się Jon, który do tej pory siedział cicho i tylko przysłuchiwał się rozmowie dwójki chłopaków.
-Że co proszę? Jaja sobie robisz?- Spencer nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
-Też odchodzę, po prostu z Ryanem mamy podobny gust, juz od pewnego czasu się ze sobą spieraliśmy, bo ty z Brendonem wolicie inne klimaty, teraz przynajmniej będziemy mogli się realizować w tym, co lubimy.
-Możecie zostać przy panic!- teraz ro Ryan postanowił zabrać głos- Nie pozbawię Brena zespołu, który tak bardzo kocha, juz wystarczająco go skrzywdziłem.
-Mam to wszystko gdzieś, róbcie co chcecie. Ja idę do Brendona, nie zostawię go samego. Formalnościami zajmiemy się później. Powodzenia, czy coś.
  

    Tak właśnie zakończył się związek Brendona i Ryana, a może to dopiero początek?



okej, w końcu dodaję ten rozdział, ale chyba już się przyzwyczailiście, że ta historia jest pisana dość wolno. moge was pocieszyć, ze mam zapisane juz kolejne 17 kartek, teraz tylko przepisać je tu i będą kolejne rozdziały JUHU

this is gospel🌙 rydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz