" Nie podchodź do mnie bliżej, bo staniesz się nieszczęśliwy"
Delikatnie opuszkami palców co chwilę muskałem klawisze pianina, skrzywiłem się słysząc dźwięk nie pasujący do melodii. Sięgnąłem po papierosy leżące na stoliku obok, wyciągnąłem jednego a pudełko rzuciłem na poprzednie miejsce. Wyciągnąłem rękę po zapalniczkę jednak ona mnie uprzedziła, napisała na niej moje inicjały .Y.K. . Spojrzałem na nią. Jej jasna cera była otoczona karmelowymi włosami, pełne usta koloru malin posyłały mi cwany uśmiech, ale ciemne oczy się śmiały i były otoczone gęstymi rzęsami, wiecznie zmarszczony nos dopełniał wszystko.
Wstała z krzesełka i podeszła do gitary, usiadła na dywanie podniosła instrument aby go prawdopodobnie nastroić. Patrzyłem na nią z zaskoczeniem, jej jasno niebieska koszula wyszła z szarych spodni sprawiając, że wyglądała niechlujnie. Kiedy zobaczyłem, że uniosła rękę w której trzymała lizaka, uśmiechnąłem się. Podniosłem się z miejsca i wolnym krokiem podszedłem do niej, zabierając z jej ręki lizaka. Zrezygnowany podszedłem do łóżka i się na nim położyłem. Melodia która grała usypiała mnie.
Podniosłem powieki i rozejrzałem się po pokoju, jednak nigdzie jej nie zobaczyłem. Westchnąłem przecierając dłońmi twarz. Spojrzałam na pianino. Oczami wyobraźni widziałem tam jego i te marne próby zagrania czegokolwiek. Uśmiech sam wpłynął mi na usta na samo wspomnienie. Sięgnąłem po paczkę która leżała na szafce obok, ale po otworzeniu przed oczami staną mi obraz jej twarzy. Zaśmiałem się na głos, rzuciłem papierosy na podłogę i sięgnąłem do kieszeni po lizaka, otworzyłem go wsadzając do buzi.
Natychmiastowo podniosłem się do siadu, kiedy usłyszałem otwieranie drzwi. Dziewczyna powoli wychyliła głowę przez chwilę skanując pomieszczenie, kiedy wzrok spoczął ma mnie jej wargi wygięły się w cwaniackim uśmieszku. Prychnąłem widząc ten wyraz twarzy, jednak ona jak i ja wiedzieliśmy, że nie ważne co się stanie na damy rady milczeć wiecznie. Weszła powoli do środka i lekkim krokiem podeszła do mnie stawiając reklamówkę, której wcześniej nie zauważyłem, na ziemi. Usiadła przed łóżkiem i zaczęła przeglądać zawartość szukając czegoś.
Cieszyłem się, że ją mam, ale jednocześnie tęskniłem za nim. Nie potrafiłem sobie go przypomnieć przeminął jak wspomnienie, ale miałem wrażenie, że on o mnie myśli, że na mnie czeka. Nagle przed moimi oczami pojawiła się butelka soku, zaskoczony odskoczyłem to tyłu odbijając się od ściany. Popatrzyłem na nią zaszokowany, ale ona w najlepsze śmiała się tak głośno i zaraźliwie, że po chwili ja też się śmiałem. Opanowałem się w miarę możliwości i usiadłem na podłodze naprzeciwko niej, skanowałem ją wzrokiem chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów, a szczególnie jej oczy.
Śmiech ucichł a w pokoju zaległa cisza, ale nie była ona nieprzyjemna. Kiedy napotkałem jej wzrok, moja głowę nawiedził jego obraz. Mieli takie same oczy i cwane uśmieszki, dziewczyna uśmiechnęła się z czułością łapiąc mnie za ręką, bawiła się moimi palcami. Nie wiedziałem co zrobić ona była tak bardzo do niego podobna, ale jednak tak bardzo się od niego różniła. Sapnąłem odchylając głowę do tyłu, nie mogłem się rozpłakać. To przeze mnie nie może chodzić, gdybym go wtedy posłuchał on byłby tu ze mną. To była moja wina, że nie chciałem go nawet słuchać.
Tydzień minął mi przeraźliwie szybko. Leżałem na łóżku bawiąc się telefonem, nie napisała nic od rana, a dochodziło wczesne południe. Rzuciłem telefon na podłogę i patrzyłem w sufit dopóki nie usłyszałem przychodzącej wiadomości. Ześlizgnąłem się z mebla na dywan, od razu odblokowując urządzenie. Z chwilą przeczytania, poczułem jak cały mój świat się rozpada, w jednaj chwili wszystkie kolory blakną. Podniosłem się z ziemi wsadzając iPhone do kieszeni spodni, wziąłem pieniądze i wybiegłem z mieszkania, wszedłem do najbliższego sklepu. Wziąłem z pułki soju, podszedłem do kasy rzucając odpowiedni banknot, wychodząc próbowałem zapanować nad emocjami.
Błąkałem się po mieście od... nawet nie pamiętam kiedy, kiedy zacząłem wchodzić po schodach do mojej głowy znowu napłynął obraz jego uśmiechniętej twarzy. Krzyknąłem, nie chciałem tego widzieć, nie chce jeszcze raz przeżywać tego zdarzenia jeszcze raz. Usiadłem na schodku, patrząc w ciemne niebo, takie samo było moje serce. Opuściłem głowę, patrzyłam w brudny chodnik dopóki nie usłyszałem dzwonku wiadomości. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, napisał a do mnie...pytała się gdzie jestem. Zacisnąłem zęby żeby nie rzucić telefonem o schody, martwiła się o mnie, a ja miałem jej uczucia w dupie. Nie odpisałem, po prostu wstałem i ruszyłem w dalszą wędrówkę.
Oczami wyobraźni widziałem szpitalny korytarz i drzwi na salę operacyjną. Siedziałem na krzesełku chcąc zdobyć informacje czy wszystko z nim w porządku. Godziny mijały, ale ja czekałem bo najważniejszy w tym momencie był on. Kiedy lekarz udzielił mi informacji uciekłem. Wróciłem po tygodniu, ale... bałem się wejść do środka.
Nie ważne gdzie bym poszedł widziałem albo ją albo jego. On był moim wspomnieniem, ubrany w szare trampki, czarne spodnie i bluzę której kaptur miał zarzucony na głowę, granatową koszulkę. Najgorsza była jego twarz, która wyrażała zimna obojętność. Ona była halucynacją z cwanym uśmieszkiem w ciemno zielonej spódnicy, białej bluzce, czarnych balerinach. Złapałem się za włosy i pociągnąłem, byłem sfrustrowany i nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić.
Szedłem chodnikiem przy głównej drodze, światła aut sprawiały, że musiałem zamykać oczy aby wróciło prawidłowe widzenie. Wszedłem na pasy, kiedy byłem w połowie drogi na druga stronę zatrzymała mnie czyjaś ręka, która złapała mnie za przed ramię. Odwróciłem się gwałtownie, stała tam i patrzyła na mnie z bólem tak wielkim jak jeszcze nigdy. Próbowałem się delikatnie wyrwać, ale kiedy to nie podziałało szarpnąłem ręka sprawiając, że prawie upadła na kolana.
- Co się dzieję?
- Odejdź! – odepchnąłem ją od siebie, próbują także odepchnąć od siebie moje emocje.
-Idź sobie!
Zostawiłem ja tam...Krzyczałem próbując wyrzucić całe cierpienie. Opadłem na kolana, rozpadłem się na miliony malutkich kawałeczków. Zaczęły mnie zalewać obrazy przeszłości i teraźniejszości, Ona i on byli tacy sami. Nie...ona była jego odbiciem...ona była nim. Przygryzłem wargę uświadamiając sobie coś, co powinno było mnie nawiedzić już na samym początku. Ona nie pojawiła się w moim życiu przypadkiem. Spotkałem ją dwa dni po tym jak go straciłem, mała mi go przypominać, żebym nie zapomniał.
Wstałem i odwróciłem się za siebie. Stała tam, ale tym razem nie patrzyła na mnie z bólem tylko z...zrozumieniem? Sapnąłem na ten widok, auto jadące z naprzeciwka mnie oślepiło, a kiedy ponownie widziałem wszystko jej tam nie było. Zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu i pozostała po niej tylko żółta bransoletka, którą miała od samego początku.
Była aniołem...była moim stróżem. Poczułem jak łzy spływają po moich policzkach, kiedy uświadomiłem sobie, że w pewnym stopniu ją pokochałem. Nie jak, koleżankę czy kobiete, ale jako siostrę.
CZYTASZ
Love Yourself
FanfictionNiektóre chwile staja się jaskrawsze wraz z przemijającym czasem Wiele wczorajszych spotkań i pożegnań składa się na tę chwilę Każda uliczka i przejście, przez które przechodziłem Było po to by zaprowadzić mnie właśnie w to miejsce Chodzi mi właśni...