Rozdział 4

269 23 9
                                    

- Tysiąc odjąć osiem. Ile to jest? - zapytała znana już wszystkim Rose. Siedziała na przeciwko rudowłosej Emmy. Łzy lecące strumieniami zasłaniały jej piękną twarz, która była pokaleczona.
- D-dziewięćset dziewięćdziesiąt dwa. - wyktusiła z siebie jąkającym się głosem. Usadysfakcjonowana Rose tylko się usmiechnęła, wstała i odeszła.

                                [...]

Nie spalam całą noc, jedyne o czym mogłam myśleć to biedna Emma, torturowana i przepytywana. Gorszej być nie mogło...
Godzinę przed 9;30 postanowiłam wyjść, lepiej żeby na mnie nie czekali.

Siedziałam na ławce i czekałam bardzo, ale to bardzo cierpliwie. Jedyne co mi towarzyszyło to mój telefon, który swoją drogą cały czas dzwonił. Jedyna osoba, która by się mną tak przejmowała to Peter, czy jak to inni mówią SpiderMan. Nie mogłam odebrać, bałam się.
Po kilkunastu minutach usłyszałam delikatne a jednak głośne kroki. Gwałtownie wstałam i zaczęłam się rozglądać, to ona...jest sama?
- Rose! - krzyknęłam do niej, gdy zauważyłam, że zaczęła się za mną rozglądać, na mój skromny widok jedynie się uśmiechnięła, jedna z wielu rzeczy jakiej w niej nienawidzę to jest właśnie ten tępy uśmiech.
- Aca! No już się bałam że nigdy cię nie zobacze! A tu jednak jesteś. - mruknęła. - Sprawa jest prosta, ty mi powiesz gdzie ukryłaś C22, a ja wypuszczam twoją psiapsiółeczkę. - zachichotała, po czym szybkim krokiem się do mnie zbliżyła, próbując wyczytać odpowiedź z moich oczu. Co robić? Nie, nie mogę.
- Rose... Przestańcie! Jak daleko jesteś w stanie się posunąć żeby zadowolić tego debila? Projekt C22 działa, gdyby ktos go rozprowadził chmurą dymną to by zabiło każdego, każdą żywą osobę w tym jebanym mieście. Naprawdę tego chcesz? - powiedziałam z uniesionym tonem brutalnie kładąc jej rękę na ramieniu. Sądząc po jej minie ten plan jednak był prawdziwy, to kolejny powód by im tego nigdy nie oddawać.
- A co ty możesz wiedzieć?!- wyrwała mnie swoim głośnym i piskliwym głosem z moich rozmyśleń i odepchnęła mnie od siebie z całej siły.
- Nie obchodzą mnie już twoje żałosne, fałszywe słówka. Albo mi to grzecznie przekazesz albo ona zginie, rozumiesz czy nie? - dodała chłodno i zmierzyła mnie swoim lodowatym wzrokiem. Głęboko westchnęłam, przecież ona ja zabije!
- Rose, jestem w stanie poświęcić swoje życie, tylko żebyście tego nie znaleźli. Czy ty napraw...- nagle przerwał mi jej głośny śmiech. Chyba czegoś nie rozumiem, co w tym jest takiego śmiesznego?
- Czy...Czy ty serio porównujesz wasze życia do siebie? - ledwo cos wyktusiła przez ten śmiech, lecz po chwili spoważniała i spojrzała na mnie poważnie. - Różnica jest taka, że twoje życie gówno znaczy, nie posiadasz przyszłości. A ona? Jest ambitna, śliczna i płodna! Przecież aż serce mi się kraja na samą myśl zabicia jej pięknej i niewinnej przyszłości. Acacia, masz krew na rękach! Nie uciekaj od tego. - stwierdziła i oczekiwała mojej reakcji. Te słowa... One mnie zabolały, zabolaly tak mocno, a jednak były tak prawdziwe. Jedno jest pewne, nie przegram z tą szmatą! Zamknęłam oczy, gdy już poczułam napływające łzy i krzyknęłam.
- Nie oddam wam tego! - zaskoczenie na jej twarzy było wręcz śmieszne, mimo wszystko czuję jakby jakas część mnie umierała. Wkurzona dziewczyna wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała jakiś numer, chwile czekała na odpowiedz po czym jak ktoś się z nią połączył wydała krótką komendę. - Zabij. - i się rozłaczyła. Automatycznie upadłam na kolana. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie mogłam cię uratować! Musisz się poświęcić dla dobra innych, przepraszam, Emma!
- Niedługo zdechniesz tak jak wszyscy twoi bliscy, których tylko napotkam na drodze. - syknęła przez zęby, po chwili odwróciła się na pięcie i zniknęła z mojego pola widoku. Nienawidzę jej, nienawidzę tej pierdolonej organizacji, nienawidzę siebie.

                      ~time skip~

Minęło już dwa dni od mojego wyroku śmierci na moją najlepsza przyjaciółkę. Cały ten czas siedziałam w domu, zajadając od czasu do czasu jakąś zupę z puszki. Telefon pewnie już dawno się rozładował, nie myłam się ani razu, chyba trzeba się opamiętać... Nagle uslyszałam pukanie do drzwi, nie wstanę, nie mam siły. Po pewnym czasie pukanie ustało, jednak słychać było jakies kroki.
- Acacia! Jesteś w domu? - po całym mieszkaniu rozległo się echo męskiego głosu Parkera.
Z wielkim trudem wstałam z podłogi i udałam się do źródła dźwięku.
- Peter. - mruknęłam tylko z bladym uśmiechem do chłopaka a ten na mój widok od razu wypuścił powietrze, jakby mu ulżyło i do mnie podbiegł.
- Bałem się, że coś się stało! Jesteś wspaniałą przyjaciółką, choć znamy się tak krótko, nie mam zamiaru cię stracić. - powiedział stanowczo, po czym mnie lekko objął. Przeszły mnie dreszcze, gdy tylko chłopak mnie dotknął, jak ja mam mu powiedzieć, że skazałam jego przyszłą niedoszła na śmierć?! Odsunęłam się od niego dwa kroki, po czym wzięłam wielki wdech.
- Emma nie żyje. - stwierdziłam szybko i patrząc mu w oczy próbowałam powiedzieć, że to moja wina, jednak tylko próbowałam. Na jego twarzy zagościł widoczny smutek i szok, przepraszam Peter.
- Co? Ale jak to? Czekaj chwila co? - wydukał zakłopotany po czym dodał. - W jaki sposób? - wpatrywał się jedynie w moje oczy oczekując jakiejś odpowiedzi typu: 'Ja tylko żartowałam'. Wybacz, ale tego nie usłyszysz. Chwile myślałam co mu powiedzieć, postanowiłam skłamać.
- Miała wypadek, samochodowy. Tak wiem, bardzo tragiczna rzecz, ale jedyne co możemy zrobić to mieć nadzieje, że znajduje się teraz w niebie. - rzekłam spuszczając wzrok na ziemie. Nie wiedział co powiedzieć, właściwie lepiej by było jakby nic nie mówił. Nastąpiła martwa cisza. - Jak tu wszedłeś? - zapytałam z lekkim uśmiechem wyrywając go najwidoczniej z rozmyśleń.
- Co? A, okno. Przez okno, było otwarte. - lekko się zajakał, odwzajemniając wymuszony uśmiech. No tak, przecież to SpiderMan. Cicho się zaśmiałam i zmierzyłam w stronę kuchni.
- Zrobię kawy, idź rozgość się w jakimś pokoju, jednym słowem czuj się jak u siebie. - na te słowa szatyn przytaknął i udał się w stronę mojego pokoju, dobrze trafił. Zagotowałam wody, po kilku minutach czekania wreszcie mogłam zalać dwa kubki. Oczywiście najpierw dodałam tam dwie łyżeczki kawy, mocno i szybko wymieszałam zawartość po czym bezmyślnie dodałam mleka.
- Cholera...- mruknęłam pod nosem. - Peter! Pijesz z mlekiem czy bez?! - krzyknęłam w stronę mojego pokoju oczekując jakiejś odpowiedzi, której oczywiście nie otrzymałam. Grobowa cisza. - Peter?! - krzyknęłam jeszcze raz powoli zmierzając w stronę miejsca pobytu chłopaka. Serce mi stanęło, gdy nie słyszałam żadnej odpowiedzi. Jednak on stał przed drzwiami od łaznienki patrząc na mnie z lekkim przerażeniem.
- Cos się stało? - zapytałam lekko się uśmiechąjąc i powoli podchodząc do niego.
- Aca, mam tylko jedno pytanie. Skąd w twoim pokoju tyle krwi?

.......

Auu, wreszcie! Lece pisać następny rozdział, z góry przepraszam za błędy!

Dla przypomnienia:

Acacia - Akejsza
Aca - Aka

Vote/Com?

~Thorcik

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 11, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Amazing Spider-Man | Peter Parker/Spider-ManOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz