3

148 10 33
                                        

Czułam jego dłonie gdy zjeżdżały w dół moich ud, zostawiając na nich delikatne siniaki. Pociągnął za moją nogę w łydce, zarzucając ją sobie na ramię, gdy schylał się, zaczynając pieścić mnie językiem tam, gdzie go potrzebowałam.

Moje oczy zabłądziły w stronę okna sąsiada. Leżał na swoim łóżku odwrócony do mnie plecami.

Przekręciłam oczami, wracając do rzeczywistości. Ciągnęłam za końcówki włosów chłopaka, jęcząc i ponaglając go, żeby przyspieszył.

- Clinton - jęknęłam, kończąc.

- Co? - chłopak zmarszczył brwi, unosząc się na rękach, rzeźby nabrać dystansu. Odgarnął swoje jasne długie do szczęki włosy.

- Nic, połóż się, teraz moja kolej - powiedziałam do niego, dotykając jego nagiego torsu.

- Powiedziałaś czyjeś imię. Słyszałem - chłopak spojrzał na mnie sfiksowany.

- Nic takiego, po prostu ostatnio oglądałam dokument o Billu Clintonie - skłamałam, dotykając delikatnie jego ramienia.

- Jesteś dziwna - prychnął chłopak, kładąc się obok mnie, zerkając pod kołdrę - Opadł mi.

Westchnęłam, odkrywając swoją klatkę piersiową.

- A ty zawsze szybko kończysz - powiedziałam z jadem, widząc jak chłopak wkłada na siebie bieliznę i spodnie.

Może powinnam być bardziej rozsądniejsza i nie powinnam sypiać z byłym chłopakiem, ale niestety nie miałam pomysłu co mam zrobić z tym napięciem seksualnym w środku mnie. Wyobrażałam sobie że Simon jest Clintonem, co było trudne zważając na to jak bardzo posturą był od niego różny. Simon był chudy jak ty zła i wysoki, zaś Clinton... Mogłam tylko pomarzyć o wbijaniu paznokci w jego ramiona, gdy doprowadza mnie na skraj kontroli.

Przygryzłam wargę, czując dziwne uczucie w środku... Rozczarowanie? Wszystko możliwe.

Spojrzałam na okno, widząc jak chłopak przechodza się po pokoju z ołówkiem I kartką. Położyłam głowę na poduszce, patrząc na niego, gdy w zamyśleniu pociągał za swoje kosmyki.

Przygryzłam palec, patrząc na to co robił.

Wydawał się taki mocno złapany w swoim świecie. Zastanawiałam się co mógł robić. Pisać tekst do piosenki, może muzykę? A może po prostu układał sobie grafik?

Usnęłam wpatrzona w niego niczym w żywy obrazek, jak to co noc od jakiegoś tygodnia.

***

Wzięłam do ust gorzką pigułkę, połykając ją szybko, popijając wodą. Dzisiejsza noc byla bardziej pełna samotności, niż wszystkie. Czułam strach wszechobecny w każdej ścianie, w każdej komórce mojego ciała. Musiałam sobie pomóc przestać się bać. Usiadłam na kanapie, włączając telewizor.

Animal Planet. Życie orek na ekranie. Roześmiałam się, wysypując kolejną tabletkę na swoją rękę, połykając ją. Czułam narastające poczucie bezpieczeństwa i humoru, śmiejąc się z głupiego migania obrazków na ekranie. Poczułam wodę tuż przy moich stopach.

Spojrzałam w dół, zauważając jak z telewizora wypływa woda. To wszystko przez te orki. Chlapały nią na wszystkie strony.

W pewnym momencie przeraziłam się, zauważając, jak woda sięga do mojej talii.

Wstałam starając się wyjść z mieszkania. I do cholery zaczęło cieknąć ze ścian.

Wyszłam z mieszkania, ciągnąc za swoje związane w kitkę włosy. Czułam zaniepokojenie. Miałam wrażenie że cała jestem mokra gdy szłam korytarzem do mieszkania obok. Zapukałam ale nikt nie otwierał.

Postanowiłam pójść do jedynego miejsca, gdzie byłam pewna że ktoś jest. Do sąsiada z naprzeciwka.

Trochę długo mi to zajęło, ale dotarłam pod odpowiednie drzwi.

Zapukałam głośno, zaczynając walić w drzwi, gdy nie usłyszałam pierwotnie odzewu. Potrzebowałam pomocy.

Drzwi otworzył mi właśnie on, patrząc na mnie z zaniepokojeniem przemieszanym z irytacją.

- Co ty tu robisz, Penny? - zapytał zdziwiony, marszcząc brwi.

- Nie jestem Penny - oplotłam swoje ciało rękami. Było mi zimno - Mam na imię Paige.

- O co chodzi Paige? - wyraźnie zaakcentował moje imię.

- W moim mieszkaniu jest powódź. Potrzebuję pomocy. Nie mogę nikogo znaleźć... Mieszkam sama w mieszkaniu naprzeciw i... - czy ja właśnie zaczęłam płakać? Nie miałam żadnej kontroli nad swoimi emocjami.

- Jesteś pewna, że to powódź? - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, opierając się o futryne. Zobaczyłam na jego twarz coś jakby na kształt uśmiechu? Czyżby się że mnie nabijał?

- Ja nie żartuję, zobacz jaka jestem mokra - pokazałam na swoje spodnie i skarpety, które były kompletnie klejące.

- Widzę - roześmiał się, chowając twarz w dłoniach.

- Co cię tak śmieszy?! - uderzyłam go - Potrzebuje pomocy, za chwilę woda sięgnie do sufitu! - wyjęczałam, skacząc po korytarzu.

- Dobra, jak ta "powódź" się zaczęła? - zapytał, starając się pohamować śmiech.

- Te wstrętne czarne cholery zaczęły ją wychlapywać i zaczęła się przelewać z telewizora i potem ze ścian... Te budynki wcale nie są szczelne - westchnęłam.

- Wiesz, Paige, wracaj już lepiej do siebie i pójdź spać - prychnął śmiechem, próbując zamknąć mi drzwi przed nosem.

- Ale mnie zlało, dlaczego mi nie uwierzysz?! Nie mogę tam wrócić! - wepchnęłam się do środka jego mieszkania, zaczynając głośno płakać - Czy mam zadzwonić na policję, czy co ja mam zrobić, Clinton?

- Nigdzie nie dzwoń - zapewnił mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu - Przestań płakać, pójdę tam z tobą i pokaże że nie masz się czego bać. Wykurzę to czarne coś z twojego telewizora.

- To orki - powiedziałam, robiąc skwaszoną minę.

- W takim razie te orki - miałam wrażenie że ciągle się że mnie naśmiewał.

- Co jest w tym takiego śmiesznego? - spojrzałam na niego rozczarowana.

- Nic, nic, to straszne. Już idziemy ci pomóc - zapewnił, chwytając moją rękę, wyciągając mnie na korytarz.

Szliśmy jakiś czas aż znaleźliśmy się pod moimi drzwiami. Brunet położył dłoń na klamce, a ja położyłam na niej swoją.

- Uważaj - ostrzegłam go.

- Nie niepokój się, skarbie. Dam sobie radę - powiedział kręcąc głową z uśmiechem Błądzącym na jego wargach, gdy nacisnął klamkę.

Przeszły mnie dreszcze. Jednak mieszkanie okazało się kompletnie suche.

- Jak...? - weszłam za nim do środka, zdziwiona rozglądając się wokół.

- Stąd wyciekało? - zapytał rechocząc chłopak, oglądając telewizor z przodu i z tyłu - Nic nie cieknie, są w zamknięciu, mała.

- Wiem jak to teraz wygląda ale przysięgam przed chwilą jeszcze...

- Widzę winowajcę tutaj - chłopak wziął w dłoń fiolkę z lekami - Nie dziwię, się że masz jazdę, na twoją wagę wystarczą dwa żeby mieć niezłą jazdę - roześmiał się, biorąc jedną, połykając ją.

- Dzięki, na prawdę nie wiem co ci powiedzieć, dziękuję - język mi się plątał, gdy przytuliłam go, przy drzwiach wyjściowych.

- Dobranoc Paige... i wiesz tamten gość musiał byś słabym poskromicielem orek - odparł ze śmiechem, klepiąc moje ramię, wychodząc z mieszkania.

Zostałam sama. Co to właściwie było? Co ja najlepszego zrobiłam?

////

Kiedy weźmiesz Tidal Wave zbyt serio  😂

THE DRUG // CLINTON CAVE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz