19

273 6 6
                                    

Karetka zabrała Rebeccę, a ja i reszta bezsilnie staliśmy w miejscu.
- Musimy tam lecieć! - wykrzyknął Dustin, i tak jak nam kazał, tak zrobiliśmy. Wzięliśmy rowery i ruszyliśmy do szpitala. Jedynie Steve był autem, Ale miał zepsuty silnik więc nie jechał aż tak szybko. Ledwo co mam doganiał. Ja, z Eleven w tyle pedałowałem ile sił w nogach. Nie mogłem pozwolić, żeby coś się jej stało. Nie mogłem... Kiedy dotarliśmy na miejsce przed nami była mama Rebeccy.
- Co się stało?! - zapytała mnie od razu ją wejściu.
- Zaatakował mnie demopies i ona... Mnie uratowała... - powiedziałem, po czym poczułem spływające Po moich policzkach łzy. Dopiero co ją odzyskałem, a teraz ma odejść z powrotem? Nie ma mowy!! Ona musi to przeżyć! Kiedy lekarz kazał nam iść, zapytałem się go, czy mogę przy niej zostać.
- Eh, No dobrze.
- Dziękuję panu! - i tak, razem z panią Dimples czekaliśmy przy jej sali. W pewnym momencie zasnąłem. Obudziłem się wcześnie rano, Ale lśni Dimples była już na nogach.
- Czy stan Rebeccy się poprawił?
- Mówią, że ona... Może umrzeć.
- CO!? Nie! Nie! Nie!
- Możesz do niej wejść. - powiedziała smutno. Kiedy wszedłem na salę zobaczyłem ją, z wielką dziurą w brzuchu. Znowu zacząłem płakać. Chwyciłem ją za rękę.
- Nie możesz odejść, Rebecca! Nie możesz! - szlochałem, trzymając ją za rękę.
- Mike... - usłyszałem jej szept. - pamiętaj o jednym. Zawsze cię kochałam. - dokończyła i jej serce przestało bić.
- Ja też Rebecca! Ja też cie kocham! PANI DOKTOR, JEJ SERCE PRZESTAŁO BIĆ!! - krzyknąłem.
- O mój Boże... Chłopcze, wyjdź z sali. - Jak mi kazano tak zrobiłem. Byłem przerażony... Co jeśli... Jeśli... Ona umrze...? Nie tak... Tak się nie stanie. Po około godzinie z sali wyszła pielęgniarka. Zwróciła się do pani Dimples.
- Niestety pani Dimples ale... Pani córka... Nie żyje.
- C-co? - z trudem wydusiła kobieta. Ja zacząłem płakać jeszcze bardziej.
- M-możemy ją zobaczyć? - zapytałem z nadzieją.
- Tylko rodzina może...
- Niech wejdzie. - powiedziała smutno pani Dimples. Weszliśmy na salę. Zobaczyłem ją... Była sztywna, a maszyny wskazywały na to, że nie żyje... Dlaczego!? Czemu akurat ona a nie ja!? Wolałbym umrzeć ja, zamiast niej... Nagle usłyszałam jej szept.
- Nie płaczcie, każdy z naszej kiedyś umrze, na mnie już przyszła pora...
Znowu przestało bić jej serce. Umarła... Na dobre...
Kilka tygodni później, w dzień pogrzebu Rebeccy.
Wszyscy przyszli. Każdy był smutny. Ja cały czas płakałem. Max też płakała. Chłopacy byli smutni... Zjawił się nawet Will. Też był smutny. Kiedy ją chowali głos wziął Steve.
- Chciałbym, aby każdy zapamiętał te dziewczynkę tak, jak ja. Była dzielna, mądra, miła i zdołała poświęcić się dla swoich przyjaciół. Nigdy się nie wycofywała, a kiedy popełniła błąd zawsze się do tego przyznawała. Mam nadzieję, że tam będzie jej lepiej niż u nas. - Po jego wymowie, mikrofon przejął jakiś chłopak, o wyglądzie Azjaty.
- Rebecca była dla mnie kimś wielkim, kimś kto może być wzorem do naśladowania. Kiedy coś ją dręczyło, nie bała Mi się tego powiedzieć. Od jej ucieczki minął rok, i chciałbym powiedzieć to szczerze. Zawsze była dla mnie jak siostra. Mam nadzieję, że tam będzie jej lepiej, niż tutaj... - powiedział, po czym po jego policzku spłynęła łza. A wiec to musiałbyć ten Hyun, o którym Mi opowiadała. Potem wypowiedziało się jeszcze kilka osób, w tym jej mama. Na zakończenie każdy złożył przy jej grobie bukiet. Kilka chwil później Ja, Max, Eleven, Dustin, Lucas, Nancy, Will, Steve, Jonathan, Iris i Hyun wybraliśmy się nad jezioro. Zapalilśmy lampiony i opuściliśmy je na wodę. Potem każdy wziął wianek ze świeczką w środku i zanim puścił to, mówił za co ją lubił. Ostatni byłem ją. Kiedy skończyliśmy każdy poszedł do domu. Idąc z Eleven przytuliła mnie.
- Mam nadzieję, że będzie jej tam dobrze.
- Na pewno będzie. Kiedyś do niej dołączymy.
                            Koniec

Wkurzasz Mnie || F.W/M.W [Ended] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz