.4.

266 11 0
                                    

Obudziłam się że strasznym kacem nic nie pamiętając. Nie wiedziałam nawet, jak dostałam się spowrotem do domu, co mnie trochę niepokoiło, ale nie miałam wtedy głowy do myślenia o tym. Jedyne, o czym w tamtej chwili myślałam to to, gdzie są moje tabletki na kaca.

Ruszyłam w stronę kuchni, o mało się przy tym nie przywracając co najmniej 3 razy. Przeszukiwałam głośno trzaskając szafką, przez co aż przeszły przeze mnie ciarki. Nie powinnam była tyle pić.

Usłyszałam przeraźliwy dzwonek telefonu. Zobaczyłam, że to Barry. Odebrałam próbując udawać normalną. Nikt nie powinien wiedzieć, że się upiłam.

- Cześć Caitlyn. - powiedział przez telefon, ale jakoś tak trochę inaczej.

- Cześć. Coś się stało, że dzwonisz? - zapytałam, a on wydawał się na zaskocznego tym pytaniem.

- Powiedzmy. Jak się czujesz? - zapytał niepewnie.

- Normalnie, a jak miałabym się czuć? - mimo słów, nie brzmiało to wrednie. Nikt nie miał się dowiedzieć o tym, co się stało wczoraj.

- Yy... Czy pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - powiedział.

- Zaraz, skąd ty...- Zaczęłam mówić zmieszana, ale mi przerwał tym samym odpowiadając mi na moje niedokończone pytanie.

- Odprowadziłem Cię wczoraj do domu. - stwierdził, jakby z ulgą.

- Naprawdę? Boże, dzięki bardzo, przepraszam, że tak zniknęłam wtedy i że nie pamiętam. Zazwyczaj wraca mi pamięć z tego co robiłam dopiero po kilku dniach, więc... - nie dokończyłam, ale zrozumiał, co mam na myśli.

- No dobra, to będziesz dzisiaj w laboratorium? - tym razem znowu zmienił ton na bardziej przejęty.

- Jasne, będę za jakieś pół godziny. - do laboratorium z domu nie miałam daleko, szczególnie, że miałam samochód, a ubrań nie musiałam długo szukać. Nie byłam też głodna, więc nie potrzebowałam śniadania, a Iris zapewne przyniesie kawę, jak to ma w zwyczaju. Sądzi, że to chociaż trochę przypomni nam na początku dnia o H.R. Wellsie, który niezwykle przepadał za kawą. Zaczęłam się ogarniać.

...

Mojej matki jeszcze nie było w laboratorium, a sam ten fakt mnie cieszył. Nie czuję się dobrze w jej towarzystwie i może jestem przewrażliwiona, ale nie chcę z nią teraz przebywać. Iris nie przyniosła dzisiaj kawy, co mnie lekko zdziwiło, ale głównie zasmuciło, bo wygląda na to, że przez cały dzień będę śpiąca.

Oparłam się dłońmi o stół i już miałam usiąść na krześle, gdy usłyszałam alarm powiadamiający o pożarze. Przestraszona zadrgałam tak mocno, że krzesło odjechało kawałek na środek pokoju, a ja się przewróciłam.

- Barry, pożar na Mosaic Street 7/b!

Poczułam, jak ktoś mnie podnosi za szybko, jak na inną osobę, niż tego sprintera.

- Caitlyn, wszystko okej? - Zapytał Barry.

- Barry! - Cisco i Iris niezadowoleni przypomnieli mu, że nie pobiegł jeszcze uratować ludzi z pożaru, krzycząc jego imię w tym samym czasie.

- Tak. - odpowiedziałam niepewnie i zanim się lekko uśmiechnęłam, poczułam wiatr we włosach.

Poczułam wzrok Cisco na sobie, więc zrobiłam to samo. Spojrzałam na niego, a on od razu popatrzył w inną stronę, mianowicie na ekran komputera. Iris też jakby mnie ignorowała, ale może mi się to tylko wydawało. Widząc to, wróciłam do poszukiwań.

Po chwili Barry wrócił już do laboratorium, a jego mina prędko ukazała uśmiech, gdy ujrzał wstającą Iris.

Tak bardzo zazdrościłam jej tego szczerego uśmiechu mężczyzny, w którym się od pocałunku z metaczłowiekiem wyglądającym jak on zauroczyłam. Dla mnie nie ma nic lepszego, niż wywołać na twarzy ukochanej osoby uśmiech. Nie czułam nigdy tego będąc z Ronny'm, co samą mnie zaskakuje, bo jeszcze gdy żył oddałabym swoje życie za jego.

Mam też małe wrażenie, że Iris go wcale nie kocha. W końcu zgodziła się na bycie w związku z nim ujrzawszy, że w innym wymiarze, na innej Ziemii byli razem. Może sądziła więc, że to jej przeznaczenie? Widać, że nie czuje się przy nim jak przy Eddim. Co jak co, ale ja zamierzałam iść na psychologię, więc co nieco wiem. Jest też nieco duża szansa, że sama to wymyśliłam, bo jestem o niego zazdrosna...

Moja matka właśnie weszła, ale na szczęście Barry zdążył już ściągnąć strój.

- Z całym szacunkiem, doktor Snow, ale mogłaby Pani zawiadamiać nas zanim Pani tu wejdzie? Wciąż ratujemy tutaj ludzi i pracujemy z Flashem. - stwierdziła Iris, a ja się z nią widocznie zgodziłam przytakując, gdy tylko zerknęła na mnie rodzicielka.

- "Z całym szacunkiem", ale skoro ratujecie ludzi, dlaczego jeszcze nie znaleźliście sposobu na uratowanie Caitlyn i Killer Frost? - spojrzała bezczelnie usatysfakcjonowana na mulatkę, a ta spojrzała na mnie.

- Co ty sobie wyobrażasz?! Jesteś u mnie w pracy, zresztą nikt nie prosił Cię, żebyś nam pomagała! - powiedziałam oburzona wyprowadzając ją z głównego miejsca pobytu "TeamFlash'a".

- Bez mojej pomocy nie dacie sobie rady! - krzyknęła do mnie jeszcze bardziej oburzona niż ja przed chwilą.

- Przekonajmy się. - powiedziałam niemalże wypychając ją na dwór. Właśnie zaczął padać deszcz, a ona spojrzała na mnie zaskoczona i radosna.

- To jest sposób, żeby odzyskać Killer Frost! - stwierdziła.

- Ale co? - powiedziałam zaciekawiona, ale wciąż zdenerwowana.

- No właśnie-beze mnie nie będziecie mieć nawet szansy, żeby to usłyszeć.

- Nie wracaj. - powiedziałam zakładając ręce.

I Can't Love Him! | SnowbarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz