" Dzień, w którym chcę pobiec do miejsca, gdzie zaprowadzi mnie serce"
Chciałem uciec jak najdalej od tego miejsca, które sprawia, że każdy następny dzień jest gorszy od poprzedniego. Wystarczyła jedna chwila nie uwagi abym się tu znalazł.
Przymknąłem powieki tylko na moment, jednak kiedy je uchyliłem ujrzałem parę turkusowych butów. Wędrując wzrokiem do góry napotkałem wzrokiem białe szpitalne spodnie z niebieskimi kropkami i żółty sweter, kiedy dotarłem do twarzy poczułem się jakby ktoś wziął ode mnie cały smutek i bezsilność. Jej mleczna cera, pełne usta, lekko zadarty nosek i oczy w kolorze płynnej czekolady okalane długimi czarnymi rzęsami, które rzucały lekki cień na zaróżowione policzki. Zdmuchnęła kosmyki włosów, które wysunęły się z niechlujnego koka i opadły jej na oczy.
Czuły uśmiech rozjaśnił jej twarz, kiedy podała mi dłoń. Ten gest mnie zaskoczył sprawiając, że przez chwilę patrzyłem na nią zdezorientowany, odwzajemniłem jednak uśmiech i uścisnąłem jej dłoń. Po chwili jednak opuściłem ją nie wiedząc co dalej zrobić, ona tylko odwróciła się w kierunku schodów i powoli zaczęła po nich wchodzić odwracając się tylko raz w moja stronę. Położyłem ręce na koła od wózka inwalidzkiego wprawiając je w ruch. Podjechałem pod drzwi swojej sali, zanim jednak sięgnąłem do klamki ktoś mnie wyprzedził i otworzył drzwi.
Zerknąłem za siebie i poc
zułem zimny dreszcz przebiegający po moim ciele na widok pielęgniarki ubranej w swoją nieśmiertelną biel. Odwróciłem natychmiastowo wzrok z obawy o przyłapanie, wjechałem powoli do pomieszczania i nie musiałem długo czekać na ciche kliknięcie oznaczające zamknięcie drzwi. Spojrzałem na okno nawet nie racząc odjechać spod drzwi. Promienie słońca wpadały do pomieszczenia sprawiając, że stało się nie tylko jaśniejsze, ale dawało także poczucie bezpieczeństwa. Oderwałem spojrzenie od okna i przeniosłem je na zegar ścienny, który wskazywał dopiero 11.10.Nie chciałem tu siedzieć mimo tego, że pokój wydawał się przytulny i spędziłem w nim tylko pół godziny. Delikatne pukanie urwało moje myśli i sprawiło, że zerknąłem za siebie. W drzwiach stała ta sama dziewczyna, którą spotkałem na korytarzu. Powoli do mnie podeszła i łapiąc za rączki odwróciła w stronę drzwi, popchnęła delikatnie wózek wprawiając go w ruch. Mijaliśmy te same ściany, drzwi, okna, krzesełka. Nie zorientowałem się nawet, kiedy dotarliśmy do drzwi prowadzących na plac dla pacjentów, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz odchyliłem głowę do tyłu przymykając powieki. Wziąłem głęboki wdech rozkoszując się świeżym powietrzem i wdałem się w rozmowę pełną żartów.
Do budynku wróciliśmy po 2 godzinach, szczęśliwi z wzajemnego towarzystwa. Ona też czuła się samotna, wiedziałem to chociaż dziewczyna tego nie okazywała. Przez resztę dnia nie wychodziłem ze swojego pokoju...rozmyślałem o wszystkim i o niczym. Chciałbym ponownie stanąć o własnych siłach...ponownie zatańczyć i zagrać w koszykówkę. Przejechałem dłońmi po twarzy chcąc odgonić od siebie niepotrzebne myśli, podjechałem do łóżka i łapiąc się ramy podciągnąłem się do góry. Nie chciałem spać, ale wiedziałem, że jest to dobry sposób na powrót do zdrowia. Ułożyłem się wygodniej na materacu przykrywając się wcześniej kołdrą i przymknąłem powieki. Sen dopadł mnie tak nagle, że poczułem jakbym spadał w otchłań bez dna, cały czas spadałem a dookoła mnie były obrazy z mojego życia.
Po dwóch miesiącach męczących i ciężkich ćwiczeń byłem w stanie chodzić o kulach, przez ten cały czas była ze mną nie opuściła mnie, no chyba, że tylko po to aby pójść wziąć leki lub spać. Podczas naszego codziennego siedzenia na ławce, co nawet nie wiem kiedy stało się naszą tradycją, słuchałem muzyki próbując przelać na kartkę jej twarz. Podniosłem głowę kiedy wyciągnęła mi słuchawkę z ucha, pokazała mi dziewczynę, która grała na tak dobrze znanej mi gitarze. Zacząłem błądzić wzrokiem po gitarze szukając jakiegoś znaku, że moje przypuszczenia są prawdą i wtedy moją uwagę przyciągnęła biała zapalniczka z inicjałami .Y.K. .To była jego zapalniczka, to nią bawił się przy każdej okazji próbując odrzucić od siebie myśli , które kotłowały się w jego głowie. Uśmiechnąłem się delikatnie, znalazł kogoś kto go nie opuści i właśnie to było dla mnie najważniejsze...jego szczęście.
Wyciągnąłem drugą słuchawkę z ucha, odłożyłem rysunek na ławkę i obwiązując cały kabel wokoło telefonu wsadziłem wszystko do kieszeni. Sięgnąłem po kule i z malutką pomocą dziewczyny uniosłem się z miejsca. Podszedłem powoli do miejsca w którym zaczynały się ławki na których siedzieli inni pacjenci. Wsłuchałem się w melodie tak znana, ale jednak tak obcą. Opuściłem głowę chcąc przypomnieć sobie jego twarz, ale nie potrafiłem wspomnienie było tak dalekie. Wzdrygnąłem się kiedy poczułem jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu, podniosłem głowę i od razu utonąłem w tych czekoladowych tęczówkach które coraz częściej nawiedzały mnie we śnie.
Jej czuły uśmiech sprawiał, że czułem się inaczej... lepiej. Odwzajemniłem gest patrząc jak odwraca się w stronę budynku, ostrożnie odwróciłem się i powoli podszedłem do niej. Szliśmy powoli, po co mieliśmy się spieszyć? Otworzyła przede mną drzwi czekając aż przejdę, rozdzieliliśmy się dopiero przy schodach. Chciałem wiedzieć jak ma na imię, ale ona cały czas odpowiada, że jest kimś kogo znam. Patrzyłem na nią kiedy szła powoli schodami do góry, nie odwróciła się. Ruszyłem w stronę pokoju po raz ostatni zerkając w miejsce gdzie przed chwilą była.
Miesiące zmienił się w pół roku a później w rok, szczęśliwy tym, że wreszcie opuściłem to miejsce pobiegłem do najbliższej kwiaciarni i kupiłem tam niezapominajki. Nie chciałem żeby o mnie zapomniała chciałbym codziennie już do końca życia widzieć jej uśmiech i piękne czekoladowe oczy. Szedłem korytarzami szpitala zmierzając do jej sali, przez te całe półtora roku zdążyłem ją pokochać , ale ona wiedziała, że nigdy nie zastąpi mi tego który już na stałe osiedlił się w tamtym miejscu i nie chciał stamtąd odejść. Widziałem go tylko raz, kiedy posadzili mnie na wózek inwalidzki i kazali ćwiczyć żebym się przyzwyczaił. Wtedy patrzył na mnie z bólem i poczuciem winy, że pozwolił mi wyjść po kłótni, ale ja nie byłem zły. Wiedziałem, że się obwinia, ale od tamtego momentu nie pojawił się w szpitalu.
Wygoniłem z głowy wszystkie myśli i delikatnie zapukałem do drzwi, kiedy jednak nie usłyszałem pozwolenia zdziwiłem się. Nacisnąłem powoli klamkę wchodząc do środka, pokój był pusty nie było tu żadnego znaku, że ktoś tu wcześniej był.
Upuściłem kwiaty i dopiero wtedy zrozumiałem, że ona była moim aniołem stróżem, który był tu aby mi pomóc. Pomóc przypomnieć sobie o nim. O tym, który zawsze był przy mnie. Do głowy zaczęły napływać mi obrazy przedstawiające jego.
CZYTASZ
Love Yourself
FanfictionNiektóre chwile staja się jaskrawsze wraz z przemijającym czasem Wiele wczorajszych spotkań i pożegnań składa się na tę chwilę Każda uliczka i przejście, przez które przechodziłem Było po to by zaprowadzić mnie właśnie w to miejsce Chodzi mi właśni...