█║▌║▌║Inne wymiary║▌║▌║█

168 18 13
                                    


Alex's POV

Opowiem wam teraz jak teleportowałam się do innego wymiaru. Ale nie to nie znaczy o kurde Alex teraz zdradzisz nam jak przenieść się do innego wymiaru! Czadowo! Nie nie nie!!! Nie ma w tym nic fajnego. Wracając.

Jestem Alexandra Seher Phoenix (Seher to moje drugie imię, a Phoenix to nazwisko dla tych co się nie domyślili)

Imię Alexandra oznacza silnego lidera, jakoś nigdy mi się to nie udzieliło. Seher znaczy świt, moja matka fascynowała się krajami arabskimi stąd to imię.

Dobra zacznijmy od początku.

Zaczął padać deszcz. Praktycznie woda lała się z nieba wiadrami. Kasztanowe włosy przyklejały mi się do twarzy. Pewnie wyglądałam jakby ktoś wrzucił mnie do basenu i wywalił na ulicę. Nowy Jork wciąż wyglądał jak pobojowisko. Jeśli chodzi o moją matkę to nie wiem co się z nią stało. Ale jakoś się tym nie przejęłam. Teraz każdy pomyśli o kurde Alex jesteś okropna, bezduszna i bez serca. Tak się składa, że moje ostatnie spotkanie z matką było dziwne.

Tydzień temu

-Seher, nie chciałam by tak się stało- powiedziała z płaczem.

-Spokojnie, wszystko będzie dobrze- myślałam, że chodzi to, że brakuje nam kasy, bo zawsze nam jej brakowało.

-Nie, chodzi o mnie, przepraszam, że ci to robię, ale nie mam wyjścia, oni nie mogą cię znaleźć.

-Ale kto?

-Źli ludzie, musisz uciekać, nie martw się o mnie, ty nie będziesz płacić za moje grzechy, uciekaj Seher

-Mamo?

-Uciekaj Seher, kocham cię

-Też cię kocham

-Teraz!

Wybiegłam z mieszkania.

Wciąż nie wiem o co chodziło mojej rodzicielce. W końcu dotarłam do mojego dawnego domu. Wyglądał nie lepiej niż wszystko po inwazji kosmitów. Weszłam do budynku skierowała. Się do mieszkania o numerze 23. Nawet nie było ściany oddzielającej moje dawne mieszkanie od korytarza. Wzięłam torbę, którą moja mama kupiła nawet nie wiem po co. Ważne jest to, że była wodoodporna i lekka. Z szafy wyjęłam dwie bluzy i koszulki, bieliznę, dwie pary jeansów oraz trampki. Muszę zaopatrzyć się jeszcze w jakieś jedzenie. Ruszyłam do kuchni. W ogóle nasz dom, znaczy mój były dom wyglądał jak śmietnik. Istna Sodoma i Gomora. Jakby ktoś tu czegoś szukał... W kuchni było pełno trwałego jedzenia typu chrupkie chlebki, jakieś batony energetyczne itp.

Można by pomyśleć, że Mary Florence Walker (czyli moja matka właśnie) była maniaczką teorii spiskowych o apokalipsie. Jednak wcale tak nie było. Chociaż kto to wie, była lub jest dziwna. Zawsze mówiła mi by nie bać się śmierci, opowiadała mi historie o herosach i bogach. Jako dziecko wiele o tym czytała z tego co wiem. Z wykształcenia była chyba fizykiem, albo chemikiem, nie jestem pewna. Nie lubiła mówić o sobie.

Postanowiłam poszukać jeszcze jakiś użytecznych rzeczy. Znalazłam linę, książkę o survivalu i apteczkę. Dobra teraz mam wątpliwości, czy moja matka nie był fanką teorii spiskowych. Wrzuciłam wszystko do torby. Przestało padać. Było strasznie cicho, postanowiłam zamknąć drzwi co oznaczało przesunięcie gigantycznej szafy. Za szafą czyli teraz moimi wrotami znalazłam radio.

-Czemu nie?- powiedziałam do siebie.

Włączyłam urządzenie. Rozległa się jakaś muzyka, wzdrygnęłam się to było dziwne tak psuć ciszę.

Midgardian girl {Loki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz