Depresyjny wywód 2, czyli „wywód niczym twarzowa palcówka"

14 2 0
                                    

Dotykam twojej twarzy. Moje kciuki przesuwają się po twoich powiekach. Nawet w tych ciemnościach wiem, że twoje zamknięte oczy są jasnoniebieskie, jak niebo, w które patrzyłam zawsze, gdy przychodziło się nam rozstać, niebo, które każdego owego dnia zdawało się rozpaczać ze mną. 
Schodzę coraz niżej, a palce zwężają mi się na nosie. Wiem, że jest duży, a ty go nie lubisz, mimo że ja kocham go całym sercem. Skrycie marzyłam, żebyś mówił, że rośnie żeby lepiej czuć zapach mojej skóry, ale oczywiście tak nie było.
Po raz kolejny moje palce się rozchodzą. Natrafiają na gładkie policzki. Głaszczą je bez żadnego problemu. Cholernie chciałbym, móc dotykać je kiedy się uśmiechasz, chcę spijać radość z twoich dołeczków.
Teraz palce natrafiają na spad, którym jest broda, i który na powrót je łączy. Dotykam jej i wyczuwam pozostałości  po pryszczach, które wyduszałeś choć ostrzegałam przed bliznami.
Czemu nikt mnie nie ostrzegł przed bliznami na sercu?
Najlepsze zostawiłam na koniec. Już spragniona dotykam twoich ust. Tyle razy muskały moje policzki. Tyle razy dotykały szyi. Tyle razy składały pocałunki, szybkie i wolne, zachłanne i niewinne, na moich własnych. Chce je poczuć, choć raz, ostatni, na pożegnanie. Zbliżam się i muskam je. Tak bardzo tego pragnęłam.
Nagle czar pryska. Budzę się.
Ostatkiem sił dotykam miejsca obok na łóżku. Jest zimne i puste. Czyżbyś zostawił swoje serce, gdy odchodziłeś?

My byliśmy palcami. Raz byliśmy razem, raz osobno. Raz było łatwiej, raz ciężej. Ale zawsze ktoś miał gorzej. Serce.

Anegdoty, z mądrej głowy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz