Rozdział: 6

279 33 3
                                    

 Co tam? pytam zaraz po przyjściu Beki.

Gromi mnie wzrokiem, po czym na jej poliki wskakuję delikatny róż. Uśmiecham się szeroko, jednak zaraz mój uśmiech maleje, a na twarzy pojawia się grymas. Głupi polik. Głupi siniak.

 Boli? odzywa się, a wyrzuty sumienia odbijają się w jej oczach.

 Nie, łaskocze sarkam. 

Blondynka spuszcza wzrok na swoje jedzenie. 

 To moja wina szepta.

— Racja, twoja.

 Gdybym cię posłuchała i nie odchodziła nigdzie, to by nic się nie stało. Nie musiałabyś kłamać tacie i teraz cierpieć z bólu. Jestem idiotką, zachowałam się samolubnie...

 Stop  przerywam jej. — Beka, słuchaj. Nie zaprzeczę, że zachowałaś się idiotycznie, ale nie obwiniaj się tak i nie przejmuj. Popełniłaś błąd, masz nauczkę na przyszłość. I nie martw się tak o mnie. Nic mi nie jest, to tylko kilka siniaków, przeżyje. Uwierz mi byłam w gorszym stanie. Jeśli chodzi o mojego ojca, to tym bardziej się nie przejmuj. On i tak ma mnie gdzieś i traktuje jak najgorsze zło tego świata.

— Przykro mi  patrzy na mnie ze współczuciem.

 Nie potrzebnie.

— A co z... waha się.

 Moją mamą? przytakuje. — Nie żyje. Zmarła cztery lata temu, guz mózgu.

 Davina, tak mi przy...

— Przestań — wcinam się w jej zdanie, może trochę za ostro, bo wzdrygnęła się na mój ton. — Rebekah nie chcę twojego współczucia ani litości.  

Niebieskooka ponownie spuszcza wzrok. Nie chciałam na nią naskoczyć, naprawdę. To samo tak wyszło. Nie potrzebuje współczucia czy litości. Wystarczająco ludzi w Portland tak na mnie patrzyło i obchodziło się ze mną jak ze śmierdzącym jajkiem. Nie podchodzić, bo w końcu wybuchnie, a jak już podejdziesz to zachowuj ostrożność. 

 Jak z tym twoim chłopakiem, jak mu tam...  zmieniam temat.  

 Isaac  krwisty rumieniec pojawił się na jej twarzy. 

 Co z nim? wkładam do ust frytkę i powoli przeżuwam. 

— Zaprosił mnie do siebie na imprezę w ten piątek — uśmiecha się szeroko, w jej oczach tańczą radosne iskierki.  

 To świetnie.

— Powiedział, że mam zabrać też ciebie nadzieja w jej głosie jest, aż namacalna. Szkoda tylko, że muszę odmówić.

 Nie mogę.

— To przez to co się stało na walce? Nie chcesz ze mną już nigdzie wychodzić? jej głos pod koniec zaczął się łamać.

 To nie tak. Po prostu w piątek jadę do Portland z samego rana i jak wrócę to będę zbyt zmęczona na imprezę.

— Rozumiem — uśmiech się smutno.

Najchętniej po walce zostałabym w Portland chociaż na noc, ale wtedy ojciec zacznie coś podejrzewać. Podpisał zgodę, ale nie wie na co i nie wie gdzie się wybieram. Za pewne myśli, że to jakaś szkolna wycieczka. Jak nie wrócę na noc do domu to zacznie zadawać pytania, a jego  przesłuchań mam dość. Nic innego nie robię jak go okłamuje. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia, ale co ja mogę? Traktuje mnie jak najgorsze zło tego świata. Myśli, że pójdę w śladu siostry mojej mamy. Jestem do niej bardzo podobna, w końcu moja mama i ciocia były bliźniczkami. Ostatnie cztery lata praktycznie to ona mnie wychowała, a prawie pół roku temu obie miałyśmy wypadek w którym zginęła. Bardzo to przeżyłam, najpierw strata mamy, później cioci. 

POISONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz