Rozdział 17

280 19 3
                                    

Tak jak obiecałam, nowy rozdział w tym tygodniu 😀 😉

Kiedy dostałem od rodziców pozwolenie, aby pojechać za miasto, na wieś do babci, myślałem, że umrę ze szczęścia. Cały tydzień poza domem, bez konieczności przebywania w towarzystwie Nathana. Co prawda rodzice zapisali go na terapię do psychologa, ale ja wciąż nie potrafiłem się do niego przekonać. Na początku sprawiał, że moje ciało sztywniało i przeżywały je nieprzyjemne dreszcze, a teraz, za każdy razem, odczuwam potrzebę, aby mu dogadać i pozostać obojętnym na jego słowa.

Matt także stwierdził, że wyjazd dobrze mi zrobi. Cały czas, przez następny tydzień zachęcał mnie do tego, abym spędzał czas poza domem. Tak... Ostatnio jak go posłuchałem i dałem się namówić na pójście na imprezę, to skończyłem na kanapie w domu Griffa... Dziwi mnie jednak fakt, że gościu okazał się nie być aż taką mendą, jak mi się wydawało.

Tydzień minął mi w mgnieniu oka. Szkoła – dom, szkoła – dom i tak w kółko.

Rodzice podwieźli mnie pod sam dom babci. Nie było to daleko od nas, ale i tak czułem się, jakbym wyjechał wpizdu na jakieś zadupie. Budynek nie był duży, zwykły piętrowy, biały dom z desek i werandą, na której stał drewniany, bujany fotel i niedługa ławeczka.

Wokoło czuć było swojski zapach wsi. Nie mam tu oczywiście na myśli smrodu krowiego gówna... Tylko delikatną woń trawy, kwiatów i ziemistej, wysuszonej przez słońce, polnej drogi. Kochałem zapach lata. Zwłaszcza podczas burzy, kiedy to w powietrzu unosił się aromat rozmokniętego kurzu, a później ozonu.

– Bądź grzeczny Nico. – Powiedział taka, kiedy wyciągnął z bagażnika walizkę z moim rzeczami.

– Raczej nie ma tutaj jak być niegrzecznym tato. – Odpowiedziałem normalnie I wziąłem od niego swój bagaż. – Zostajecie jeszcze na chwilę czy już musicie wracać?

– No, niestety musimy wracać, ale za kilka dni przywieziemy tu Katie.

– Super, przynajmniej nie będę się aż tak nudzić...

Zadzwoniliśmy do drzwi i już po kilku chwilach pojawiła się w nich niewielką, starsza kobieta, z szerokim i szczerym uśmiechem na ustach. Jej włosy były w kolorze wypłowiałego brązu, a roześmiane oczy, przy których pojawiły się kurze łapki posiadały kolor karmelu.

Kochałem tą kobietę tak samo bardzo jak swoich rodziców. Zawsze była dla mnie oparciem w trudnych chwilach, zwłaszcza choroby mojej prawdziwej mamy. Nie wiem czy ona czasem bardziej nie przeżyła jej śmierci. W końcu śmierć dziecka to ogromny cios dla rodzica. Pomimo tego, babcia Emily była zawsze uśmiechnięta i pełna życia. Miała co prawda już swoje lata, ale nadal ciężko pracowała na polu i przy zwierzętach.

Kiedy tylko mnie zobaczyła, momentalnie zamknęła mnie w swoich ramionach, jakby nie widziała mnie kilka lat, a minęło zaledwie kilka miesięcy. Nie potrafiłem jej odmówić tej czułości, dlatego także mocno ją uścisnąłem. Po prostu kochana kobieta.

– Hej babciu, tęskniłem. – Powiedziałem cicho, opierając głowę na jej ramieniu.

– Ja też tęskniłam wnusiu. – Odparła z dobrze mi znaną czułością, odsunęła się odrobinkę, aby spojrzeć mi w oczy i poczochrała moje brązowe włosy.

– Przepraszamy, że tak nagle do ciebie zadzwoniliśmy mamo. – Wybełkotał niepewnie mój ojciec. – Po prostu musieliśmy coś zrobić z Nicolasem na pewien czas. Mamy nadzieję, że to nie kłopot... – Dodał i chwycił się jedną ręką za kark, w geście lekkiego zdenerwowania.

– Ale co ty za głupoty opowiadasz George! Jaki znowu kłopot? Mój uroczy wnuczek miał by być dla mnie kłopotem? – Zaśmiała się przyjaźnie. – Spokojnie, popracuje chłopak trochę na polu i w oborze, to mu się odechce sprawiania problemów!

Krzyk rozkoszy || Boys Love ✔️||POPRAWKI||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz