- Więc mówisz, że Adonis kopnął w tyłek Amy, przyszedł do Ciebie pijany i obściskiwaliście się na ścianie? - Mick z szelmowskim uśmiechem patrzył na mnie.
- Nie było żadnego obściskiwania, nie dopowiadaj sobie - pomachałam mu nożem przed twarzą.
- No, ale przyparł Cię do ściany, tak?
- Tak.
- I mówisz, że poszedł, bo nie chciał zrobić czegoś głupiego, tak?
- Tak.
- Brawo, byłaś o krok od seksu - poklepał mnie po ramieniu na co dostał palcem prosto w żebra.
- Przestań, bo więcej nic Ci nie powiem.
- Dobra już dobra, ale jak tak na to patrzę, to w końcu i tak wylądujecie w łóżku - wyszczerzył się i dostał kawałkiem polędwicy w twarz - za to Ci nie daruje - rzucił we mnie jajkiem, które rozbiło się na moim kitlu i obryzgało mi twarz.
- Zabije Cię za to - rzuciłam nóż na deskę i złapałam w ręce dwa jajka. Jedno rozbiłam mu na głowie a drugie na tyłku.
Stał tak ociekając jajkiem a ja nie sądziłam, że ma jeszcze ochotę toczyć tą bitwę. Kiedy pewna tego, że wygrałam odwróciłam się. Po kilku sekundach stałam cała wymazana w syropie klonowym. W afekcie złapałam pojemnik z mąką i zanim zdążyłam wysypać na niego pojemnik, złapał mnie i przyciągnął do siebie, robiąc dokładnie to co ja chciałam.
- Dobra, stop! - krzyknęłam ledwo widząc przez ściekający syrop z mąką z mojego czoła.
- Nie wygrasz ze mną, Eliz - wyszczerzył się - teraz musimy tu posprzątać.
Cala kuchnia była w mące, dobrze, że już skończyliśmy obsługiwać gości na dzisiaj.
- Elizabeth - Mendy, która weszła na kuchnię, widząc mnie i Micka zamarła - to może ja powiem, żeby przyszedł później.
- O co chodzi? - starałam się udawać, że sytuacja sprzed chwili w ogóle nie miała miejsca.
- O catering na święta.
- Już idę.
Wytarłam tyle ile mogłam w ręcznik papierowy i z wysoko uniesionym czołem wyszłam do baru, gdzie jak się okazało, ku uciesze Micka, siedział nie kto inny a Adonis.
- Cześć Tom, w czym mogę Ci pomóc? - usmiechnełam się do niego, choć syrop zaczynał mi dolatywać do biustonosza i naprawdę wiele kosztowało mnie, żeby nie zacząć go tam poprawiać.
- Cześć. Wyglądasz - tu zaczął się śmiać jak potłuczony - apetycznie i do tego pachniesz - nachylił się, żeby mnie powąchać - jak pancake.
- Bardzo zabawne, tak to jest jak się zatrudnia duże dzieci - Mick, który wyszedł za mną z kuchni zaczął się śmiać na mój przytyk i pokazał mi język - mówiłam, dzieci. Wracając do tematu, o co chodzi?
- Mógłbym zamówić u Ciebie pieczonego indyka? Chciałbym zabrać go do rodziny na święta.
- Tak, Mendy daj mi kalendarz - wyciągnęłam rękę po kajet i otworzyłam, słabo mi się zrobiło od ilości zamówień jaka nas czeka przez następne cztery dni - na kiedy chcesz tego indyka? - podniosłam głowę i dostrzegłam, że w magiczny sposób zostaliśmy sami.
- Najlepiej na dwudziestego czwartego, mogłabyś zrobić jeszcze pudding? - zaczęłam jeździć palcem po kartce i wpisywać w pojedyncze wolne rubryki, to co chce zamówić.
- Tak, coś jeszcze?
- I może jeden duży i uroczy pancake - uśmiechał się a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić.
CZYTASZ
cнeғ / тoм нιddleѕтoɴ \ Zakończone.
Fiksi PenggemarGdyby nie gapiostwo i zrządzenie losu, gdyby tamtego dnia pewien pisarz nie wylał kawy w operze na swoją przyszłą żonę, to trzydzieści dwa lata temu, Elizabeth Bennett nie zagościłaby na tym świecie. A mając taki początek swojego życia mogła się spo...