John POV.

2.6K 227 30
                                    

Obudziło mnie potworne uczucie zimna. Otworzyłem oczy i zrozumiałem, że zostałem oblany kubłem lodowatej wody. Przede mną, na krześle siedział nasz porywacz. Rozejrzałem się wokół nerwowo, lecz nigdzie nie było Sherlocka. Znajdowałem się w całkiem pustym pomieszczeniu bez żadnych okien. Z prawej strony znajdowały się białe drzwi. Zacząłem bać się o detektywa, nie wiadomo do czego jeszcze jest zdolny ten tajemniczy mężczyzna. Nie pamiętałem jak się tu znaleźliśmy. Wsiedliśmy z Sherlockiem do czarnego samochodu i po chwili wszystko się urwało. Próbowałem wstać, ale nie udało mi się to. Dopiero wtedy spostrzegłem, że mam skrępowane zarówno ręce jak i nogi. Czułem się strasznie senny, a światło, które dawała żarówka przyczepiona do sufitu, bardzo mnie raziło.

- Witam, doktorze Watson - mężczyzna wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu.

- Czego od nas chcesz? Co zrobiłeś z Sherlockiem? - zapytałem z trudem.

- Och, nie martw się. Twój przyjaciel biega pewnie wesoły po swoim Pałacu Pamięci - porywacz wstał i zaczął krążyć w kółko po pokoju. - Przedstawię ci się jako X, chociaż pewnie mało cię to obchodzi.

- Podałeś nam narkotyki - miałem ochotę rzucić się na niego i go pobić.

- O nie, nie - pokręcił głową przecząco. - Tylko jemu. Chcę, żeby trochę się zrelaksował przed czekającą go rozmową.

- Czego od nas chcesz? - zapytałem.

- Tylko parę niezbędnych mi informacji - wzruszył ramionami. - Pan Holmes doskonale wie o co chodzi.

- W takim razie czemu mnie tu trzymasz, skoro jestem ci niepotrzebny? - próbowałem wyswobodzić ręce, lecz mój wysiłek poszedł na marne.

- Każdy superbohater ma słaby punkt - X usiadł z powrotem na krzesło.

- Na pewno nie Sherlock. On jest jak maszyna, nie da się go złamać - starałem się brzmieć przekonująco. - Czekaj, czy ty sugerujesz, że ja jestem jego słabym punktem?

- Myślałem, że o tym wiesz - powiedział jakby to było oczywiste.

- Wybacz, ale to jest co najmniej śmieszne - nie rozumiałem co mężczyzna chce tym osiągnąć.

- Sławny detektyw zakochał się w doktorze - zaśmiał się. - Szkoda, że nie słyszałeś jak wołał twoje imię, gdy podawałem ci środek nasenny.

- Przestań - nie miałem pojęcia czy to co mówi jest prawdą.

- John, John, John! - zacytował teatralnie.

- Cholera jasna, powiedziałem, żebyś przestał! - krzyknąłem rozwścieczony. Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że to prawda. Przypomniały mi się wszystkie sytuacje, w których Sherlock naprawdę się o mnie martwił.

- Bo co? - miał rację, przecież nie mogłem mu teraz nic zrobić. Siedziałem bezradny, oparty o ścianę.

- Zabiję cię, przestrzelę cię na wylot - wysyczałem.

- Hmm, pomyślmy... Nie.

- Chcę się zobaczyć z Sherlockiem - powiedziałem stanowczo. Nie miałem pewności, że nic mu nie jest. Bałem się, że X podał mu za dużo narkotyku. Na szczęście nadzieja nie opuszczała mnie. W końcu, Sherlock robił to już nie raz... Tyle razy już przedawkował, cudem żyje.

- Nie ufasz mi? - podniósł brew.

- Jaką mam pewność, że nie skończył tak jak sierżant Donovan? - nie odpowiadałem na jego retoryczne pytania.

- Och, chodzi ci zapewne o tamtą dziewczynę. Szkoda, ładna była - udał, że ociera łzy z oczu.

- Nie musiałeś jej zabijać - spuściłem głowę w dół. Pomyślałem o tym co teraz musi czuć Anderson. Był w dokładnie takiej samej sytuacji jak ja niecały rok temu. W jednej chwili stracił ukochaną kobietę i nienarodzone dziecko. Gdy Mary zginęła, była w czwartym miesiącu ciąży, dokładnie jak Sally.

- Zawadzała mi trochę - wyjął pistolet z kieszeni. To właśnie z niego padł śmiertelny strzał.

- Pozwól mi porozmawiać z Sherlockiem. Chcę go zbadać - próbowałem za wszelką cenę dopiąć swego.

- Ach, no dobrze - machnął rękoma. - Ale niestety, musisz trochę pospać.

Po tych słowach, mężczyzna podszedł do mnie i wstrzyknął mi w szyję jakąś substancję. Próbowałem się szarpać i krzyczeć, ale nie dałem rady. Czułem się, jakby moje powieki ważyły więcej ode mnie. Potem była już tylko ciemność...

Zakochany detektyw [JOHNLOCK + MYSTRADE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz