Epidemia powoli otworzyła oczy. Nie, żeby się bała. Widok wirujących gwiazd, komet przecinających pustą, ciemną przestrzeń czy mijane w zawrotnej prędkości światy różnych kształtów i rozmiarów... po prostu lepiej tego nie oglądać.
- Gdzie jesteśmy? - wypaliła Wojenka, rozglądając się po otoczeniu. Epidemia poszła za jej przykładem.
Znajdowały się w starym magazynie. Pod wysokim, wspieranym metalowymi belkami sufitem gnieździło się kilka jaskółek, wypełniając przestrzeń swoim świergotem. Wszechobecne pajęczyny świadczyły o tym, że to nie jedyne zwierzęta w tym budynku. Nawet ludzie nie unikali tego miejsca, ale porozrzucane butelki wskazywały na niezbyt wysoką kulturę odwiedzających. Szare ściany, oświetlane przez dziury w suficie, również nie napajały pozytywną energią.
- Witamy na Ziemi - odparł stojący kilka metrów dalej bardzo wysoki mężczyzna o skórze prawie tak ciemnej jak rodowity mieszkaniec Krullu. Miał na sobie koszulę w czerwoną, białą i bordową kratkę, granatowe spodnie z nieznanego dziewczynkom materiału oraz czarne buty. Ubrania leżały na nim jak na wieszaku, a wystające spod rękawów ręce były przerażająco chude. Jego włosy zapleciono w długie dredy, lekko zasłaniające gładko ogoloną twarz w kształcie wydłużonego pięciokąta. Między parą błyszczących jak noc oczu znajdował się szeroki nos. - Jestem ziemskim Głodem i będę się wami zajmował przez najbliższy czas.
- Powiedzieli ci, co to oznacza? - zaciekawiła się córka Wojny.
- Tak.
- Ou.
- Widzę, że się przygotowałeś - zauważyła Epidemia, wskazując dłonią przytoczony do jego pasa miecz.
- Gdzie jest twój koń? - zaciekawiła się Wojenka, rozglądając się po pomieszczeniu. Czym w końcu był Jeździec bez swojego wierzchowca?
- Bwr - odezwał się stojący w rogu magazynu wehikuł. Miał jedynie dwa czarne koła połączone skomplikowanymi metalowymi mechanizmami. Nad pierwszym z nich paliło się szklane oko, nad którym wykręcały się w boki, wyglądając jak uszy bądź rogi.
- Anoreksjo, to jest Epidemia i Zerwanie Stosunków Pokojowych. Dziewczynki, to jest Anoreksja.
- To nie jest koń - sprzeciwiła się córka Wojny.
- Bwrm! - warknął pojazd. Wojowniczka oparła się o drzewce swojej włóczni i rzuciła maszynie wyzywające spojrzenie.
- Anoreksja może się przemienić w dowolny środek transportu - wyjaśnił spokojnie Głód, przyglądając się dziewczynkom. Niższa miała okrągłą twarz i krótkie, czerwonawe włosy rozrzucone wokół głowy, na kształt rozczochranej aureoli. Bursztynowe oczy błyszczały niebezpiecznie, przypominając o swojej niezwykłej naturze. Na ustach zagościł szeroki uśmiech, sugerujący słabo ukrywane szaleństwo. Jej wiek był trudny do określenia; chyba coś pomiędzy dzieckiem a nastolatką, a może oba jednocześnie. Wokół szyi zaplotła szalik z czerwonej wełny, aktualnie ubrudzony kurzem i pyłem. Ciało zakrywała ciężka, pozłacana zbroja. Do pasa przytoczyła kilka noży oraz półtoraręczny miecz z pozłacanym jelcem wygiętym w stronę ostrza. Kryło się w niej coś dzikiego i nieokiełznanego. Coś, co ma w sobie tylko najbardziej krwawa walka. Biła od niej aura siły, potęgi oraz wyjątkowej odwagi lub, jak kto woli, skrajnej głupoty.
Tuż obok otrzepywała się z kurzu brunetka o intensywnie zielonych oczach. Cechowała się pociągłą, szczupłą twarzą i trójkątną szczęką. Jej skóra przybrała niezdrową, zielonkawą barwę, a pod oczami przechodziła w bardzo ciemny odcień. Epidemia była zdecydowanie wyższa od Wojenki. Ubranie miała raczej eleganckie i schludne, przywodzące na myśl modę z dziewiętnastego wieku. Wymaglowana, śnieżnobiała koszula, długa, ciemna spódnica oraz naszyjnik ze szczurzą czaszką. Na ręce założyła czarne, winylowe rękawice sięgające łokcia, a proste jak druty włosy utrzymywała opaska ciemnych gogli. W dłoni ściskała pasek niewielkiej, skórzanej torby.
CZYTASZ
Piesi Apokalipsy
ComédieZastanawiałeś się kiedyś jak to jest być Jeźdźcem Apokalipsy? Same nie mamy pojęcia, ale niedługo się dowiemy, bo jako dzieci dwójki z nich, powinniśmy odziedziczyć to stanowisko. Jedyny problem jest taki, że... Właściwie to my jesteśmy problemem...