— Dzięki — odpowiadam i macham mu na pożegnanie.
Siadam na miejscu pasażera, zamykam drzwi i głośno wzdycham. Wszystko mnie boli, jak ja się pokaże ojcu? Od razu skapnie się, że wymknęłam się w nocy. A było tak blisko, żeby skończyć ten durny szlaban. Teraz? Teraz to ja mogę pomarzyć o zawodach. Chociaż zgodę już podpisał, więc jeśli się wymknę...
— Davina... — z rozmyśleń wyrywa mnie cichutki głos Beki.
Spoglądam na nią z pytajnikiem w oczach. Nie mam ochoty w tym momencie z nią rozmawiać. Gdyby nie ona nie miałabym teraz kolejnych kłopotów z ojcem. Mówiłam jej, że takie miejsca nie są dla niej. Ale po co słuchać Daviny? Lepiej się pchać w to bagno i mieć kłopoty. A później, kto musi ją z nich wyciągnąć? No oczywiście, że JA!
Widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru dokończyć swojej wypowiedzi, odwracam wzrok z powrotem na boczą szybę po czym opieram czoło o nią i przymykam powieki.
Jestem na nią złą. Nie ja jestem wściekła. Nigdy więcej nie dam się wciągnąć w takie gówno. Chce przychodzić na te walki, to proszę bardzo, ale niech nie liczy na mnie. Ja się z tego wypisuje. Nie potrzeba mi jeszcze większych kłopotów. Wystarczy, to że muszę wymyślić jakąś wymówkę dla ojca, dlaczego pół mojej twarzy wygląda jak dojrzała śliwka. Tylko to stanowi problem, bo siniaków na żebrach i w innych miejscach nie zobaczy, ale ten na moim poliku i rozcięta warga... Nie chce nawet myśleć o tym jak zareaguje. Niby ma mnie w dupie jednak, kiedy widzi siniaki na mojej twarzy od razu zadaje pytania, dlatego na treningach staram się unikać takich sytuacji. Zawsze po zawodach udaje mi się jakoś zamaskować siniaki, ale nie ma szans, że tego co mam teraz uda mi się zakryć. Nie dość, że jest wielki i bardzo widoczny, to jeszcze cała lewa strona mojej twarzy jest spuchnięta. Nawet ślepy by go zauważył. Żaden makijaż go nie zakryje.
Czemu ja muszę być taka głupia? Czemu wtedy na korytarzy po porostu nie pozwoliłam Rebekah odejść? Po co ja ją zatrzymałam? Po co ja się na to zgadzałam?
No tak nie chciałam mieć jej na sumieniu. W końcu gdyby jej się coś stało to w jakimś stopniu byłaby to moja wina. W końcu wiedziałam, gdzie chce się udać. Wiem co się dzieje i jacy ludzie przychodzą w takie miejsca, na takie widowiska. Wiem, co ci obleśni faceci robią widząc bezbronną dziewczynę. Do tego tak bardzo wyróżniającą się z tłumu, jak Beka. Od razu wiedzą, że jest bezbronna i będzie łatwą zdobyczą.
W niektórych momentach chciałabym wyłączyć sumienie i mieć wszystko i wszystkich głęboko w poważaniu. Ratowanie ludzi nie należy do moich obowiązków! Więc dlaczego to robię?
Głupie sumienie. Głupie człowieczeństwo. Jakby tak mieć wszystko w dupie i skupić się na sobie... Ach, byłoby cudownie. I może w tym momencie brzmię jak egoistka, ale naprawdę mam dość ratowania kogoś. W Portland nie raz wyciągałam moich znajomych z opresji, czy nawet przypadkowych ludzi których ktoś zaczepiał. Dziwnym trafem zawsze, jak wychodziłam na nocny spacer spotykałam się z takimi sytuacjami. Czy jakiś pech, czy co?
Naprawdę chciałabym przejść obok takich ludzi obojętnie, żyć własnym życiem, ale nie mogę. Nie mogę patrzeć na krzywdę drugiego człowieka, kiedy mam świadomość, że coś jest robione wbrew jego woli albo jak jest to nie równa walka. Ludzie jak chcą się mierzyć z kimś, to powinni znaleźć sobie kogoś równego sobie, a nie zaczepiać słabszych i bezbronnych.
Mimo, że z wyglądu i charakteru wyglądam jak typowa suka, to tak naprawdę nią nie jestem. Tylko życie nauczyło mnie, że słabości się nie pokazuje, inaczej wykorzystają je przeciwko tobie i na starcie twoja walka jest przegrana.
CZYTASZ
POISON
Teen Fiction~pijemy truciznę, nasze myśli lecą dla nas i zastanawiam się, dlaczego czujemy się tacy chorzy~