『IV』Spacer

267 34 4
                                    

Po spotkaniu z lekarzem, świat nabrał znów szarych barw. Uczucie bycia dotykanym przez obce osoby było zdecydowanie okropne, ale nie skarżył się na cokolwiek. Było mu obojętne, jaki będzie wynik badań.

Zakopał się pod kołdrę, osłaniając przed uciążliwym ciepłem z zewnątrz.

Miał wrażenie, że wszyscy brzmią tak samo, wyglądają identycznie, a ich jedynym celem było zostawienie go tutaj samemu sobie.

Nawet gdyby ktoś właśnie odtwarzał w tle cudowną melodię fortepianu, nie widziałby różnicy między tym, a tanim, ulicznym rapem.

Nie czuł się głównym bohaterem swojego życia. Był on raczej widzem, który może oglądać świat tylko z ekranu. Oderwany od rzeczywistości chłopak mógłby powiedzieć "dość", "przestań się użalać nad sobą", ale... Co mógł poradzić na to, że nie był po prostu częścią właściwego biegu wydarzeń?

Właściwe "ja" Saruhiko drzemało teraz głęboko gdzieś w nim samym, które ktoś musiał stopniowo odbudować od samego początku. Sprawienie, że wszystko znów nabierze kolorów, wybawiłoby z tego żałosnego stanu.

– Jadłeś już śniadanie? – zapytał się Misaki, przysiadając z powrotem na taborecie.

Saruhiko pokręcił głową przecząco.

– W takim razie siadaj i jedz – poprosił, biorąc do ręki pudełeczko z przygotowanym w środku posiłkiem. – Starałem się dać jak najmniej warzyw, ale przeżyjesz, jak zjesz trochę.

Z ust czarnowłosego uleciało jedynie ciężkie westchnienie, które miało symbolizować jego niechęć. Nie potrafił wyrazić słowami tego, że nie ma nawet sił się podnieść.

– Nie dasz rady? Pomogę ci wstać, jeśli potrzebujesz – zaoferował się, wyciągając do niego swoją dłoń. – No już, dawaj łapę.

Fushimi obejrzał się na niego, wysuwając nieznacznie swoje ramiona spod grubego materiału, ale nie wykonał tej prośby. Patrzenie na niego sprawiało, że znów wpadał w melancholię, dlatego wolał unikać bezpośredniego patrzenia w jego oczy i dotyku.

– No co się gapisz? Chcę ci tylko pomóc. Nie zachowuj się jak spłoszona sarenka – odkrył go i bez pytania ujął jego bladą dłoń. – No już, na trzy cię podnoszę. Raz, dwa...

Miał ociężałe ciało, którym ledwo mógł ruszyć, a Misaki zmuszał go do takich rzeczy. Było to uciążliwe i odrobinę raniące.

– Trzy! – podniósł go do siadu, ale gdy tylko puścił, Fushimi znów zaczął lecieć do tyłu.

W porę go złapał, choć utrzymanie go za plecy było trudniejszą rzeczą, niż przypuszczał.

– Nie wierzę, że jesteś na tyle słaby, aby nie usiedzieć samodzielnie... – przyznał cicho. – Musisz serio nabrać więcej sił, bo nie uda ci się wyzdrowieć.

– Czemu musisz to robić?... – zapytał słabo, wpatrując się w swoje dłonie, leżące w tym momencie bezwładnie na udach.

– O co ci chodzi? – poprawił go tak, żeby znów nie upadł.

– Pomagasz mi, choć kiedyś zrobiłem ci tyle złego... Nie czujesz, że tak nie powinno być?

– A ty znowu swoje? Idioto! Zapomnij teraz o tym! – oburzył się.

- Nie chcę li-

– To nie jest litość, tępa małpo! – wszedł mu w słowo. – Mówiłem ci już, pacanie! Zapomnij. Co było, to było. Mam w nosie, co sobie będziesz teraz o tym myślał. Robię to dlatego, że wciąż uważam cię za swojego przyjaciela i chcę, żebyś... Żebyś znów był tym samym, sarkastycznym Saruhiko! – wydarł się na niego. Za bardzo się uniósł, ale myślał, że przynajmniej krzykiem do niego dotrze.

❝SARUMI❞ pomaluję twój świat ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz