Makabryczne odkrycie.

108 6 6
                                    

Drzwi otworzyły się z cichym jęknięciem ukazując Tomaszowi wnętrze pustego pokoju.

— Co do diabła? — W Pomieszczeniu znajdowało się biurko, łóżko, szafa i... nic więcej. Ani śladu zwłok czy chociaż krwi. 

Tomasz nie wiedział co zrobić, stał tylko z ręką na klamce, gdy nagle jego uwagę przykuły dwie czarne strużki na ścianie. Zaczynały się około metra nad ziemią, a kończyły rozmazane, niewiele niżej. Przykucnął przy ścianie i przyjrzał się tym śladom. Wyglądały jak krew, ale gdzie zwłoki? Rozejrzał się po pokoju, ale nie dostrzegł nic więcej. Odwrócił się do drzwi aby włączyć światło i wtedy dostrzegł, że kontakt był wyrwany ze ściany, a tynk wokół niego coś zdrapało prawie doszczętnie. 

Tomasz rozejrzał się niespokojnie. Coś co wyrwało kontakt ze ściany musiało być jeszcze w środku, drzwi przecież były zamknięte gdy wchodził do mieszkania. Wyjął pistolet z kabury i rozglądając się uważne wyszedł na korytarz. Teraz, pod wpływem stresu, zaczął zauważać więcej niż gdy wchodził do mieszkania. Obrazki były pozrzucane ze ścian, lampa wisząca pod sufitem ciągle się kiwała na kablu wystającym z sufitu. Kilka półek leżało na ziemi i drzwi... 

— Drzwi — powiedział sam do siebie, patrząc na ten prostokąt z drewna. Były solidne, na takie wyglądały z zewnątrz i tak pomyślał, gdy pierwszy raz spojrzał za siebie wchodząc do mieszkania. Jednakże teraz gdy przyjrzał im się uważniej... W wypolerowanym drewnie jakieś ostre narzędzie wyrzeźbiło głębokie bruzdy, a klamka przypominała wygięty kawałek aluminium. 

Coś natarło na drzwi i mało ich nie przebiło na wylot, ale temu czemuś nie udało się. Tomasz poczuł dreszcz niepokoju, spojrzał jeszcze raz za siebie i krok za krokiem zbliżył się do drzwi. Dobiegał zza nich dźwięk ciężkich kroków. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy klamka zaczęła opadać. Policjant cofnął się o metr gdy nagle klamka znieruchomiała. 

— Tomek!— Właściciel tego imienia aż podskoczył, gdy usłyszał krzyk po drugiej stronie drzwi. — Otwieraj drzwi! Nie rób se jajec!

— Otwarte są! — odkrzyknął gdy tylko uspokoił odrobinę oddech.

— Kie otwarte? Zamknięte i powyginane jak ta twoja gospośka, co łod jej mieszkanko wynajmujesz! 

— Ja, ja wyważyłem drzwi! — zawołał po chwili.

— Aaaa! Wyważyłeś? — Drzwi otworzyły się gwałtownie ukazując prawie dwu metrowego Marcina, kolegę Tomasza z ławki, jeszcze z czasów Gimnazjum. — Aaaa! To ja nie wiedziałem, że z ciebie taki świrus jest! — Powiedział olbrzym. — Kryminalnych ci sprowadziłem, gdzie masz trupa? — Zapytał, rozglądając się po mieszkaniu.

— N... no właśnie, denat. — wyjąkał Tomasz.

— Te Tomek! Ty mnie nie wmówisz, żeś go znowu zabił — zaśmiał się Marcin, ale gdy spojrzał koledze w twarz natychmiast spochmurniał — Cożeś zrobił? 

— Ja? Nic... To tylko tak, że go tu nie było.

— Wogle? 

— W ogóle...

— Nie pierdol! To ja żem tu zesłał wszystkie jednostki! A ty takie jaja wyrabiasz!! Szef nas...

— Ale są ślady — Przerwał Tomasz i wyjął woreczek z metalowym zębem z kieszeni. 

— Ożesz, metalowy ząb! — Krzyknął łapiąc woreczek. — Ile ja żem się za właścicielem tego kawałka metalu pięć lat temu nalatoł... — Schował worek do kieszeni kamizelki i zapytał — Co jeszcze masz?

— Ślady krwi, w jednym z pokojów... Porozbijane ramki na zdjęcia— powiedział wskazując korytarz — I kontakt wyrwany ze ściany. 

— Niezłe znaleziska — Zaśmiał się Marcin — No dobra, pokaż naszym dzielnym białasom, gdzie jest ta jucha... —Dokończył przepuszczając dwóch mężczyzn w białych kombinezonach.

Freddy- Powrót przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz