To był najpiękniejszy moment w jej życiu, siedziała z chłopakiem swych marzeń ~ Tamanim. Pięknym, wysportowanym czarnowłosym wokaliście rockowego zespołu o niebieskich oczach. Rzadko się to zdarza, czarne wlosy i niebieskie oczy. I-de-al-nie. Pomyslała dziewczyna z łobuzerskim usmieszkiem, coraz bardziej przysuwajać się do swojego towarzysza. Wokół nich rozpościerała się wielka łąka i las, tak duży i obszerny że nawet myśliwi się w nim potrafili zgubić. Nieopodal tego miejsca płyneła rzeka, tak samo wolna i bestroska jak teraz Lizzy. Dziewczyna ocknela się ze swojego rozmarzenia i spojrzała chłopakowi głęboko w jego oczy, tonąc w morzu uczuć. Tak można było opisać jego oczy. Jak morze. Gdy już stykali się nosami przez Lizzy przeszedł miły dreszcz gdy Tamani wypowiedział już po raz drugi jej imie. Miał taki słodki ale męski głos. Kochała to. Jak ona uwielbiała słuchac jak on mówi. Jego glos byl najwspanialszą piosenką
-Elizabeth.. Elizabeth..
-Tak, Tamani?- odparła rumieniąc się uroczo
-ELIZABETH! Gdzie ty do cholery jasnej widzisz we mnie Tamagochi?!- w tym momencie to co ujrzała nawet w najmniejszym stopniu nie przypominało łąki ani co najgorsze Tamaniego. To tylko jej brat, Eren.
-Och boże, jak ty w słowie Tamani mogłeś usłyszeć Tamagochi? Tamani, Taa-Maani
, Ta-ma-ni, TAMANI. Nie ma g, słyszysz? Tamani, nie Tamanig- oburzyła sie wściekła dziewczyna siadając na łóżku. Stara pościel w kwiaty świetnie się komponowała z całym jej pokojem utrzymanym również w stylu vintage.
-No dobra ksieżniczko, mama cię woła na śniadanie więc masz natychmiast zejść bo inaczej popamiętasz- odparł obojętnie Eren oczywiście używając jak zwykle zwrotu "księżniczka" tylko po to by jak najbardziej wkurzyć siostre
-Mam sie cie bac?- zapytała z ironią
-To słowa mamy, ale sądze że sam fakt że możesz mieć zimne mleko cię motywuje do zejścia na dół.
-Tak, tak bardzo- usmiechneła się blado dziewczyna i wyszła za bratem.
Naprawde bardzo lubiła swojego brata, był jedynie o rok od niej młodszy ale był bardzo przystojny. Można było powiedzieć że przypominał nawet Elizabeth. Tak samo jasne, tlenione blond włosy, te same oczy i ten sam wyraz twarzy. Z tym wyjątkiem że Lizzy miała te włosy dłuższe ale nieznacznie bo cienkie wlosy dziewczyny ledwo sięgały przed ramiona.
W kuchni przywitała ich z uśmiechem mama ciesząc się że jej córka jednak nie przespała całego dnia jak się zakładała z synem. Kobieta nie miała za wiele do roboty gdyż mieszkała samotnie z dwójką swoich dzieci i matką. Jej mąz umarł 5 lat temu i do tego czasu nie znalazła sobie kogoś innego, nie chciała. Całe dnie rozwiązywała krzyżówki pogrążając się w swojej depresji. Pracowała dorywczo jako fotomodelka ale fakt że jest piękna i chuda jak na swój wiek 39 lat nie dawał jej szczęścia. Z całych sił kochała swoją mała rodzine i robiła wszystko jak najlepiej żeby im sie dobrze żyło. Jedynie czasem humory córki krzyżowaly jej plany.
-Lizzy, możemy chociaż dzisiaj zjeść razem śniadanie?- spytała z nadzieją matka
-Jeszcze czego, nie mam czasu- odburkneła, złapała miskę i pobiegła do siebie. Tam usiadła przy biurku włączając laptopa. Nie po to żeby jak wszystkie typowe ździry (czyt. Dziewczyny) zaaktualizować swój status na fb żeby wszyscy wiedzieli że właśnie je śniadanie i dodać jeszcze z tego jakieś selfie. Nienawidziła, szczerze nienawidziła takich pustych dziewczyn z którego facebooka można było się nawet dowiedzieć kiedy idą do toalety, nie zapominając o sławnym selfie w lustrze. Ona taka nie była, była inna. Może wyjątkowa? Kto wie. Inni traktowali ją jako dziwaczke. A zajrzała z rana do laptopa żeby przeczytać kolejny rozdział książki na wattpadzie. Uwielbiała czytać talenty innych, szkoda że ona nie ma do niczego talentu. Zawsze się tym zadręczała że jest do niczego i niczego nie umie.
Dziewczyna tak zaczytała się w książke że nie zauważyła jak jej najlepsza przyjaciółka Mercedes właśnie spogląda do jej pokoju -Panno Elizabeth Woolridge Grant! Co panna se wogóle myśli? Wie panna która godzina?- powiedziała z udawaną powagą przyjaciółka
-Yym.. 7?- odpowiedziała dławiąc się śmiechem Lizzy.
-7:45, a wiesz że o 8:00 zaczynają nam się lekcje?- odparła rozbawiona Mers
-Kurde, CHWILA TO ZAJMIE CHWILE- wrzasneła dziewczyna po czym gwałtownie odepchneła się od biurka i poleciała wraz z obrotowym krzesłem na szafe. Z niej wytrzasneła pare ciuchów oczywiście z jej ulubionych lumpeksów. Zgrabnie zrzuciła piżame i narzuciła lekką białą koszulę i czarne spodenki z wysokim stanem. Nie miała problemu rozebrać się przy Mercedes, od dziecka razem sie kompały, ubierały i bawiły własnym ciałem. Jak dziwnie by to nie zabrzmiało. Nagość nie jest czymś wstydliwym, każdy ma to samo tylko w innych proporcjach.
Elizabeth teraz szybko pobiegła do toaletki obok drzwi, rozczesała swoje włosy nie bawiąc się w jakieś wymyślne fryzury. Nie miała w sumie nawet z czego. W przeciwieństwie do Mercedes która swoje piękne, długie rude włosy związała w niedbałego koka z którego wypływało mnóstwo kosmyków. Naprawde bardzo zazdrościła urody Mery, duże zielone oczy, naturalnie długie rzęsy, wysoka, zaokrąglona gdzie trzeba, jedyną jej wadą były małe usta, ale przy tak idealnym..wszystkim! To nie było wogóle zauważalne. Lizzy niby też nie była taka brzydka miała pełne usta, jasnoniebieskie oczy, blada, delikatna cera ale niestety strasznie płaska i chuda. Dość, ona nie mogła się tak wiecznie kompleksić. Inaczej by dawno wykitowała.
Chwyciła tylko swoją brązową listonoszkę, wsuneła na swoje gołe stopy kremowe baleriny i popędziła z przyjaciółką do wyjścia. Krzykneła na odchodnym mamie że wychodzi i udały się w stronę szkoły. Elizabeth nie wzieła niczego na ramiona, w końcu za tydzień wakacje. Lecz szybko pożałowała swojej decyzji gdyż wiatr wiał mocno rozwiewając włosy dziewczyny na wszystkie strony.
-Ok, no to mam dwie propozycje. Jest 7:58 albo idziemy na lekcje i dostajemy opierdziel od pani od fizyki, albo wagarujemy- zaproponowała Mercedes
-Em, wybieram opcje pierwszą- zadeklarowała Lizzy
-Ale czemu?- zasmuciła się przyjaciółka
-Mam za dużo nieobecności, nie chcem jeszcze bardziej dołowac babci i mamy
-No to biegnijmy bo ja nie chcem żeby pani Cuba się na mnie uwzieła- i dziewczyny szybko pobiegły do szkoly
*********
-Jest.. trzy..po..- wydukała Elizabeth nabierając powietrza
- Dobra, no to.. wchodzimy- odparła Mercy zginając się w pół. Po minucie dziewczyny już mogły spokojnie oddychać i smiało weszły do klasy. Ich oczom ukazał się przystojny chłopak. Ale zaraz, zaraz.. te włosy, ten styl, ten..
-Grant! Paralageih! Mogłam się tego po was spodziewać!- zazwyczaj straszna i wredna pani od fizyki teraz wydawała się.. ROZBAWIONA?- siadajcie do ławek ale wcześniej poznajcie nowego ucznia - Oto Tamani Klark- uśmiechneła się i wskazała ręką na chłopaka. Elizabeth była zdolna tylko otworzyć ze zdziwienia buzię i szepnąć "co ty tu robisz"
CZYTASZ
Born To Die
FanficChlopak marzen, slawa, wrogowie, przyjeciele Co wybierze Lizzy? O nietypowych problemach Fanfic about Lana Del Rey