6. Kosmiczny kolega i konar, który nie zapłonął

594 84 163
                                    


No to ten, dawno mnie tu nie było XD Writeblock nie wybiera, ale powoli wracam do ciągłego pisania. Chyba spojle z nowego rozdziału snk postawiły mnie nieco na nogi (rip postać Historii, ale za to ten mały ereri moment był wart wszystkiego <3).

Rozdział jak zwykle bez ładu i składu, ale tutaj wrzucam wszystko, co mi ślina na język przyniesie, więc nie oczekujcie niczego wybitnego XD

Enjoy.

************

Istniało mnóstwo rzeczy, którymi Levi gardził bardziej niż innymi. W końcu ludzie z tak elitarnym gustem musieli umieć odróżnić chłam od nieoszlifowanej perły. Trzy były jednak wyjątkowe - apogeum obrzydzenia, przyprawiające o wściekły ślinotok i palpitacje serca. Jakkolwiek by to nie brzmiało.

Pierwszą z nich były spodnie z szerokimi nogawkami. Te fruwające we wszystkie strony kawałki szmat od lat spędzały mu sen z powiek. Jako trendseter i najlepszy projektant miał władzę nad tym, co wchodziło do modowych łask, lecz co kilka lat znajdował się śmiałek, próbujący przepchnąć swoją kolekcję syfu w stylu lat siedemdziesiątych.

Ackerman zamieniał się wtedy w prawdziwego żołnierza broniącego ludzkości przed obciachem. Bez skrupułów niszczył młodych projektantów, którzy po spotkaniu z nim, nie mieli już szans by kiedykolwiek zaistnieć w modowym świecie. Był jak klątwa, przed którą drżeli nawet najdzielniejsi, a stare babki straszyły nim dzieci, gdy te nie chciały zjeść obiadu.

No właśnie - dzieci.

Druga pozycja na jego liście obrzydliwości, choć wcale nie mniej paskudna. Małe, rozwrzeszczane potwory, które ryczą wniebogłosy, czerwieniąc się jak dojrzały pomidor. Ich wyłupiaste oczy niemal wypadają z orbit, a rozwarte paszcze wypluwają hektolitry śliny, której pojedyncze kropelki zahaczają o ostatnie mleczaki, wiszące na dziąsłach niczym wątłe sopelki przy odwilży. Są jak demony z dawnych rycin, które swym paskudnym wizerunkiem miały zmusić plebs do oddawania czci boginiom murów. Tyle że ryciny były PRZYDATNE jako środek do zastraszania... Dzieci po prostu są. Bezużyteczne i obrzydliwie niehigieniczne.

A skoro o paskudach mowa...

Levi długo rozmyślał, co umieścić na najwyższym miejscu podium wzgardzonych rzeczy. Odpowiedź zawsze tkwiła gdzieś w jego głowie, lecz dopiero kilka dni na wygnaniu uświadomiły mu, że istniała tylko jedna rzecz mogąca konkurować z innymi obrzydliwościami.

Jaeger.

Wielka kupa mięsa, chrapiąca w tej chwili nieświadomie przy jego boku. Wymęczony zabiegami babuszki i matki Svena, rozłożył się, zajmując niemal całe łóżko, śpiąc z rozchylonymi wargami. Od czasu do czasu marszczył brwi i mamrotał coś pod nosem, a cienka strużka śliny spływała kącikiem ust. Levi przez cały czas go obserwował - w końcu trzeba było znać najsłabsze strony wroga.

Jego wcześniejsze zapędy, by spać bliżej Ackermana, sprawiły, że ten nagle zapragnął zemsty. Owszem, tkwili w jednym łóżku, a Jaeger był zawsze ciepły, szczególnie podczas najmroźniejszych nocy, ale do cholery, tak nie mogło być. Byli zażartymi i odwiecznymi wrogami - żadne rozejmy nie wchodziły w grę.

Gdy Eren mruknął cicho i przywarł z powrotem do jego boku, Levi wzdrygnął się. Kretyn sam prosił, by wprowadził w życie swój diabelski plan.

***

Nikły odgłos budzika z pokoju Svena dał Levi'owi do zrozumienia, że na zewnątrz świat budził się do życia. Od kilku godzin nie mógł zmrużyć oka, starając się ułożyć w jak najmniej niekomfortowej pozycji - łokieć Erena wciąż wbijał mu się w żebra, lecz nie śmiał się do niego zbliżyć. Za chwilę jego zdolności aktorskie miały przejść swoją największą próbę i nic nie miało prawa pójść źle.

The Bold and the Bootyfull | EreriWhere stories live. Discover now