『VI』To musi być...

232 30 1
                                    

Nazajutrz, Yata pojawił się w szpitalu znacznie później, niż zazwyczaj. Do domu wrócił późno, a zasnął jeszcze później.

To nie była jego wina, że te myśli nie dawały mu spokoju przez całą noc. Wiercąc się na łóżku i czekając na sen, wytworzył w swojej głowie mnóstwo dziwnych, pokręconych scenariuszy tego, jak mogą się potoczyć najbliższe dni.

Był teraz ogromną mieszaniną sprzecznych ze sobą emocji, które w nim buzowały. Był gotów wybuchnąć krzykiem, ale też siedzieć cichutko jak myszka. Skakać z radości i pogrążyć się w rozpaczy.

Nieważne jak na to nie spojrzeć, jego prawdziwe uczucia względem Saruhiko były złe, z dwóch względów.

Pierwszy, Fushimi był chłopakiem. Wiązało się to z minimalistycznymi szansami na odwzajemnienie i akceptację ze strony społeczeństwa. Jakby to wyglądało? Musieliby się z tym kryć, co mogłoby być naprawdę uciążliwe.

Po drugie, Misaki zbyt dobrze znał Saruhiko, aby wiedzieć, że okularnik tak naprawdę nie jest w stanie nikogo pokochać. Dla wszystkich był obojętny. Nawet dla niego. Z czasem co prawda bardziej Yacie ufał i rudzielec przypuszczał, że dobrze się czuł w jego towarzystwie, ale nie można by było tego nazwać czymś więcej, niż przyjaźnią.

Uderzył się w zaczerwienione policzki. Naprawdę głupio czuł się z tym, że nawet własne myśli potrafiły go zawstydzić. Zaraz po tym, przekroczył próg pomieszczenia, w którym przebywał jego przyjaciel.

Fushimi wpatrywał się w ekran palmtopa i prawdopodobnie coś czytał.

– Dzień dobry, małpo – przywitał się. Zabrzmiał teraz zbyt niemiło i jakby z urazą.

Saruhiko podniósł wzrok znad urządzenia i poprawił okulary na nosie.

– Spóźniłeś się, dziewico – odparł, odkładając przedmiot na szafkę.

Yata poczuł, jakby właśnie ktoś go uderzył. Tego przezwiska nienawidził najbardziej ze wszystkich i czarnowłosy doskonale o tym wiedział. Było to o wiele gorsze, niż żartowanie z jego imienia.

– Jeszcze raz mnie tak nazwij, a ci przywalę – rzekł ostrzegawczo. Usiadł na taborecie. Wlepił swój wzrok w okno, aby tylko nie patrzeć na tego drugiego.

Fushimi uważnie zlustrował wygląd i zachowanie Yaty. Chłopak się trząsł, jak chihuahua, a na jego twarzy wystąpił mały, niedostrzegalny rumieniec.

– Ktoś tu ma chyba męski okres... – stwierdził cicho. – Zakochałeś się, wpadając po drodze na jakąś dziewczynę? – zapytał sarkastycznie. Saruhiko był dziś w nastroju do żartów, a co więcej, był pełen energii.

– Nie! – zaprzeczył od razu.

Reagował w ten sposób, ponieważ wolał być inaczej przez niego traktowany. Żeby przynajmniej raz dziennie powstrzymał się przed głupimi, raniącymi żarcikami.

– Nie przyniosłeś mi dzisiaj warzywek? – udał smutnego.

Misaki dopiero teraz ogarnął, że zapomniał wziąć z blatu gotowego pudełka z jedzeniem. Złapał się za głowę i zaklął pod nosem.

– Zapomniałem...

– Skleroza ci się udziela na starość – skomentował.

– Nie zaczynaj – uniósł się.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała napięta atmosfera. Nawet Saruhiko to odczuwał i miał zamiar rzucić kolejnym, sarkastycznym stwierdzeniem, gdyby Misaki go nie wyprzedził.

– Kiedy dostaniesz wypis ze szpitala?

– Zabawne, że o to pytasz. Przed chwilą przyszedł lekarz i oświadczył, że mogę iść do domu... Nawet kartkę mi dał – wskazał na świstek papieru, który leżał na szafce.

❝SARUMI❞ pomaluję twój świat ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz