" Na razie spoglądam na ciebie z oddali bo nie nadszedł jeszcze właściwy czas"
Stałem na kładce i patrzyłem jak rozdaje ulotki, obserwowałem ją chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Czarne włosy związane w kucyka z którego powychodziły pasma włosów, okalały one porcelanową urodę z różowymi ustami, małym nosem, karmelowymi oczami i długimi rzęsami. Jej jasno zielone spodnie kontrastowały z białą bluzką i koszulą w niebieską kratę, całość dopełniały szare trampki.
Odepchnąłem się od barierki widząc jak jeden z przechodniów ją szturcha. Przez co wszystkie ulotki i woda, której wcześniej najwyraźniej nie zauważyłem, upadają na ziemię. Podbiegłem do niej, pomagając zbierać upuszczone rzeczy. Spojrzała na mnie, ale nie tak samo jak na tych ludzi. Speszony odwróciłem wzrok ona jednak nic nie powiedziała, po prostu... odeszła, nie oglądając się za siebie. Wiedziałem, że postąpiłem źle. Powinienem się trzymać z daleka od niej, ale przypominała mi kogoś... kogoś bliskiego.
Powoli wyprostowałem się patrząc na jej oddalającą się sylwetkę. Westchnąłem i odwróciłem się ruszając w stronę schodów, namieszałem... mogłem trzymać się z daleka jak ostatnie dwa miesiące. Schodząc wspominałem pierwszy raz kiedy ją zobaczyłem na początku... wydawała się zwykłą dziewczyną, ale później... zaczęła przypominać mi jego. Ten sam uśmiech, iskierki rozbawienia w oczach.
Potrząsnąłem głową chcąc odpędzić od siebie te wszystkie myśli, to nie pomorze. Przez swój błąd ponownie się od niej oddaliłem. Przyjrzałem się gumce po czym wsadziłem ją do kieszeni spodni. Sapnąłem widząc jak autobus którym miałem dojechać do domu odjeżdża, to zdecydowanie mój najgorszy dzień. Chciałbym żeby on był ze mną, ale odszedł nie pozwalając mi niczego wytłumaczyć.
Dni mijały pogrążone w ciągłej rutynie. Codziennie to samo z czasem zacząłem zapominać co tak naprawdę zrobiliśmy i za co tak naprawdę go kocham, ale wiedziałem, że ja go kocham... ale czy on kocha mnie? Nie wiem. Siedziałem na jednej z ławek w parku patrząc na przechodzących ludzi, jedni krzyczeli do telefonów inni rozmawiali z przyjaciółmi, ale w oczy najbardziej rzucała się ona.
Czarne trampki, malinowa sukienka i wiecznie uśmiechnięta twarz. To była ona wiedziałem to, ale mój umysł podsuwam mi jego obraz. Tak bardzo chciałem zrozumieć dlaczego wybiegł ze łzami w oczach. Uniosłem dłonie i przetarłem twarz. Długo tak nie wytrzymam, była jedyną osobą która tak bardzo go przypomnieć. Zrezygnowany uniosłem się z ławki i ruszyłem w stronę swojego mieszkania, tylko w tamtym miejscu mogłem wybrnąć ze swoich myśli.
Podszedłem do drzwi, wyciągnąłem z bluzy i wsadziłem do zamka przekręcając go z charakterystycznym zgrzytem. Popchnąłem ciężką powłokę i powolnym krokiem wszedłem do mieszkania. Było tu pusto, cicho i dziwnie zimno chociaż na zewnątrz jest 20*C. Wiedziałem co jest tego przyczyną, ale nie dopuszczałem do siebie myśli, że on nie wróci więc nawet nie chciałem kłaść nic w miejsca gdzie powinny być jego.
Kiedy był zły śmiesznie zmarszczył nosek i układał usta w podkówkę. Mimowolnie na moje usta zawitał uśmiech. Odchrząknąłem żeby się go pozbyć, ale jak można zniszczyć coś co choć przez chwilę dawało nam szczęście i nadzieje, że wszystko się ułoży? Nie chciałem jej niszczyć bo tylko ona pozostała mi po nim.
Dwa tygodnie zleciały wolno jakby świat uwziął się na moją osobą i chciał sprawić, że do końca życia będę cierpieć. Stałem na przystanku, patrzyłem na nią, ale ona zachowywała się jakby nic wokoło niej nie istniało. Autobus powolnie zatrzymał się pozwalają nam wsiąść. Wszedłem do środka próbując ułożyć w głowie jakiś plan działania... rozmowy, jednak nie potrafiłem.
Usiadłem po drugiej stronie autobusu dwa miejsca za nią. Nie potrafiłem na nią patrzeć i nie myśleć o tym co zrobić. Odwróciłem głowę opierając ją o szybę, krajobraz suną zmieniając swoja scenerie jednak... czasami był monotrony? Nudny? Chyba tak, ale pomagał mi pozbierać myśli do kupy. Autobus powolnie zatrzymał się na jednym z przystanków, wysiadły z niego dwie uczennice.
Zostaliśmy sami, no nie tacy znowu sami był jeszcze kierowca, ale ona... spała. Przyglądnąłem się jej. Była ubrana w czerwono-czarną koszulę, biała bluzka, szare spodenki i czarne trampki. Przesiadłem się do przodu żeby muc ją widzieć. Patrzyłem na nią, żeby... żeby zapamiętać. Westchnąłem, wyciągnąłem z kieszeni gumkę i przewracając ja między palcami próbowałem się przełamać. Odpuściłem podnosząc się z miejsca i zostawiając gumkę na jej plecaku wyszedłem z pojazdu.
Przymknąłem oczy i zwieszając głowę próbowałem odgonić łzy, które zebrały się w kącikach oczu. Nabrałem powietrze tylko po to aby po podniesieniu głowy je wypuścić. Uniosłem powieki, ale nie obejrzałem się za autobusem tylko odwróciłem się w stronę, która prowadzi do jednego z marketów. Szedłem szybkim jednostajnym krokiem, a to w pewnym stopniu mnie oczyszcza.
Wszedłem do budynku i udałem się po picie a następnie ruszyłem do kasy. Zapłaciłem i wyszedłem w marketu ruszając w stronę tego samego przystanku aby wrócić do domu. Może świat jednak mnie kocha? Wbiegłem do autobusu i usiadłem z tyłu przy oknie patrząc na mijane osoby, budynki, drzewa.
Wysiadłem, a w oczy od razu rzucił mi się napis I'm Fine. Tylko on mógł go napisać, spuściłem głowę zły na siebie za takie przypuszczenia i ruszyłem przed siebie. Im dalej byłem tym bardziej wspominałem nasze wspólne chwile, było ich dużo i ciągnęły za sobą dużo emocji, których nawet sobie nie wyobrażałem, że je mam.
W pewnym momencie się zatrzymałem i popatrzyłem się przed siebie, a w głowie zaświtała mi myśl: Anioł. Ona była aniołem. Odwróciłem się i zacząłem biec przed siebie, próbując dobiec tam gdzie ostatni raz go widziałem. Nie, nie mogła mu się stać krzywda, zatrzymałem się przed ciemnymi drzwiami, zacząłem uderzać rękoma o gładką pomierzch chcąc zwrócić jego uwagę. Że przebaczyłem, zapomniałem, ale nikt nie otwierał.
Zrezygnowany oparłem się o ścianę tylko po to aby po chwili po niej zjechać. Zrozumiałem to za późno, ona tu była tu jako osoba, która przekazuje złą i dobra nowinę. Myślałem, że jej humorki były... nie wiem jak to określić, ale to nie były jej emocje tylko jego. Ludzie którzy mnie mijali rzucali pogardliwe spojrzenia, ale ja czekałem... czekałem na niego. Nie poddam się, dam rade, wytrzymam, dzięki niemu widziałem świat inaczej, każda rzecz bawiła kiedy był obok mnie
Nawet nie wiem kiedy opuściłem głowę, ale kiedy ponownie ją uniosłem w oddali majaczyła mi postać, która wyglądała jak on. Próbowałem wstać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Osoba była coraz bliżej przez co wiedziałem, że się pomyliłem to nie był on. On zniknął.
CZYTASZ
Love Yourself
FanfictionNiektóre chwile staja się jaskrawsze wraz z przemijającym czasem Wiele wczorajszych spotkań i pożegnań składa się na tę chwilę Każda uliczka i przejście, przez które przechodziłem Było po to by zaprowadzić mnie właśnie w to miejsce Chodzi mi właśni...