Rozdział 5.

197 18 1
                                    

POV Leigh

Wczoraj na spotkaniu z dziewczynami, było zajebiście. Znalazłam z nimi wspólny język i zdecydowanie dobrze nam się rozmawiało. Dziwne, że znam się z nimi jeden dzień, a już mam pewność, iż to porządni ludzie i że mnie nie zostawią. Zwłaszcza Perrie. Kiedy rozmawiałyśmy w oczekiwaniu na Jade oraz Jesy, zdążyłyśmy się nieco bliżej poznać. Jej historia wygląda mniej więcej jak moja, tyle że mnie po prostu wszyscy zostawili, a nie wyśmiewali. Bardzo dobrze pamiętam Jennifer i mam trochę wyrobione już zdanie na temat przyjaźni. Jenny zostawiła mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia, kiedy to dowiedziałam się o raku mojej mamy. Załamana, nie miałam nawet komu się wygadać, bo ona wtedy właśnie kręciła z moim (teraz już byłym) chłopakiem. Zostawiłam ich wszystkich,zamknęłam się w sobie i wrzuciłam klucz. Tylko mama i siostry mnie obchodziły i w sumie tylko one powstrzymywały mnie od decyzji o zakończeniu życia. Mama jakoś już 2 lata żyje z nowotworem i nie ma przerzutów. Codziennie dziękuję temu, co jest tam na górze, za to, że mi ją zostawiło.

Dzisiaj znowu się umówiłyśmy się, tym razem u Perrie, w domu.

"I want you stay...ooooh..." - zabrzmiała moja komórka.  Popatrzyłam na ekranik. Jesminda.

-No kochana, jesteśmy już pod twoją bramą.-oznajmiła.

-Idziem tam!

-Czekamy więc!

Rozłączyłam się, założyłam sandałki i wyszłam. Nie miałam się z kim żegnać, bo mama zabrała Charlie i Nicky* na zakupy.

Zakluczyłam drzwi i pokonywałam kolejne schody w podskokach.

-No, dłużej się nie dało? -spytała Jade na dzień dobry.

-Też się cieszę, że was widzę. -odparłam i przytuliłyśmy się. -A teraz wio do Pezzi!

-Woooohooo!- krzyknęła Jessica i ruszyłyśmy w stronę mieszkania Edwards. Jesy była zdecydowanie bardzo spontaniczna. Fajna osoba. Jade natomiast raczej spokojną, ale to nie znaczy, że mniej zajebistą.

Już wchodziłyśmy w bramę kamienicy, w której pod numerem 12 mieszkała Pezz. Wcisnęłam dzwonek.

Ding-Dong!

-Oh, to wy!-przywitała nas jasnowłosa, wysoka kobieta, podobna do Perrie. Pewnie jej mama.-Miło mi poznać przyjaciółki mojej córeczki. Nikogo tu dawno nie przyprowadzała, dlatego wiedzcie, że wiele dla niej znaczycie.

-Dzień dobry. Oh, Perrie też wiele dla nas znaczy.- uspokoiła ją Jadey.

-Tak to prawda.-Dodała Jess.

-Nie mamy zamiaru jej skrzywdzić. -dokończyłam.

-Świetnie więc - uśmiechnęła się rodzicielka Pezz- Wyglądacie na miłe dziewczynki. Dobra, zresztą już was nie zatrzymuję. PERRALIANO! KOLEŻANKI JUŻ SĄ! -Krzyknęła w głąb domu.

-Mamo, miałaś nie używać mojego pełnego imienia, wiesz, że go nienawidzę! - zdenerwowana Perraliana (jak się okazuje) wkroczyła do przedpokoju.

-Oj, kwiatuszku, nie gniewaj się. -pogłaskała córkę po włosach.

-Dobra, już nieważne. -westchnęła Pezz.- Hej dziewczyny!

-Witaj, witaj- ja i dziewczęta przytuliłyśmy ją na powitanie.

-No dobra, to zapraszam do mnie. -wykonała zachęcający gest i przeszłyśmy wszystkie do korytarzyka. Rozejrzałam się.  Ściany miały kolor beżowy. Taki beżowy "kawa-z-mlekiem". Na nich wisiały małe obrazki, domyślam się, że malowane przez jej mamę. Przedstawiały raczej abstrakcje i za nic nie mogłam się domyślić, co jest na nich dokładnie. Z  korytarzyka można było dostać się do wszystkich pomieszczeń w mieszkaniu. Pierwsze wejście-do salonu. Drugie- do pracowni mamy i taty (który jest specjalistą od reklamy).  Potem sypialnia rodziców, łazienka i wreszcie w samym końcu, pokój Perraliany. Otworzyła drzwi obklejone plakatami i naszym oczom ukazał się biały pokój z jeszcze większą ilością plakatów najróżniejszych zespołów na ścianach. Nigdy bym nie pomyślała, że tak może wyglądać pokój Edwards. Myślałam raczej o czarnych ścianach i ciemnych meblach. A tu takie (miłe) rozczarowanie.

-No i jak wam się podoba w mojej grocie? -zagadnęła Perrie widząc jak obmierzamy każdy kąt.

-Jest...Super!-Przyznałam.

-Nie spodziewałabym się tylu kolorów. -oświadczyła Jesy. Widocznie miała takie samo zdanie jak ja.

-Ale jest extra!- podziwiała zachwycona Jade.

-Dziękuję. W moim buntowniczym okresie, który zwykłam sobie nazywać "ciemym czasem", nie było tu plakatów.  W ogóle niczego nie było, tylko biel ścian i oczywiście meble. Jakieś dwa, trzy dni temu powiesiłam to wszystko i zawołałam mamę, aby oceniła dzieło. No i powiedziała, że jest lepiej.- wyjaśniła Pezz.

-Ma rację.- uznałam.

-Chyba już masz dość ciemności, nie? -spytała niepewnie Jess.

-W sumie, to tak. Teraz tylko KOLORY!- Wykrzyczała ostatnie słowo, tak, aby mama ją usłyszała. Z głębi domu słychać było "Aww yeaah!", jako odpowiedź. Zachichotałyśmy wszystkie.

-To zaczynamy nockę!- oznajmiła Jadey i rzuciła swoją torbę na podłogę. Zawtórowała jej Jesy, więc ja także musiałam rzucić torbą, nie chciałam być gorsza.

Kiedy już torby wszystkie torby zostały rzucone, rozpoczęłyśmy nocowanko.

-Oh, właśnie, Lee, jakie jest twoje największe marzenie? - spytała Jesy.

-Ehm, ee...- ociągałam się z odpowiedzią. Nie wiedziałam, czy może nie zaczną się śmiać.

-No dawaj, nie będziemy się śmiały, nawet jeśli to będzie coś w rodzaju pojechać do Disneylandu na Marsie.- zachęciła mnie Perrie. Chyba wiedziała, jakie mam wątpliwości.

-No więc, chciałabym wziąć udział w przesłuchaniach do X-Factora.- wrzuciłam z siebie i nie słysząc śmiechu, odetchnęłam.

-Nie. No ja nie wierzę. - powiedziała Jade spokojnie.

-Co jest?- chciałam się zorientować.

-MY WSZYSTKIE O TYM MARZYMY!- zawołała radośnie Perrie. Zaraz zaczęłyśmy się śmiać.

Po jakiś 10-ciu minutach, gdy już się opanowałyśmy, Jesy zaczęła patrzeć na każdą z nas po kolei spojrzeniem mówiącym: "Czy wy myślicie o tym samym co ja?".

Perrie po chwili też patrzyła tym spojrzeniem, a po niej także i ja oraz Jade. W końcu Jesy nie wytrzymała.

-IDŹMY JAKO ZESPÓŁ!

-TAAAAAK!- Wszystkie krzyknęłyśmy w tym samym momencie i rozpoczęłyśmy skakanie po pokoju.

Pierwsza opanowała się Jade.

-To super pomysł i byłoby zajebiście iść, ale rodzice...

Natychmiast posmutniałyśmy.

- Rzeczywiście, jeszcze oni.- zauważyła Pezz.

Teraz jedynie oni byli przeszkodą w spełnieniu marzeń.

-Hej, dobra, nie smutamy laski, trzeba spróbować. -Pocieszyła nas Jess.

-Hmmm...Idę się spytać. -oświadczyła Perrie i otworzyła drzwi.

Popatrzyłyśmy na nią i ruszyłyśmy, aby podsłuchiwać.

* Charlie i Nicky, to siostry Leigh. Zapomniałam, jak się nazywają naprawdę xD sorrka

Dzisiaj taki mi długaśny wyszedł xD

Byłby jeszcze dłuższy, ale podzieliłam ;)

Pozdrawiam Misie xx :)

Little FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz