Detektyw.

115 6 3
                                    


W niewielkim biurze na 4 piętrze posterunku policji, panował mrok i zaduch. Dźwięk przesuwanych papierów i skrobania długopisu przerywał sporadyczny trzask z kserokopiarki. Niewielka lampka biurkowa oświetlała dwa stosy dokumentów ― przejrzanych i tych oczekujących. Na wielkim fotelu obrotowym siedział mężczyzna w mundurze. Jego dłonie wisiały luźno, a jego twarz spoczywała na blacie. Jego skóra błyszczała w świetle żarówki, a krew wypływała z jego ust. Mimo to, próbował coś powiedzieć, wskazać tego kto mu to zrobił. Nie mógł... 

Resztkami sił podniósł prawą dłoń i maczając ją we własnej krwi napisał... F.

F było początkiem czegoś, czego nie mógł dokończyć, co miało pozostać takie jakie było. Niekompletne, nie ukończone, nie... sprawiedliwe.
Drgnął, pisał dalej, tym razem I.

I mogło by być wzięte za początek R,D,F,N,M lub B... ale było po prostu zwykłym I, chociaż niedokończonym. Ale miało takie pozostać na zawsze... Gdyż właściciel tak ręki jak i krwi, nigdy więcej się nie poruszył. Został tak, martwy, zimny...

W mrocznym i dusznym biurze, na 4 piętrze rozpoczęło się coś co nie mogło już zostać zakończone ,co powinno być zakończone... Dawno temu, gdy jeszcze był czas.



Tomasza obudził sygnał karetki, która przejechała pod oknami kamienicy.

― Jesze pięć minuf. ― Powiedział nieprzytomnym głosem.

― Nie pięć minut! Wstawaj, ale już! Masz gościa! ― Usłyszał niespodziewanie kilka komunikatów wykrzyczanych głosem pani Helenki.

― Szo? ― Miało to oznaczać „Co" jednakże posterunkowy Tomasz miał w ustach poduszkę.

― Tomek! ― Tym razem był to głos Marcina, jego przyjaciela z gimnazjum. ― Myśli pani, że to dobry pomysł? Budzić go tak wcześnie rano?

― Jasne, że dobry! ― odpowiedziała Marcinowi gospodyni. Wstawaj mendo bo cię z pracy wywalą!!

Na ten sygnał w pokoju usłyszeć można było huk upadku, oraz krótką szamotaninę, następnie dźwięk przekręcanego klucza i...

― Dzień dobry Pani Helenko! ― Powiedział Tomasz wychylając głowę zza drzwi. ― Piękna dziś pogoda, nieprawdaż?

― Pada. ― Odparła kobieta i powędrowała schodami na dół.

― A tą co ugryzło? ― Zapytał patrząc na schody.

― Musiała ze mną zostać dłużej niż to konieczne. Tomasz aż podskoczył na dźwięk tego głosu

― Marcin! Co ty tu robisz?

― Przybywam ze smutnymi wieściami!

― Jakimi konkretnie?

― Ano takimi, że Szefuńcio zszedł! ― Odpowiedział mężczyzna bez cienia żalu w głosie.

― Trup? ― powiedział z nadzieją w głosie Tomasz.

― Trup? Co ty! ― zaśmiał się ― Zwolnił się, ze względu na słaby stan zdrowia!

― No to co mówisz, że zszedł? ― zapytał, wpuszczając przyjaciela do pokoiku.

― Dla dramaturgi! ― Zawołał i usiadł w fotelu.

― No to poco żeś się tu przytargał w taką pogodę? ― Zapytał i wyjrzał za okno, aby się upewnić, że za szybą jest istna ściana wody.

Freddy- Powrót przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz