18th. JUN

4 1 0
                                    

" Jeśli wybrałbym inną ścieżkę , nie zostawił byś mnie, prawda? „

Stałem przy stoliku jedząc ramen, odchyliłem się patrząc w lustro powieszone w rogu sklepu. Zobaczyłem tam dziewczynę, która wrzucała do plecaka jakieś rzeczy. Odłożyłem pałeczki i powoli podszedłem do regały by po chwili wychylić się zza niego. Z westchnieniem podszedłem do niej w ostatniej chwili, łapiąc jej rękę, popatrzyłem na nią. Jej oczy wyglądały znajomo, ale nie zamierzałem się nad tym teraz zastanawiać.

Wyciągnąłem jej z ręki czarny plecak z zawiązaną przy pasku czerwoną Bandamą. Podszedłem do kasy uśmiechając się do sprzedawcy, odwróciłem głowę w stronę drzwi słysząc dzwoneczek, wyszła. Zapłaciłem ile trzeba i wyszedłem na zewnątrz, stała przy drzwiach. Spojrzała na mnie, wyrwała plecak i odeszła. Przekrzywiłem głowę.

Była ubrana w czarne SuperStary, tego samego koloru spodnie z dziurami, białą bluzkę i jeansowy bezrękawnik, a na głowie miała czarną czapkę. Była podobna do niego... Miała taki sam upór, morelowe usta i oczy... piękne obsydianowe oczy, które tak bardzo kocham i krótkie włosy koloru zboża.

Patrzyłem za nią dopóki nie zniknęła za budynkiem. Uśmiech sam wpłynął na moje usta, ale zaraz zniknął. Odchyliłem głowę do tyłu sprawiając, że wszystkie włosy opadły do tyłu a ja miałem idealny widok na bezchmurne niebo, które przypominało bezkresny ocean. Opuściłem lekko głowę i odwróciłem się do tyłu powoli odchodząc w stronę mieszkania, automatycznie moje myśli powędrowały do niego.

Wszedłem do środka i poczułem pustkę... wszech ogarniająca mnie pustkę. Przeraziłem się, kiedy zrozumiałem w jakim kierunku zmierzają moje myśli. On nie potrafiłby kochać kogoś takiego jak ja, byłbym dla niego obciążeniem. To przez mój błąd był na mnie wściekły, gdybym... gdybym wtedy zrozumiał, że on próbuje mi pomóc to teraz było by inaczej .

Z westchnieniem opadłem na kanapę, opuściłem jego mieszkanie dwa miesiące temu, ale czuję się jakbym dopiero dziś opuścił tamto miejsce. Leżałem patrząc w sufit i nie wiedząc co zrobić, nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Śniłem o nim, o jego uśmiechu, iskrzących oczach i słodkich rumieńcach.

Tydzień minął... nudno, czyli tak jak zawsze .Obudził mnie dzwonek telefonu. Z zamkniętymi oczami przekręciłem się na brzuch i zacząłem ręką obmacywać dywan w poszukiwaniu irytującego przedmiotu. Sapnąłem z irytacji i podnosząc się do siadu przetarłem twarz rękami. Oparłem ręce o kolana i przeskanowałem wzrokiem przestrzeń przed kanapy w poszukiwaniu telefonu. Sięgnąłem pod mebel a uśmiech wykwitł na moich wargach, kiedy dotknąłem palcami chłodne urządzanie. Dzwonił mój przyjaciel po raz... nawet nie wiem który, ale ja nie chciałem z nim rozmawiać.

Podniosłem się z kanapy ruszając do sypialni po ciuchy a następnie do łazienki aby się odświeżyć. Po wszystkich czynnościach wyszedłem z mieszkania. Ruszyłem w stronę sklepu, było to miejsce gdzie spędzam większą część czasu mając nadzieję, że go zobaczę. Kupiłem wodę i udałem się powrotem do mieszkania. W końcu tylko ono potrafiło sprawić, że zapominałem o wszystkim i wszystkich. Otworzyłem drzwi i odruchowo popatrzyłem na dół była tam karteczka, zwykła biała karteczka.

Podniosłem ją z ziemi i odwróciłem, było tam napisane „Dziękuję". Uśmiechnąłem się do siebie, to była ona, ta która mimo tego, że widziałem ją tylko raz potrafiła wywoływać na mojej twarzy uśmiech.

Następy dzień zaczął się słonecznie, wyszedłem na zewnątrz i ruszyłem w stronę torów kolejowych. Zobaczyłem ją jak za mną szła, chowając się za budynkami myśląc, że jej nie widzę. Uśmiechnąłem się i odwróciłem w jej stronę pokazując palcem, że ma iść za mną. Kiedy doszliśmy usiadłem na paletach i odchyliłem głowę do tyłu ciesząc się ciepłymi promieniami słońca.

W myślach pojawił mi się dzień który spędziliśmy nad opuszczonym basenem. Byliśmy tam nie tylko my, ale on jedyny zapadł mi w pamięć. Rysowałem sprejem... nawet nie wiem co. Podszedł do mnie, a raczej wpadł na mnie, przewracając przy okazji. Pamiętam uśmiech z jakim powiedział:

- Co robisz?

- Co o tym sądzisz?

Uśmiechnąłem się widząc zmieszanie na jego twarzy. Była to ostatnia chwila jaka spędziliśmy z nimi i jedyna, która sprawiła, że posiadam to wspomnienie. Byliśmy wtedy beztroscy, a teraz każdemu z nas świat wali się na głowę dodając coraz więcej cierpienia, płaczu i problemów.

Popatrzyłem na nią tym razem nie miała czapki i była ubrana jedynie w bluzkę z krótkim rękawem, czarne spodenki i ciemno zielone trampki. Podniosłem się z miejsca i wyciągając telefon z kieszeni położyłem go na szyjce butelki. Podniosłem z ziemi kij do golfa, zamachnąłem się i uderzyłem w jeden z kamieni, który przeleciał nad jadącym pociągiem.

Siedzieliśmy tam z trzy – cztery godziny, rozmawialiśmy. Podczas tego zyskiwałem coraz większe przekonanie, że ona jest jego dokładną kopią. Wstałem z klęczków i ruszyłem w drogę powrotną, a ona szła za mną tak samo jak przedtem, tak jakby mnie śledziła.

Z westchnieniem wszedłem do mieszkania i udałem się prosto do sypialni padając od razu brzuchem na łóżko. Uśmiech nawet na chwilę nie zszedł z mojej twarzy, ten dzień był lepszy i wiedziałem, że z nią mogę o nim zapomnieć. Przewróciłem się na plecy i zacząłem się wpatrywać w sufit, teraz jej twarz zastąpiła jego. Wspomnienia nie wyblakły mógłbym nawet powiedzieć, że zyskały barwy.

Następnego dnia nie obudził mnie dzwonek telefonu tylko do drzwi, z ociąganiem zaszedłem z łóżka i poszedłem otworzyć drzwi. Stała tam ona i z figlarnym uśmiechem zgięła się po moje buty i ściągnęła z wieszaka bluzę, tylko po to aby następnie tym we mnie rzucić. Zdezorientowany złapałem wszystko, ale dalej się na nią patrzyłem nie mogąc zrozumieć o co jej chodzi. Zanim się zorientowałem zostałem siłom wyciągnięty z mieszkania.

Wieczorem po udanym dniu zajrzałem do mieszkania i wziąłem z półki obok drzwi sprej. Wyszedłem, zamknąłem drzwi na klucz i podszedłem do niej. Złapałem ją za rękę i zacząłem prowadzić w stronę jednego z moich ulubionych przystanków. Posadziłem ją na ławeczce i zdejmując swoją koszulę. Zacząłem pisać nic nie znaczące wyrazy, ale dopiero później zauważyłem, że dwa razy napisałem „I'm Fine". Wzruszyłem ramionami i wróciłem do poprzedniego zajęcia. Rozproszyły mnie światła, odwróciłem głowę w ich stronę i wyrzucając sprej popchnąłem ją delikatnie żeby zaczęła uciekać.

Biegliśmy chodnikiem tuż przy głównej drodze patrzyłem na budynki próbując zobaczyć między nimi bezpieczny kąt w którym by nas nie znaleźli. Pchnąłem ją do jednej z bocznych uliczek, a policjanci po chwili przebiegli obok nas. Popatrzyłem na nią i z mocno bijącym sercem wyszedłem z kryjówki.

Wtedy, kiedy do mnie podchodzili zrozumiałem jedną rzecz, że on mnie kochał i nie zamierzał mnie wyrzucać. Ona była tylko drogowskazem, który pokazywał, że on się boi i nie wie co zrobić. Spojrzałem w zaułek, ale jej tam nie było. Zostało tylko białe pióro.

Była moim drogowskazem, który pokazywał mi prawdę której nie chciałem do siebie dopuścić. 

Love YourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz