Rozdział 5

1.4K 30 7
                                    

   Puściłam gwałtownie Dereka, wręcz go od siebie odepchnęłam. Zeskoczyłam z blatu i odsunęłam się od mężczyzny. Nie powiem przestraszyłam się tego krzyku. Skuliłam się lekko, spuszczając głowę na dół.

    - Jack... Ja... Tylko...- przecież ja tak właściwie nic nie zrobiłam tylko go przytuliłam... jak przyjaciela, więc dlaczego się tak przestraszyłam, jakbym została przyłapana na czymś złym?

    - Jackob uspokuj się, to był tylko... Przyjacielski uścisk na poprawę humoru.- wytłumaczył starszy z lekkim uśmiechem, opierając się pośladkami o blat i zaplatając ręce na torsie.

   Jack przyglądał się nam badawczo przez chwile. Po czym podszedł do mnie, złapał moją twarz w swoje dłonie i pocałował w głowę, następnie mocno objął.

    - Przepraszam, że cię przestraszyłem...- wyszeptał mi do ucha. Również go objęłam.

    - Nic się nie stało...- mruknęłam, wtulając się w mojego chłopaka.

   Zerknęłam ukradkiem na Dereka. Patrzył na nas albo raczej na Jacoba jakby chciał go zabić, no przynajmniej obezwładnić chyba, że mam omamy i mi się tylko wydawało ale raczej nie. Spojrzał na mnie, a jego twarz złagodniała nawet się uśmiechnął lekko. Chłopak mnie puścił.

    - Jedliście już śniadanie?- zapytał, obejmując mnie dłonią w tali i cmoknął w policzek. Mam wrażenie czy zaznacza swój teren. A może za dużo programów o zwierzętach się na oglądałam?

   - Tak, właśnie umyliśmy naczynia.- powiedziałam, patrzą mu w oczy. Poprawiłam jego włosy z czoła.

   - Dobra, ja muszę dzisiaj wrócić jakoś do domu...

   - Ale nie teraz, co nie?- przerwał mi starszy. Spojrzałam w jego stronę.

   - No niby nie... Mam czas do dwudziestej... No dwudziestej drugiej...- stwierdziłam przerzucając oczami.

   - To chodźmy dzisiaj do kina. Jest taka fajna "podobno" komedia romantyczna... Czekajcie jak... Ona się nazywała... A już wiem "Zeswatajmy swoich szefów". Znajomi się zachwycają i namawiają mnie abym poszedł. Idziecie ze mną?- zapytał, patrząc cały czas na mnie.

   - Ja z wielka chęcią. Chciałam na to iść już wcześniej.- podekscytowałam się. Złapałam Jacka za ramiona, podciągając się do góry.

   - No proszę, proszę, proszę, proszę...- zrobiłam maślane oczka i wydęłam dolną wargę. - No proooszee...- zawyłam.

   - No dobrze, pójdziemy.- podniósł oczy ku niebu i westchnął głęboko.

   - Jest!- ucieszyłam się. Cmoknęłam go w usta. Chyba spodobał mu się ten gest bo pogłębił pocałunek.

   - Dobra papużki, wystarczy tego. - powiedział stanowczo pan Jackson.

   Oderwałam się od młodszego lekko zarumieniona. Odchrząknęłam, odsuwając się od niego.

   - To może Jack ty zjesz śniadanie a ja z Derekiem zamówie bilety co?- zapytałam nie pewnie. Cały czas jest jakaś napięta atmosfera albo ja mam tylko takie wrażenie.

   - Popieram ją.- powiedział starszy i odepchnął się od blatu. Podszedł bliżej mnie.

   Jack zmróżył oczy, spoglądając na ojca. Jezus to się tu dzieje, chyba muszę przestać tu przychodzić przez kilka dni, tygodni a może i miesięcy. W sumie może pojade do babci jutro? Tak chyba tak zrobię. Dawno się nie widziałyśmy. Ciekawe co u niej i Johna i Svena? Johny i Sven to jej koty. Ten pierwszy to rudy, mały, spryciaż. Sam potrafi sobie wyjąć karmę i przynieść aby mu otworzyć. Jestem ciekawa kiedy nauczy się ją otwierać. A Sven o ten to jest całkowite przeciwieństwo Johna. Ma czarne futro, a jedyne na co ma ochotę to leżenie na fotelu albo wylegiwanie się na słońcu. Od czasu do czasu pofatyguje się na kolana aby go pomiziać. Są całkowicie inne ale kocham je tak samo, zawsze poprawiają mi humor kiedy mam doła i przy nich odrywam się od reszty tego zepsutego świata.

    - No dobra.- burkną mój chłopak, przywracając mnie do rzeczywistości. Potrząsnęłam prawie niezauważalnie słowa, całkowicie wracając do naszego świata.

  Senior ruszył do pokoju, ja cmoknęłam juniora i pobiegłam za nim. Weszłam do jego sypialni i podeszłam do biórka. Stanęłam za nim, jedną ręką opierając się o blat mebla a drugą o oparcie krzesła, lekko pochylając się do przodu aby lepiej widzieć ekran laptopa. Wzięłam głęboki oddech, przez co poczułam jego zapach. Na prawdę ładny zapach. Jakby brandy, jakieś owoce i zioła ... Powąchałam jeszcze raz. Brzoskwinie i mięta? I coś jeszcze ale nie wiem co to...

    - ... Alo... Ana... Świat do Any... Pobudka...- przed moimi oczami pojawiła się duża męska dłoń.

   - Aea... Co? A tak, wybacz.- zarumieniłam się lekko i uśmiechnęłam głupio.

   Uśmiechnął się do mnie uroczo... Czekaj co? Nie po prostu się uśmiechnął. Tak po prostu uśmiechnął.

    - No dobra to gdzie siedzimy?- zapytał wracając wzrokiem na ekran.

    - Hmm... Siódmy rząd, piąte, szóste i siódme miejsce?- zapytałam.- Te miejsca są chyba najlepsze.

   Przyglądał się chwile ekranowi i zastanawiał się.

    - Tak te będą odpowiednie.- zaznaczył wskazane przeze mnie miejsca.

    - Jeszcze tylko... Nazwisko... I... Koniec.- powiedział klikając enter na klawiaturze.

   Wyprostowałam się i rozciągnęłam, cicho mrucząc. Spojrzałam na niego, przyglądał mi się z rozmarzonym lekko zarysowanym uśmiechem na twarzy. Na jarał się czego czy co? Przeraża mnie czasem, naprawdę a ostatnio coraz częściej.

   - A! Na którą godzinę ten seans?- zapytałam. Nie zwróciłam wcześniej na to uwagi. Gapa ze mnie. Zaśmiał się cicho.

   - Na 16:30.

   - Okeeey.- wyszczerzyłam zęby.

   - Idę do Jacka.- poleciałam do salonu. Usiadłam obok niego, oparłam głowę na jego ramieniu.

   - O 16:30 jest film...

   - Mhm.... - mruknął przełykając kanapkę.

  Spojrzałam na zegarek. Dopiero 12:38, bożeeee.... przez resztę dnia oglądaliśmy jakieś filmy w telewizji. Znaczy ja i mój chłopak bo jego ojciec gdzieś poszedł, imformujac nas tylko, że spotkamy się już w kinie. W czasie kiedy Jack ekscytował się jakimś tandetnym filmem ja zaczełam się zastanawiać.
   Derek... Hmm... Zmienił się ostatnio. Jest taki cichy, spokojny. Jak kiedyś co rusz nam coś insunuował najczęściej, coś sprośnego to teraz nie, jakby uspokoił się. Nie jest to do niego podobne. Gdzie podział się ten przebojowy, zabawny i gwałtowny facet? Zawsze miał jakiś komentarz do wszystkiego. Nie ważne czy oglądaliśmy horror czy komedie albo jedliśmy śniadanie czy graliśmy w karty. Zawsze, po prostu ZAWSZE taki był, a ostatnio przestał. Czy stało się coś? A może ja coś zrobiła? Może w pracy? Albo spotyka się z kimś i ta osoba woli go takiego. A co,jeśli to coś poważniejszego? Jakaś straszna choroba?! Potrzasnęłam głową i podwinęłam nogi. Nie, nie, nie! Nie powinnam nawet tak myśleć. Pewnie ma gorsze dni, tak. Ale szkoda, że się zmienił. Lubiłam go takiego, takiego szalonego. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zaraz, zaraz... czy ja właśnie stwierdziłam, że tęsknie za nim? Aaaaaa! Przecież, to ojciec mojego ukochanego, co nie? Palnęłam się mentalnie w czoło. Tak, tak to właśnie przez to, że jest ojcem najbliższej mi osoby martwie się o niego.

    - Ana mamy półtorej godziny idź się ogarnij, bo znając życie masz tysiąc spraw do ogarnięcia.- zaśmiał się, wybudzając mnie z zamyślenia.

   - Mhm...- mruknęłam i ruszyłam do łazienki.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Przepraszam za długą przerwę, chociaż co ja plece, zawsze jest długa XD
No ale jest kolejny rozdział więc no....
Miłego dnia czy coś?

Ps. Macie jakieś pomysły jakby mogły się potoczyć dalsze losy naszych bohaterów? (Piszcie w komentarzach)

Ojciec mojego ChłopakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz