2

156 7 24
                                    

*Dwa dni później*

Dzisiejszy dzień mijał mi powoli na remanencie. Zastanawiałam się jak będzie gdy wrócę do domu, zmuszona, żeby siedzieć sama. Powinnam przestać tak dużo o tym myśleć, bo to nie jest dla mnie wcale dobre.

Nie lubiłam cyferek, zlewały się mi w jedną wielką papkę. Miałam wrażenie że moja głowa umiera, gdy wracałam do mieszkania po tylu godzinach pracy. Była sobota, a ja nie byłam w klubie, ani nie spędzałam czasu z przyjaciółmi. Od rozstania z chłopakiem pół roku temu nie miałam ochoty na przebywanie w towarzystwie przyjaciół. Do tego jakoś ja byłam osobą, którą winiono, nawet chociaż prawda była inna.

Ale to ja dałam z siebie zrobić kozła ofiarnego. Kompletnie zmęczona weszłam do środka, czując jak wszystkie emocje opuszczają mnie, zostawiając tylko pustkę. Zaświeciłam światło w kuchni. Zjadłam prędką kolacje złożoną z wafli ryżowych i masła orzechowego. Może powinnam jeść więcej bo wyglądam jak chodzący szkielet, ale po prostu nie byłam w stanie. Leki, stres, wszystko powodowało że nie chciałam nic jeść.

Popiłam wszystko sokiem, idąc do sypialni, gdzie zaświeciłam małą lampkę, wyjmując książkę. Zaczęłam czytać i nie wiedząc kiedy moje oczy zabłądziły w kierunku okna mieszkania naprzeciw.

Ku mojemu zdziwieniu sąsiad tam był. Leżał na łóżku z laptopem. Przyglądałam mu się. Jego włosy jak zwykle zebrane w kok. Zastanawiałam się jak długie muszą być pod spodem. Jego twarz zastygnięta w takim samym grymasie. Jego twarz, jego mocno zaznaczone ramiona i ręce na których zaznaczały się pojedyncze tatuaże... Mogłam na niego patrzeć w nieskończoność.

Tak bardzo marzyłam żeby teraz leżał obok mnie. Nie wiedziałam dlaczego. Przecież to był mi kompletnie obcy człowiek. Byłam wariatką. Ale z drugiej strony, spoglądając na to inaczej, byłam bardzo samotna... I on też na takiego wyglądał.

Najgorsze w byciu samotnym jest to, że trudno przestać, kiedy się zacznie. To tak jak z uzależnieniem.

Wstałam z łóżka, idąc do kuchni, żeby wyjąć sobie z szafki tabletki nasenne. Zdecydowanie potrzebowałam snu. Nie powinnam marnować nocy na obserwowanie nieznajomych mi ludzi.

Przęłknęłam gorzką tabletkę, idąc do łazienki wziąć prysznic. Kiedy wróciłam, sąsiad stał odwrócony plecami do mojego okna, wykonując niezidentyfikowaną przeze mnie czynność.

Westchnęłam, zrzucając z siebie ręcznik, wkładając na siebie majtki i koszulkę, zanim ułożyłam się wygodnie na łóżku.

Odwróciłam się plecami do okna, odpływając w sen.

Nie mogłam żyć w ten sposób, tylko patrząc na kogoś przez szybę.

Musiałam zacząć poznawać nowych ludzi i przestać się zadręczać całym wszechświatem.

***

- Paige, idź rozłóż kartony z winylami - poinstruował mnie Carter, mój szef.

Udałam się więc na zaplecze, biorąc ze sobą nowy towar, kładąc pudło koło stoiska z winylami. Zaczęłam wyjmować opakowania, ustawiając je alfabetycznie w odpowiednich przegródkach.

W jednym uchu miałam słuchawkę, wijąc się w rytm muzyki. Nagle usłyszałam dzwonek, słysząc jak do środka ktoś wchodzi. Omal nie dostałam zawału, gdy zobaczyłam kto to. Był to ten sam mężczyzna... Sąsiad z naprzeciwka.

Jego włosy rozpuszczone pod czapką, we flanelowej koszuli i w ciemnych obcisłych spodniach z obniżonym krokiem.

Wydawał się za czymś rozglądać, po czym podszedł do lady. Ja nie wiadomo dlaczego, Schowałam się za regałem, obserwując z dala wszystko co się dzieje. Wszystko przebiegłoby bezboleśnie, gdyby nie mój szef.

- Paige, klient chce odebrać zamówienie! - zawołał, idąc na zaplecze.

Wstałam, podchodząc do lady, starając się nie patrzeć na mężczyznę.

- Jakie zamówienie, chce Pan odebrać? - wydukałam, patrząc zawzięcie w monitor, próbując powstrzymać drżenie rąk. Dlaczego zawsze w najgorszych momentach mnie zdradzały.

- Kostki - podrapał się nerwowo po karku.

- Nazwisko? - zapytałam, starając się powstrzymać drżenie głosu.

- Cave. Clinton Cave - powiedział, zerkając na telefon, gdy ja wklepałam dane w system.

- Jest Pan pewien... Bo nie ma żadnego zamówienia na to nazwisko - wymamrotałam lekko spanikowana. Wtedy byłam zmuszona nawiązać kontakt wzrokowy z rozmówcą.

Jego ciemne brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie przez chwilę, po czym jego wyraz twarzy zmienił się. Chłopak zaczął się śmiać? Byłam zdziwiona jego reakcją. Czy powiedziałam coś śmiesznego, czy może ją byłam śmieszna?

- Sorry, jestem myślami gdzie indziej - przeprosił, opierając się ręką o lade, chowając telefon do kieszeni - Mój kolega Christian Anthony to zamawiał.

- Ach pamiętam go - wpisałam zamówienie, znajdując numer paczki, po czym wyjęłam ją spod lady - Projektowałam sama te kostki. Miłego użytkowania. Jesteś z nim w zespole?

- Taa - wymamrotał bez emocji, kładąc pieniądze na ladzie - Słyszałaś o nas?

- Od twojego kolegi. Musicie być pewnie bardzo świetni, skoro nagrywacie album. Niewiele zespołów dostaje szansę... - Mój język o dziwo przestał się plątać.

- Tak, racja. Christian kazał mi oddać Ci za tamte kostki bo przypomniało mu się, że zapomniał zapłacić.

- Nie szkodzi - machnęłam ręką, biorąc pieniądze, wydając mu resztę.

- Dzięki za kostki, Paige - rzucił od niechcenia chłopak, kierując się do wyjścia.

Lekko rozczarowana Szłam w kierunku pudła z winylami.

- Paige? - usłyszałam od drzwi.

- Tak? - spojrzałam na chłopaka.

- Za parę dni w piątek mamy występ w El Ray, możesz wpaść. Wpiszemy cię na listę - powiedział chłopak z wyraźnym akcentem, wychodząc.

Uśmiechnęłam się do siebie. Czy on mnie gdzieś zaprosił, czy może raczej jego kolega kazał mu mnie zaprosić.

Do końca dnia miałam niedorzeczny uśmiech na ustach.

Wciąż byłam w szoku, ale jednocześnie nie mogłam się doczekać.

////

Taki no sobie filler ale mam nadzieję że jest spoko

THE DRUG // CLINTON CAVE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz